Wywiad resortu finansów często zagląda w billingi. Nikt nie wie, czy słusznie.
Ministerstwo Finansów występowało 10 338 razy do firm telekomunikacyjnych o udostępnienie danych z billingów. Celnicy, tropiąc hazard od stycznia 2011 r. do połowy 2012 r., prosili o nie 26 razy.
Najwyższa Izba Kontroli sprawdza, jak 18 jednostek różnych służb obchodzi się z danymi z billingów. To pierwsza taka kontrola. Resort finansów kontrolę ma już za sobą. DGP dotarł do wystąpienia pokontrolnego NIK. Kontrolerzy pozytywnie ocenili działalność ministerstwa. Jedyny słaby punkt to brak pisemnej procedury przechowywania przenośnych pamięci, ich zabezpieczenia przed wyniesieniem czy postępowania w przypadku uszkodzenia.
Sęk w tym, że NIK nie badała zasadności sięgania po informacje z billingów przez służby podległe ministrowi finansów, czyli wywiad skarbowy i celników.
– Ustalenie, czy tego typu działania były zasadne w konkretnym przypadku, jest domeną sądu i my w to nie wnikamy – wyjaśnia Paweł Biedziak, rzecznik prasowy Najwyższej Izby Kontroli. Jak tłumaczy, przychodząc na kontrolę do służb uprawnionych do pozyskiwania i przetwarzania tego typu danych kontrolerzy nie mają wglądu w konkretne sprawy, nie poznają danych osób, które były w kręgu zainteresowania służb.
Zdaniem Andrzeja Michałowskiego, adwokata z kancelarii Michałowski i Stefański, sam fakt, że ktoś ma prawo do uzyskania takich danych i dobrze je przechowuje, to za mało. Brakuje bowiem przepisów, które nakazywałyby informować osoby objęte taką procedurą, że służby interesowały się ich billingami (jeśli nie doszło do postawienia zarzutów na tej podstawie). – To jest luka w prawie, którą należałoby uzupełnić, bo praktyka jej nie zapełni – mówi mec. Michałowski. Jak podkreśla, w takich sytuacjach obywatele nie tylko powinni zostać przeproszeni, lecz także mieć prawo wystąpienia do sądu, by ten zbadał, czy w ich przypadku uzasadnione było uzyskanie billingu. A potem wystąpienie o ewentualne odszkodowanie. – Sąd Apelacyjny w Warszawie wyraźnie stwierdził, że do tego, by mieć dostęp do billingów obywateli, potrzebna jest podstawa prawna. Po drugie – musi być uzasadnione podejrzenie, że ściągnięcie billingu ma związek z konkretnym podejrzeniem popełnienia czynu. Po trzecie – badać należy, czy zastosowany środek jest proporcjonalny do celu, jaki chcemy osiągnąć – streszcza adwokat.
Obecnie mało kto wie, że jego billing został ściągnięty przez służby. Na przykład podatnik dowie się o tym tylko wtedy, gdy wszczęte zostanie przeciwko niemu postępowanie karne skarbowe, a on jako osoba podejrzana będzie miał wgląd w akta sprawy, w których billing jako dowód zostanie dołączony. To informacje nie tylko o numerach, z którymi abonent się łączył, ale i o logowaniu się do sieci, co pozwala ustalić, gdzie dana osoba była i z kim się spotykała.
– To horror, że w 2,5 roku tylko jedna ze służb wystąpiła ponad 10 tys. razy o udostępnienie tak wrażliwych danych – uważa Sławomir Sadocha, doradca podatkowy specjalizujący się w postępowaniach podatkowych. – Inne służby też korzystają z billingów, a uzyskane z nich informacje często przekazują urzędom kontroli skarbowej do dalszego wykorzystania – dodaje. Według Sadochy, świadczy to o skali pogłębiającej się inwigilacji podatników, zwłaszcza przedsiębiorców.
Ile razy wszystkie służby występowały o billingi, dowiemy się z raportu NIK. Jeszcze nie wiadomo, kiedy zostanie opublikowany.