Minęły wieki, a za psa wciąż trzeba płacić. Dziś danina przestała być podatkiem od luksusu i stała się źródłem dofinansowania najbiedniejszych zwierząt
Opłata za posiadanie psa w 2015 r. / Dziennik Gazeta Prawna
W 2008 r. polski fiskus zrezygnował z podatku od psa ze względu na trudności z jego poborem i niskie wpływy do budżetu. Nie oznacza to jednak, że danina ta stała się przeżytkiem. Miejsce podatku zajęła fakultatywna opłata od posiadania psa. Dziś wciąż pobiera ją wiele miast, a te, które z niej zrezygnowały, zastanawiają się nad jej przywróceniem. Gminy uzasadniają to obowiązkiem zapewnienia porządku w miastach. Dziś jednak ma on zupełnie inny charakter niż kiedyś, bo środki przeznaczane są na pomoc schroniskom.
W wielu miastach inkasentami opłaty stały się odziały Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, które za swoją pomoc w poborze zatrzymują od 30 do 50 proc. wpływów. W efekcie niewiele z psich pieniędzy trafia do budżetu gminy.
Ponad 200 lat
Prekursorem podatku była Wielka Brytania, która wprowadziła go już w 1796 r. W 1908 r. w jej ślady poszło Księstwo Saksonii. Rok później danina została wprowadzona w Księstwie Prus jako podatek od nowej konsumpcji i luksusu. W Prusach zobowiązanymi do jej zapłaty byli nie tylko właściciele psów, lecz także kotów, kaczek, ptaków trzymanych w klatkach, fortepianów i sań do zaprzęgu.
Początkowo podatek miał charakter prewencyjny i związany był z panoszącą się epidemią wścieklizny przenoszoną przez bezpańskie zwierzęta. Psy nieopłacone i nieoznakowane znaczkami magistratów były wyłapywane przez hycli i masowo uśmiercane. Wkrótce jednak gminy znalazły w nim łatwe źródło dochodów i zaczęły bez miary podwyższać jego stawki. Powszechnie uważano bowiem, że ten, kogo stać na utrzymywanie bezproduktywnego zwierzęcia, ma nadmiar dochodów.
Podatek od samego początku budził opór właścicieli psów. W 1890 r. w Nowej Zelandii stał się nawet powodem wojny między rdzenną ludnością maoryską a brytyjskimi osadnikami. W rzeczywistości wojna miała głębsze podłoże polityczne, ale do historii przeszła jako wojna o podatek od psów (dog tax war). Płacić nie chcieli nie tylko Maorysi. Przykładowo we Francji właściciele psów ukrywali je w domach. Dlatego w 1912 r. magistrat wpadł na pomysł, by wysyłać nocnych inspektorów. Ci chodzili od domu do domu i szczekali pod bramami. Adresy, pod którymi odpowiadało im szczeknięcie, były spisywane i sprawdzane w magistracie, a właściciele, którzy nie zapłacili podatku, surowo karani.
Zaczęło się od ogara
W Królestwie Polskim opłacie podlegały jedynie charty i ogary. Powszechny podatek wprowadzono w okresie międzywojennym. W Warszawie wynosił 30 zł, a połowa tej kwoty była przeznaczana na zatrudnienie bezrobotnych przy robotach publicznych. Po II wojnie światowej wrócono do tej koncepcji w ramach wprowadzonych w 1951 r. opłat i podatków terenowych. Początkowo danina była fakultatywna i pobierały ją tylko niektóre gminy. W 1975 r. unormowano ją w ustawie.
W 1991 r. podatek wprowadzono w ustawie o podatkach i opłatach lokalnych. Obowiązywał do 31 grudnia 2007 r. Jego stawkę ustalały gminy, ale jej maksymalną wysokość ograniczało ministerialne rozporządzenie. W 2007 r. podatek wynosił przeważnie 40 zł, a całość podatku wpływała do budżetu gmin jako opłata sanitarna mająca rekompensować wydatki na utrzymanie porządku i czystości w miastach.
W 2008 r. w miejsce podatku wprowadzono fakultatywną opłatę od posiadania psów. Od tego czasu jej nałożenie, a także pobór, wysokość i termin płatności znalazły się w gestii gmin. Zgodnie z rozporządzeniem ministra finansów jej maksymalna stawka nie może jednak przekraczać określonej kwoty (np. w 2013 r. – 119,93 zł, w 2014 r. – 121,01 zł, a w 2015 r. – 121,50 zł za jednego psa).
Mimo tych zmian wciąż pozostały problemy z poborem. Urzędy miast liczą na uczciwość podatników. Pomoc w inkasowaniu opłat zapewniają miejscowe oddziały TOZ i straż miejska. Oddziały TOZ pilnują wnoszenia opłat przez właścicieli psów już zarejestrowanych, a mundurowi w chwili złapania właściciela psa na wykroczeniu (np. braku kagańca, smyczy czy nieposprzątaniu po zwierzęciu) sprawdzają potwierdzenie rejestracji i dokonania wpłaty. Ci, którzy uchylają się od obowiązku, są zgłaszani do magistratu i wzywani do uiszczenia opłaty wraz z odsetkami. W razie zwłoki sprawy są kierowane do sądu.
Pisząc artykuł, korzystałam z artykułu Ewy Rembikowskiej „Szczekający inspektor podatkowy”, zamieszczonego na portalu internetowym o psach i kotach: Zpazurem.pl