Tomasz Michalik To paradoks. Ściągnięcie e-booka z sieci stanowi usługę elektroniczną podlegającą stawce podstawowej, lecz już sprzedanie tego samego produktu na pendrivie może być objęte stawką obniżoną, o ile taka książka ma symbol ISBN
Tomasz Michalik partner, doradca podatkowy w MDDP / DGP
11 września 2014 r. zapadł wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie fińskiej spółki K-Oy (sygn. akt C-219/13). Chodziło o opodatkowanie niższą stawką VAT książek wydawanych na innych nośnikach niż papier. Ministerstwo Finansów napisało w odpowiedzi na pytanie DGP, że to rozstrzygnięcie nie ma znaczenia dla polskich realiów. A jak pan je ocenia?
Wyrok TSUE jest wysoce rozczarowujący. Istotą zagadnienia było ustalenie, czy książki wydane na nośnikach fizycznych innych niż papier powielające tekst pisany mogą zgodnie z fińską ustawą o VAT korzystać ze stawki preferencyjnej. Należy zauważyć, że tamtejsze regulacje są bardziej restrykcyjne od polskich i przyjmują, że tylko książka wydana w klasycznej postaci jest opodatkowana według niższej stawki. W Polsce z obniżonej 5-proc. stawki VAT korzystają także książki wydawane na dyskach, taśmach i innych nośnikach oznaczone symbolami ISBN, o czym mówi poz. 33 załącznika nr 10 do ustawy o VAT. Nasze rozwiązania są więc atrakcyjniejsze od fińskich i w związku z tym wyrok nie ma prostego przełożenia na polskie regulacje.
Zdaniem TSUE to sądy krajowe muszą ocenić, czy książki papierowe i te wydawane na innych nośnikach są produktami podobnymi, a więc powinny być objęte tą samą stawką VAT.
To jest w tym rozstrzygnięciu szczególnie niepokojące. Trybunał uznał, że sąd powinien uwzględnić punkt widzenia przeciętnego konsumenta, a ten może być różny w różnych państwach. Innymi słowy sąd krajowy ma ocenić, czy dla konsumenta ważna jest zasadniczo podobna treść wszystkich książek, niezależnie od ich nośnika lub właściwości. Jeżeli tak właśnie jest, to wówczas w ocenie TSUE selektywne stosowanie stawki obniżonej VAT jest nieuzasadnione. Brzmi to trochę tak, jakby w ocenie TSUE otaczająca nas cyfrowa rzeczywistość przerastała obywateli niektórych państw członkowskich. Czy można zasadnie przyjąć, że przeciętny konsument kupujący książkę w postaci pliku elektronicznego rzeczywiście spodziewa się czegoś innego niż treści tej książki? Argument dotyczący dodatkowych funkcjonalności czytników elektronicznych (tj. przewyższających funkcjonalność książki tradycyjnej) jest bezzasadny. Dotyczy jedynie funkcjonalności narzędzia służącego do odczytania książki, a nie samej książki w postaci pliku. Szkoda, że TSUE uchylił się od jednoznacznego rozstrzygnięcia.

Jak należy oceniać podobieństwo książek cyfrowych i papierowych?

Wydaje się dość oczywiste, że osoba nabywająca książkę w formie tradycyjnej, pliku elektronicznego czy audiobooka, kupuje ją co do zasady dla jej treści. Może w przypadku audiobooka istotna jest jeszcze interpretacja i ekspresja konkretnego czytającego. Ale porównując książki w wersjach tradycyjnej i elektronicznej, należy uznać, że tworzą one dla kupującego tę samą wartość. Trudno przyjąć, że sam plik na nośniku miałby dla przeciętnego konsumenta inne zastosowanie niż poznanie treści książki. Wydaje się też, że takie rozumowanie można rozciągnąć na wszystkie e-booki. To jednak nie jest takie proste.

Skąd problem ze stawką VAT na e-booki ściągnięte z sieci?

Wynika on z unijnej dyrektywy 2006/112/WE i rozporządzenia wykonawczego Rady nr 282/2011. Dyrektywa przewiduje wprost, że dostawa książek może być opodatkowana stawką obniżoną. Jednocześnie przyjmuje, że stawek obniżonych nie można stosować do usług elektronicznych. Rozporządzenie definiuje jako przykład usług elektronicznych także publikacje w formie elektronicznej towarów, w tym książek. Dlatego książki dostarczone w formie elektronicznej podlegają opodatkowaniu stawką podstawową (w Polsce 23 proc.).

Może obniżyć stawkę bez czekania na decyzję Komisji Europejskiej? Tak zrobiły Francja i Luksemburg.

Pamiętajmy, że jest to złamanie dyrektywy i że Komisja wszczęła postępowanie przeciw obydwu tym państwom. I słusznie. Za pozorem obywatelskiego nieposłuszeństwa stoją pieniądze i w istocie rzeczy ewidentnie nieuczciwa konkurencja podatkowa. Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której e-booki trafiają do naszych konsumentów nie od firmy zarejestrowanej w Polsce, lecz od podmiotów zarejestrowanych we Francji lub Luksemburgu. To akurat z innych powodów zmieni się od 2015 r. – na skutek wejścia przepisów zmieniających miejsce świadczenia usług elektronicznych. Nie zmienia to jednak tego, że zarówno Komisja, jak i poszczególne państwa członkowskie powinny podjąć jak najszybciej działania, aby doprowadzić do ujednolicenia zasad opodatkowania wydawnictw w różnych formach.

Czy widzi więc pan szansę na obniżkę stawki?

Liczę na to, że prace nad ujednoliceniem stawki zostaną zamknięte, zanim Komisja dopracuje ostateczną koncepcję całościowej reformy systemu VAT. Nie ma na co czekać. W nowoczesnej, cyfrowej gospodarce nie należy doprowadzać do gorszego traktowania bardziej nowatorskiego produktu zaspokajającego te same potrzeby konsumenta, co produkty tradycyjne. Wyrok TSUE mógł doprowadzić do pewnej dynamizacji działań w tej mierze. Niestety, raczej w tym nie pomoże.

Na razie więc nie ma szansy na niższy VAT od wszystkich e-booków?

Na razie nie, co w praktyce oznacza paradoks. Ściągnięcie e-booka z internetu stanowi usługę elektroniczną podlegającą stawce podstawowej, ale już przy sprzedaży tego samego produktu na pendrivie (o ile taka książka ma symbol ISBN) można skorzystać ze stawki obniżonej, podobnie jak książki w wersji tradycyjnej. A przecież ciągle mówimy o tej samej książce z identyczną treścią.