Odpowiedni zapis ma się znaleźć w nowej wersji ustawy o podatku od handlu detalicznego, którą resort przedstawi dziś lub jutro, wynika z informacji DGP. Resort finansów zdaje sobie sprawę, jak skomplikowany byłby pobór podatku od handlu w sieci. Trudno byłoby go egzekwować od podmiotów zarejestrowanych za granicą.
Przedstawiciele ministerstwa przyznają, że przynajmniej niektóre uwagi resortu cyfryzacji (który podatkowi od handlu w internecie mówił stanowcze „nie”) są zasadne.
Według MC po wprowadzeniu obciążenia mogłaby wystąpić sytuacja podobna do tej, jaką mamy w przypadku internetowego hazardu: szacowana wartość tego rynku w Polsce to około 4,9 mld zł, z czego tylko 9 proc. to udział firm funkcjonujących zgodnie z polskim prawem. Reszta to firmy działające w krajach UE.
– Supermarket konkuruje z kilkoma supermarketami na tym samym rynku, a sklep internetowy od razu konkuruje globalnie. I mimo różnych karkołomnych propozycji nie da się opodatkować podmiotów zagranicznych, tylko polskie, więc miałoby to wpływ na ich konkurencyjność lub wymuszało przenoszenie za granicę – tłumaczy Grzegorz Wójcik z Izby Gospodarki Elektronicznej.
Do ostatniej chwili MF zastanawiało się, co zrobić z innym kluczowym zapisem, czyli opodatkowaniem handlu w weekendy i ustaleniem kwoty wolnej od podatku. Resort wcześniej sygnalizował, że odpuści handlowcom i nie będzie wprowadzał na sobotni obrót wyższych stawek – ale niewykluczone, że w ogóle nie będzie specjalnego weekendowego opodatkowania, również w niedziele. Co do kwoty wolnej resort znalazł się między młotem a kowadłem. Krajowi kupcy postulują ustalenie wysokiej – rzędu 200 mln zł obrotu rocznie. Ale na tak duże zwolnienie może się nie zgodzić Komisja Europejska, wskazując na nierówne traktowanie podmiotów.
Z nowego projektu najprawdopodobniej znikną też stawki progresywne. Aktualny może za to pozostać inny problem. Ponieważ danina obejmuje tylko sprzedaż na rzecz konsumentów (osób fizycznych), a nie przedsiębiorców, nie jest jasne, czy, a jeśli tak, to w jaki sposób sklep miałyby weryfikować podatkowy status swoich klientów.

Państwowe firmy bardzkiej solidarne, choć liberalne

Minister skarbu Dawid Jackiewicz pod koniec zeszłego tygodnia wyłożył, jakie ma plany wobec państwowych firm. Wysłał list do przedsiębiorstw, których właścicielem lub współwłaścicielem jest Skarb Państwa. Założenia są klarowne: koniec prywatyzacji, czas wspierać państwo.

„Nie wpływy z prywatyzacji powinny być filarem finansów państwa, a udział w wypracowanym zysku silnych polskich przedsiębiorstw. To pieniądze, które powstały z rzeczywistego wysiłku, a nie jednorazowej transakcji” – brzmi fragment listu. To zdefiniowanie zmiany, która zaczęła się dokonywać jeszcze w trakcie rządów PO, gdy coraz większą rolę w budżecie zaczęły grać dywidendy, z drugiej strony pojawiły się zaś pomysły takie jak Polskie Inwestycje Rozwojowe.

List do spółek to próba wykreowania trwałej polityki wobec państwowych firm, która ma być wpisana w „Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju”, który przygotował wicepremier Mateusz Morawiecki, a przyjął go rząd. Zakłada ona trzy filary. Po pierwsze, zasilanie budżetu zyskami takich przedsiębiorstw. Po drugie, inwestowanie przez nie samodzielnie lub wspólnie w kraju. Po trzecie, zagraniczna ekspansja. „Kluczem dla ekonomicznego sukcesu naszego kraju jest kooperacja, gospodarczy patriotyzm oraz tworzenie szerokiej koalicji spółek, które mogą z sobą współpracować w kraju i za granicą” – napisał Jackiewicz.

Minister sugeruje spółkom przedstawianie sobie ofert. Te na pewno przyjmą to z ochotą (w niektórych przypadkach dzieje się to już dziś).

– Jako pierwsi wystąpiliśmy do spółek Skarbu Państwa i ministerstw z pismem i ofertą współpracy w zakresie wynajmu nieruchomości, ich kupna i sprzedaży bądź realizacji inwestycji – chwali się Zbigniew Kulewicz z zarządu Polskiego Holdingu Nieruchomości. Dla PHN oznaczałoby to stanie się kimś w rodzaju zarządcy nieruchomości i dewelopera dla sfery publicznej, co byłoby całkiem opłacalne.

Podobne działania mogą być stosowane na dużo szerszą skalę przez inne spółki. – My i wiele innych spółek Skarbu Państwa jesteśmy w stanie znaleźć wiele platform biznesowych, na których można szukać synergii i wspólnych korzyści – uważa Adrian Kubicki, rzecznik prasowy LOT-u. Może to dotyczyć nie tylko wzajemnego świadczenia usług, lecz także wspólnych zakupów. Choć przedstawiciele spółek sami zastrzegają, że wszystko musi się odbywać na warunkach rynkowych.

Podobnie widzi to minister Dawid Jackiewicz, który napisał, że taka „gospodarcza solidarność państwowych firm jest możliwa bez naruszania zasad wolnej konkurencji, swobody przepływu kapitału czy zapisów kodeksu spółek handlowych”. Przykładem ma być wzajemne wsparcie, jakiego udzielają sobie firmy francuskie czy niemieckie. Minister deklaruje także wsparcie dla takiej współpracy dla firm ubiegających się o rządowe kontrakty czy zlecenia z zagranicy.

Powstaje pytanie, na ile chętnie firmy będą współpracować czy się łączyć. W niektórych przypadkach, jak pokazuje przykład energetyki i górnictwa, ta wola nie musi być duża. Kolejnym problemem może się okazać polityka dywidendowa zestawiona z innym celem z planu Morawickiego, czyli dużymi inwestycjami firm publicznych. Minister finansów Paweł Szałamacha już pod koniec ubiegłego roku zapowiedział rozpoczęcie prac nad polityką dywidendową (miały w nich wziąć udział również inne resorty gospodarcze). Jej celem jest określenie, na jakie kwoty może liczyć budżet z państwowych spółek do 2019 r. Przyjęcie takiej strategii wyeliminowałoby coroczne spory o poziom budżetowych wpłat.