Podatki są sprężyną państwa – zauważył Cyceron. Po dwóch tysiącach lat to spostrzeżenie nadal jest aktualne. Oczywiście ważne jest, kto z tej sprężyny korzysta.

Jak pokazują sondaże, najpewniej na jesieni PiS dokręci podatkową śrubę bogatym. Pytanie tylko, czy zrobi to faktycznie, czy na pokaz? Analiza wprowadzenia trzeciej stawki PIT pokazuje, że skutki – i budżetowe, i dla podatników – nie będą znaczne. Może zatem warto rozważyć inne opcje. I to nie w imię tego, by bogaci płacili więcej, ale by płacili proporcjonalnie, tyle ile mniej zarabiający. Bo tak się składa, że dla wielu dobrze zarabiających osób wprowadzenie liniowych obciążeń podatkami i składkami oznaczałoby podwyższenie sum płaconych fiskusowi. Tak, to nie pomyłka. Dla wielu z nich podatki są naprawdę niskie.
Jak pokazują dane resortu finansów, połowa osób zarabiających ponad 300 tys. zł rocznie płaci liniową stawkę 19 proc. Nie mówię, że to źle, jeśli mają taką możliwość. Ale warto zauważyć, że składki na emeryturę płacą od 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Dla przypomnienia: przeciętna pensja to ok. 4 tys. zł. Czyli ktoś, kto zarabia ponad 300 tys. zł, płaci składki, jakby zarabiał 10 razy mniej. Czy ktoś może powiedzieć, gdzie tu logika? To znaczy, że deficyt w ZUS utrzymują ci, co zarabiają przeciętne wynagrodzenia. Bo tych, co zarabiają 10 razy więcej od nich, na to nie stać. Stąd może zanim na pokaz przywrócimy trzecią stawkę, najpierw zadbajmy o to, by obciążenia były faktycznie liniowe.