Nie wystarczy już, że przedsiębiorca sprawdził wcześniej w urzędzie skarbowym swojego sprzedawcę, który później okazał się jednak oszustem. Organy podatkowe i sądy domagają się o wiele więcej.
Jakie zachowania przedsiębiorcy mogą być uznane za brak należytej staranności / Dziennik Gazeta Prawna
Ireneusz Krawczyk, radca prawny, Kancelaria Ożóg i Wspólnicy / Media / Robert Gardzinski
Małgorzata Militz, doradca podatkowy, menedżer MMR Consulting / Media / mat. prasowe
Według najnowszych orzeczeń Naczelnego Sądu Administracyjnego samo sprawdzenie kontrahenta w rejestrach urzędowych nie świadczy o dochowaniu należytej staranności. Urząd skarbowy ma prawo upomnieć się o zwrot odliczonego VAT, gdy np. transakcja była opłacona gotówką, towar został przekazany z rąk do rąk albo bez opakowań. Powód? Taka transakcja nie jest standardem w warunkach rynkowych i pachnie oszustwem.

Weryfikacja sprzedawcy

Przypomnijmy, że po rewolucyjnym wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 21 czerwca 2012 r. w sprawie C-80/11 Mahageben, polskie sądy administracyjne zaczęły niemalże automatycznie uchylać niekorzystne dla podatników rozstrzygnięcia organów. TSUE przesądził bowiem, że nie można odebrać podatnikowi prawa do odliczenia VAT, jeśli ten działał w dobrej wierze, tzn. nie wiedział, że jego kontrahent dokonuje oszustw podatkowych, i przy dochowaniu należytej staranności nie mógł o tym wiedzieć.
Zgodnie ze stanowiskiem TSUE polscy sędziowie zobowiązywali urzędy skarbowe do dostarczenia dowodów na to, że podatnik wiedział o tym, iż uczestniczy w oszukańczej transakcji lub że – przy dochowaniu należytej staranności – mógł się o tym dowiedzieć.
Tak orzekł NSA w wyroku z 14 marca 2013 r. (sygn. akt I FSK 429/12), kiedy nakazał organom odnieść się do tego, że firma, której odmówiły prawa do odliczenia podatku od zakupów paliwa, dysponowała odpisem z Krajowego Rejestru Sądowego dotyczącym kontrahenta, miała też jego zaświadczenie REGON oraz uzyskała od urzędu skarbowego potwierdzenie, że nie zalega on w płatnościach VAT.
Jednak ostatnio NSA w wyroku z 26 czerwca 2013 r. (sygn. akt I FSK 1051/12) podkreślił, że samo posiadanie takich dokumentów nie oznacza, iż weryfikacja sprzedawcy była wystarczająca. Ta sprawa również dotyczyła zakupu paliwa, a podatnik ją przegrał, bo zapłacił za olej napędowy gotówką.
Obecnie dla sądów potwierdzeniem tego, że nabywca działał w dobrej wierze, jest to, czy uczestniczył w typowej biorąc – pod uwagę warunki rynkowe – transakcji.

Bez opakowań

Przekonali się o tym wspólnicy spółki, którzy zajmowali się handlem częściami zamiennymi do samochodów. Kupowali je od pewnego dostawcy, a następnie sprzedawali swoim klientom i odliczali VAT od ich zakupu. Problem w tym, że części były przekazywane luzem, bez opakowań, a wartość zakupów wynosiła blisko 700 tys. zł netto. Urzędnikom takie transakcje wydały się podejrzane. Dodatkowo sprawdzili, że wystawca zakwestionowanych faktur jednocześnie prowadził działalność gospodarczą i był zatrudniony jako kierowca w systemie dwuzmianowym. Nie był więc dla fiskusa rzetelny.
Wspólnicy próbowali się bronić. Podnosili, że po złożeniu zamówienia otrzymywali właściwy towar oraz fakturę. Twierdzili też, że do czasu przeprowadzenia kontroli przez urząd nie wiedzieli, w jaki sposób działa dostawca.
NSA przyznał jednak rację fiskusowi. W wyroku z 7 czerwca 2013 r. (sygn. akt I FSK 1062/12) orzekł, że jeśli części samochodowe były kupowane luzem, to istniało podwyższone ryzyko, że pochodziły z kradzieży. Sądu nie przekonał argument, że oryginalne opakowania są wyrzucane z uwagi na ograniczenia w transporcie i miejsce w magazynie.

