Prowadzenie działalności holdingowej z wykorzystaniem spółek komandytowych jest alternatywą dla podatkowej grupy kapitałowej - mówi Roman Namysłowski, dyrektor w dziale doradztwa podatkowego EY.
Pewne jest już, że CIT nie zostaną objęte spółki komandytowe. Odstępując od planów w tym zakresie, sam resort finansów przyznał, że sp.k. nie są wykorzystywane w agresywnej optymalizacji podatkowej, lecz mogą z powodzeniem zastępować podatkowe grupy kapitałowe dla celów konsolidacji wyniku podatkowego. Wyjaśnijmy najpierw, jakie korzyści daje takie działanie.
Mechanizm ten pozwala na połączenie wyniku podatkowego spółek działających w grupie w ramach jednego podatnika. W podatkowych grupach kapitałowych przedmiotem opodatkowania CIT jest osiągnięty w roku podatkowym dochód będący nadwyżką sumy przychodów wszystkich spółek tworzących grupę nad sumą ich kosztów podatkowych. W praktyce, jeśli część spółek wykazuje stratę podatkową, może ona zostać pokryta dochodami pozostałych, co w efekcie zmniejsza zobowiązanie podatkowe grupy jako całości. W standardowych warunkach każda ze spółek działających w strukturze holdingowej jest odrębnym podatnikiem, tj. musiałaby się rozliczyć oddzielnie, co byłoby nieefektywne podatkowo. Dochodowe spółki musiałyby zapłacić podatek, natomiast te, które poniosły straty – rozliczać je na zasadach ogólnych, czyli w okresie 5 lat, pamiętając, że obniżenie rocznie nie może przekraczać 50 proc. straty z danego roku.
Z danych MF wynika, że w Polsce działa obecnie 31 podatkowych grup kapitałowych. Skoro dają takie korzyści, to dlaczego jest ich tak mało?
Idea tego rozwiązania jest słuszna. Problemem są warunki, jakie trzeba spełnić, aby z niego korzystać (art. 1a ustawy o CIT; tj. Dz.U. z 2011 r. nr 74, poz. 397 z późn. zm.). Grupę mogą tworzyć wyłącznie spółki z o.o. lub akcyjne. Przeciętny kapitał zakładowy przypadający na każdą z nich nie może być niższy niż 1 mln zł. Spółka dominująca musi mieć 95-proc. udział w kapitale zakładowym pozostałych spółek. Umowa o utworzeniu grupy zawarta na okres co najmniej trzech lat podatkowych musi mieć formę aktu notarialnego i trzeba ją zarejestrować w urzędzie skarbowym. Jednak w praktyce największą trudność sprawia spełnienie wymogu dochodowości grupy na poziomie 3 proc. za każdy rok podatkowy. Jest to zdecydowanie największy mankament. Niespełnienie tego warunku skutkuje tym, że podatkowa grupa kapitałowa traci ten status, a spółki muszą rozliczać się odrębnie.
Czy istnieją inne mechanizmy konsolidacji dochodów?
Podobny efekt, ale bez konieczności spełniania licznych wymogów przewidzianych dla podatkowej grupy kapitałowej, daje stworzenie struktury holdingowej z udziałem spółek komandytowych. Spółki te mogą być z powodzeniem wykorzystywane w sytuacji, gdy chcemy konsolidować dochody i opodatkować je na poziomie spółki dominującej.
Jaka jest rola spółki komandytowej w takiej strukturze?
Spółka komandytowa jest i pozostanie transparentna dla potrzeb podatku dochodowego. Oznacza to, że generowane przez nią przychody i koszty nie są opodatkowane na poziomie przedsiębiorstwa. Rozliczane są przez wspólników w proporcji do posiadanego udziału w zysku. Jest to analogiczna sytuacja jak w przypadku podatkowej grupy kapitałowej. Mamy więc spółkę dominującą – z o.o. lub akcyjną – która jest większościowym wspólnikiem spółek zależnych, przy czym są nimi spółki komandytowe. Zakładając, że prowadzą one działalność o różnym stopniu dochodowości, przy pomocy takich spółek powiązanych można osiągnąć ten sam efekt konsolidacji dochodów na poziomie spółki dominującej, co w przypadku podatkowej grupy kapitałowej.
Czy możemy pokazać to na przykładzie?
Wyobraźmy sobie, że mamy spółkę holdingową (dominującą), która posiada po 99 proc. w każdej z dwóch spółek komandytowych, przy pomocy których prowadzi różną działalność. Spółka holdingowa partycypuje w 99 proc. przychodów i kosztów spółek komandytowych i jest podatnikiem z tytułu uzyskiwanych przez nie przychodów i kosztów. W efekcie sama te przychody i koszty rozlicza. Oczywiście wykorzystanie w tej strukturze spółek komandytowych nie jest przypadkowe. Spółka ta charakteryzuje się tym, że posiada dwa rodzaje wspólników, którzy w różnym stopniu ponoszą odpowiedzialność za jej zobowiązania: komplementariusz, który odpowiada tak jak wspólnik spółki jawnej, a więc całym swoim majątkiem, i komandytariusz, odpowiedzialny jedynie do wysokości sumy komandytowej. W praktyce spółka holdingowa posiada status komandytariusza w spółkach komandytowych, z kolei komplementariuszem (posiadającym w naszym przykładzie 1 proc. udziałów) jest zwykle spółka z o.o.
Czy wiele firm korzysta z takich rozwiązań i jak podchodzą do nich organy podatkowe?
Z mojego doświadczenia wynika, że zdecydowanie więcej podmiotów korzysta z tego rozwiązania przy konsolidacji swoich dochodów niż z podatkowej grupy kapitałowej. Załóżmy, że prowadzimy już od jakiegoś czasu działalność w formie spółki komandytowej przynoszącej zysk. Decydujemy się wystartować z nowym biznesem, który na początku może przynosić stratę. W takiej sytuacji utworzenie kolejnej spółki komandytowej i rozliczanie dochodów i strat na poziomie spółki holdingowej pozwala efektywnie zmniejszyć bieżące zobowiązania podatkowe. Jest to rozwiązanie znane Ministerstwu Finansów oraz organom podatkowym i przez nie akceptowane. Nie jest przecież agresywnym planowaniem podatkowym czy działaniem mającym na celu obejście przepisów podatkowych. Jest to proste narzędzie konsolidacji dochodów, z którego korzysta wiele podmiotów, które nie chcą lub nie mogą, ze względu na restrykcyjne warunki, utworzyć podatkowej grupy kapitałowej.

Spółka komandytowa jest i pozostanie transparentna dla potrzeb podatku dochodowego