Przedsiębiorcy, którzy kilka lat temu sprowadzali krzem z Dalekiego Wschodu do dziś toczą spory z izbami celnymi o faktyczne pochodzenie tego metalu.
Izby nie mają co do tego wątpliwości i każą płacić 49-proc. cło antydumpingowe. Z reguły organy celne powołują się przy tym na raport Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF). Nie wszystkie unijne urzędy traktują go jednak jako dowód w sprawie. Główny Urząd Ceł w Hamburgu uznał, że nie w każdej sprawie raport jest wiążący.

Wygrali w Hamburgu

Skutki decyzji o 49-proc. cle odczuła już m.in. spółka Chemical Worldwide Business, która od 2008 r. importowała krzem z Tajwanu. W 2011 r. zaprzestała jego sprowadzania ze względu na decyzję Urzędu Celnego w Hamburgu (I instancja), który zakwestionował źródło pochodzenia towaru. Krzem miał rzekomo pochodzić z Chin, choć przedstawione przez przedsiębiorcę legalne świadectwa pochodzenia towaru temu zaprzeczały.
Powodem negatywnej decyzji niemieckiego urzędu był właśnie raport przygotowany przez Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF). Wynikało z niego, że krzem w pierwszej kolejności był importowany przez tajwańskie firmy do Chin, a następnie eksportowany na terytorium Unii Europejskiej. Zdaniem ekspertów z OLAF proces ten miał na celu ominięcie obowiązującej wtedy 49-proc. stawki cła antydumpingowego, którym jest obłożony krzem z Chin.
Przedsiębiorca odwołał się od tej decyzji do hamburskiego Głównego Urzędu Ceł, a ten przyznał mu rację. Stwierdził, że zalecenia OLAF nie są wystarczające do nałożenia 49-proc. cła.

Przegrali w Polsce

Inaczej przydatność raportu oceniła jednak Izba Celna w Poznaniu w decyzji dotyczącej partii krzemu, które trafiły do Polski bezpośrednio, a nie przez port w Hamburgu. Izba uznała raport za przekonujący i z tego powodu nie uwzględniła tajwańskiego świadectwa pochodzenia towaru.
Jacek Baran, prezes Zarządu Chemical Worldwide Business SA, przeciwko której zapadła decyzja nakazująca zapłatę cła antydumpingowego, wskazuje na brak konsekwencji w podejmowaniu decyzji przez administrację celną państw unijnych.
– Wszystkie decyzje wydawane przez urzędy celne powołują się na raport OLAF. Czy na tej podstawie same mogą zmienić kraj pochodzenia towaru? Dlaczego nie podejmują działań wyjaśniających i sprawdzających dowody, a bazują bezkrytycznie na materiałach dostarczanych przez OLAF? – denerwuje się Jacek Baran.

Widmo bankructwa

Sprawy dotyczące nałożenia cła antydumpingowego na krzem importowany przez Chemical Worldwide Business SA toczą się jeszcze w kilku innych organach celnych na terenie Polski. Wartość cła zaległego w przypadku spółki może sięgać nawet 5 mln zł. Przedsiębiorcy przysługuje od decyzji izby celnej odwołanie do WSA, jednak nie zwalnia go to od obowiązku zapłaty cła, które uiścić musi w terminie 10 dni (art. 222 ust. 1 lit. a wspólnotowego kodeksu celnego – WKC).

Co na to sądy

Importer zwraca uwagę na korzystne dla importerów wyroki Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gdańsku (sygn. akt III SA/Gd 827/12, prawomocny) i Sądu Finansowego w Hamburgu (sygn. akt. 4 K 93/12). Oba potwierdziły, że ustalenia dokonane przez ekspertów OLAF są niejednoznaczne i na ich podstawie nie można jednoznacznie stwierdzić, że dana partia krzemu pochodzi faktycznie z Chińskiej Republiki Ludowej.

Sprawa w trybunale

Jacek Baran przypomina też o wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 11 lutego 2010 r. (w sprawie C 373/08), w którym trybunał orzekł, że oddzielanie, kruszenie i oczyszczanie bloków krzemu oraz odsiewanie, sortowanie i pakowanie ziaren krzemu powstałych w wyniku kruszenia, nie stanowią obróbki lub przetworzenia nadającego nowe pochodzenie. Chodziło o krzem pochodzący wprawdzie z Chin, ale dostarczony w formie bloków do Indii. Tam hinduska spółka podzieliła je i pokruszyła. Ziarna powstałe w wyniku kruszenia zostały następnie poddane przesianiu, posortowane pod względem wielkości i ostatecznie zapakowane. Oczyszczanie krzemu zostało przeprowadzone częściowo ręcznie, a w części również maszynowo. Następnie usunięto zawarte w krzemie wolne żelazo poprzez poddanie działaniu magnezu. Niemiecki urząd uznał, powołując się na ustalenia OLAF, że krzem nie został poddany istotnej obróbce lub przetworzeniu w Indiach i w związku z tym nie można uznać, że pochodzi z tego kraju. W konsekwencji stwierdził, że krajem jego pochodzenia są Chiny.
Sprawa trafiła do trybunału, który stwierdził, że jeżeli usunęli 80 proc. całości zanieczyszczeń, to zaistniała zmiana pochodzenia towaru (C 373/08). Przy ponownym rozpatrywaniu sprawy Sąd Skarbowy w Dusseldorfie (sygnatura 4 K 361/08 Z), opierając się na opiniach biegłego, uznał, że oczyszczanie w takim stopniu było możliwe w Indiach, i uznał rację importera.

OLAF jak każdy dowód

Ministerstwo Finansów broni postępowania polskich organów celnych. Według resortu celnicy muszą kontrolować świadectwa pochodzenia towaru, ponieważ eksporterzy mogą „niewłaściwie przedstawić fakty”, co może doprowadzić do wprowadzenia w błąd organów celnych i odbiorców towarów. „Zgodnie z zasadą swobodnej oceny dowodów, organ Służby Celnej na podstawie całego zebranego materiału dowodowego ocenia, czy dana okoliczność została udowodniona” – napisał resort w odpowiedzi na pytanie DGP.
Zapewnił, że celnicy nie kierują się raportem OLAF bezrefleksyjnie. „Organy Służby Celnej traktują raporty OLAF tak, jak każdy inny dowód w sprawie. Oznacza to, że podlega on ocenie pod względem jego wiarygodności i wartości z punktu widzenia konkretnej sprawy”.
Skarga do WSA na decyzję izby celnej nie zwalnia importera z obowiązku zapłaty cła