Dobór kontrahentów

Zdaniem ekspertów przy rozstrzygnięciach sądów dotyczących zachowania przez podatnika należytej staranności wiele zależy od materiału dowodowego zgromadzonego w aktach sprawy oraz tego, w jaki sposób przedsiębiorca dobierał sobie klientów do współpracy.
Zbigniew Błaszczyk, doradca podatkowy, właściciel TAX-US Podatki Doradztwo, wyjaśnia, że z jednej strony mamy przepisy ordynacji podatkowej (t.j. Dz.U. z 2011 r. nr 177, poz. 1054 z późn. zm.), np. art. 122 i 187, z których jednoznacznie wynika, że ciężar dowodu spoczywa bezwzględnie na organie. Z drugiej zaś strony mamy praktykę organów, które przerzucają ten obowiązek na przedsiębiorców.
– Orzecznictwo TSUE jednoznacznie wskazuje, iż badanie kontrahenta, dochowanie staranności w jego doborze, nie może w kwestiach VAT obciążać podatnika, który korzysta z prawa do odliczenia. Trybunał pozostawia te obowiązki do uregulowania ustawodawstwu krajowemu – stwierdza Zbigniew Błaszczyk.
Polski ustawodawca zaczął to regulować i z początkiem 2013 r. do tzw. fakturowego rozporządzenia ministra finansów (Dz.U. z 2011 r. nr 68, poz. 360 z późn. zm.) został dodany par. 20a nakazujący stosowanie przez podatników kontroli biznesowych ustalających wiarygodną ścieżkę audytu. Ma to być sposób na udowodnienie autentyczności pochodzenia faktur poprzez powiązanie ich z dostawą czy usługą, np. skompletowanie wszystkich dokumentów dotyczących danej transakcji, takich jak zamówienie, umowa, dowód przyjęcia towarów, dowód zapłaty.
– Czy jednak wprowadzenie do przepisów nieokreślonych kontroli biznesowych jest realizacją tez wynikających z orzeczenia TSUE? A jeśli tak, to na jakiej podstawie sądy oczekują wypełnienia tych niedorzecznych warunków w postępowaniach dotyczących lat wcześniejszych? – pyta retorycznie Zbigniew Błaszczyk.

Do przychodów firmy nie zalicza się przychodów z odpłatnego zbycia nieruchomości mieszkalnej

Wymagania jednostek są coraz wyższe
Prawo do odliczenia podatku naliczonego jest fundamentalną zasadą systemu VAT, a nie przywilejem, na który trzeba zasłużyć. Obecnie organy podatkowe często jednak oprócz otrzymania faktury i towaru (wykonania usługi) oraz zapłaty za fakturę wymagają istnienia po stronie nabywcy bliżej niesprecyzowanej cechy w postaci „dobrej wiary”, która nigdzie nie została zdefiniowana. Bardzo często można odnieść wrażenie, że wymagania organów są o stopień wyższe, niż spełnił podatnik. Dochodzi do sytuacji, że podatnik ma zaświadczenie o braku zaległości podatkowych kontrahenta, kopię REGON i NIP, kserokopię kilku deklaracji VAT z dowodem ich złożenia w urzędzie. W toku postępowania dowiaduje się jednak, że tego typu dokumentacja jest podejrzanie obszerna, co dowodzi tworzenia alibi na wypadek zakwestionowania transakcji z nabywcą. W innych przypadkach nieposiadanie jednego z tych dokumentów dowodzi z kolei braku dobrej wiary. W zasadzie można stwierdzić, że nie ilość i jakość posiadanej dokumentacji świadczy o dobrej wierze, ale zgodność zachowania podatnika z typowym zachowaniem przezornego przedsiębiorcy. Jeżeli więc transakcja nie jest organizowana w pośpiechu ze względu na wyjątkowo atrakcyjne warunki cenowe i jest przeprowadzona według typowych reguł rynkowych (te zdaniem organów polegają na budowaniu kontaktów poprzez niewielkie transakcje na początku i coraz większe z czasem), istnieje duża szansa na brak problemów z urzędem skarbowym.
Sąd kieruje się doświadczeniem życiowym
Obecnie sądy administracyjne rzadziej przyznają rację podatnikom, którzy chcąc zachować prawo do odliczenia podatku naliczonego, powołują się na fakt, że działali w dobrej wierze. Coraz mniej jest sytuacji, w których sąd ma wątpliwości co do faktów. Sędziowie oceniają je w kontekście doświadczenia życiowego. To powoduje, że nawet jeśli przedsiębiorca zweryfikował swojego kontrahenta i uzyskał od niego potwierdzenie, że ten jest zarejestrowanym podatnikiem, to – w realiach konkretnej sprawy – może być to niewystarczający dowód, by sąd uznał, iż nabywca dochował należytej staranności. Jeśli bowiem z okoliczności sprawy wynika, że podatnik dokonuje transakcji w nietypowych warunkach (płaci istotne kwoty gotówką, przekazuje należności nieznanym sobie osobom trzecim, odbiera rzeczy o dużej wartości na parkingach czy w miejscach odosobnionych, wartościowy towar jest bez fabrycznych opakowań), to sądy zapewne uznają, że co najmniej powinien wiedzieć, iż uczestniczy w jakiejś oszukańczej transakcji.