Oszczędzanie miesięcznie 1 tys. zł przez 5 lat pozwoli na zakup własnego M większego o jedną czwartą metra. Dopiero przy 5 tys. zł uda się zarobić na cały metr.
Ulga mieszkaniowa / Dziennik Gazeta Prawna
prof. dr hab. Feliks Grądalski, ekonomista, Szkoła Główna Handlowa / Dziennik Gazeta Prawna / Wojtek Gorski
Ministerstwo Finansów chce pójść na rękę Polakom, którzy latami odkładają pieniądze na własne cztery kąty. Resort gotowy jest zrezygnować z opodatkowania odsetek od takich oszczędności. Zgodnie z szacunkami już w pierwszym roku stosowania ulgi dochody budżetowe z tego tytułu zmniejszą się o 22 mln zł. Z takiej preferencji będą mogli skorzystać ci, którzy przez minimum pięć lat będą gromadzili środki na specjalnym rachunku bankowym, a następnie wydadzą je na zakup domu czy mieszkania.
Jednak czy faktycznie jest to zachęta? Załóżmy, że podatnik oszczędza 1000 zł miesięcznie.Oprocentowanie z miesięczną kapitalizacją wynosi 4 proc. w skali roku. Po pięciu latach zysk to 6500 zł odsetek. Ulga podatkowa (obliczona dla uproszczenia od całości odsetek) to niecałe 1250 zł.
– Przedstawiona symulacja wskazuje, że oszczędności podatkowe z tego tytułu są stosunkowo niewielkie. Choć dokładna skala korzyści zależy oczywiście od wielkości gromadzonych kwot i oprocentowania – podkreśla Jarosław Ferdyn, doradca podatkowy w Grupie Gumułka. Dodaje, że może to ograniczyć liczbę osób, które z tej możliwości zechcą skorzystać.
Z kolei według Marka Gadacza, doradcy podatkowego w PwC, sama ulga nie będzie zbyt dużą zachętą do oszczędzania, szczególnie dla rodzin o przeciętnych dochodach, chcących nabyć mieszkanie. Po pierwsze, preferencja odłożona jest w czasie. Po drugie, kwota ulgi w stosunku do kosztu zakupu mieszkania jest niewielka. Po trzecie, sama jej konstrukcja jest mało elastyczna. Brakuje np. możliwości przeznaczenia środków na spłatę kredytu mieszkaniowego, co oznacza, że osoba decydująca się na skorzystanie z przywileju nie może wcześniej kupić mieszkania na kredyt, a potem z niej skorzystać.
Ulga wydaje się też mało atrakcyjna dla tych, którzy mogą odłożyć na mieszkanie więcej niż 1000 zł. Aby przez 5 lat zgromadzić na rachunku kwotę, za którą można kupić mieszkanie, np. za 300 tys. zł, miesięcznie trzeba by wpłacać do banku 5 tys. zł. Oszczędność podatkowa po pierwszym roku (oprocentowanie 4 proc. w skali roku z miesięczną kapitalizacją odsetek) wyniesie ok. 250 zł. Po pięciu latach podatnik zaoszczędzi na podatku niewiele ponad 6 tys. zł. Zarobi więc na dodatkowy 1 m.kw. mieszkania.
Zdaniem ekspertów to niewielka korzyść.
– Niemniej każda propozycja zmierzająca do promowania oszczędności długoterminowych jest korzystna, nie tylko dla podatnika oraz banków, lecz także w dłuższym horyzoncie czasowym dla Skarbu Państwa – podkreśla Dawid Widzyk, konsultant w kancelarii Paczuski & Taudul.
Również Jarosław Ferdyn uważa, że mimo wszystko każda forma wsparcia osób oszczędzających na mieszkanie jest krokiem w dobrym kierunku, choćby w jej efekcie uzyskano kwotę pozwalającą pokryć tylko np. opłaty i prowizje związane z zaciągnięciem kredytu na zakup mieszkania.
– Ulga może się też okazać interesująca dla rodziców, którzy chcą wesprzeć start w dorosłość swoich małych jeszcze pociech i w tym celu zdecydują się oszczędzać na mieszkanie przez kilkanaście lat – dodaje Marek Gadacz.
Jakie rozwiązania podatkowe byłyby lepsze, aby młodym ludziom ułatwić zakup mieszkania? Według Marka Gadacza korzystniejszym rozwiązaniem wspierającym zakup mieszkania byłby powrót do jakiejś formy ulgi stosowanej w przeszłości. Mogłoby to być odliczenie wydatków na zakup nieruchomości od podstawy opodatkowania lub od podatku. Podobne rozwiązania są stosowane w innych krajach.
Z kolei Jarosław Ferdyn uważa, że rozwiązaniem bardziej atrakcyjnym dla oszczędzających niż projektowane przez resort byłoby np. umożliwienie bieżącego odliczania od dochodu do opodatkowania lub podatku części kwot wpłacanych na specjalne rachunki mieszkaniowe.
– Musimy mieć jednak świadomość, że sytuacja ekonomiczno-gospodarcza przekłada się także na kondycję budżetu państwa, a ustanowienie takiej ulgi byłoby jeszcze większym jego obciążeniem, na co minister finansów na pewno by się nie zgodził – dodaje.
Kierunek dobry – krok za mały
Propozycja Ministerstwa Finansów idzie w dobrym kierunku, ale jest to działanie kosmetyczne, nierozwiązujące problemów mieszkaniowych. A problemy te leżą głównie po stronie popytowej i wynikają z niskich dochodów do dyspozycji i w konsekwencji niewielkich oszczędności młodych ludzi. Według GUS w 2012 r. dochód do dyspozycji na jedną osobę w gospodarstwie domowym był na poziomie 1184 zł, natomiast krańcowa stopa oszczędności z tych dochodów wynosi jedynie 7,6 proc. Jest to, niestety, najniższy wskaźnik w UE. To skutek fiskalnej opresji polskiego rządu. Z jednej bowiem strony wysokim klinem podatkowym (na poziomie 60 proc.) zmniejsza liczbę miejsc pracy, zwiększa bezrobocie i tym samym obniża dochody dyspozycyjne pracowników, z drugiej zaś – opodatkowuje skromne oszczędności tych, którzy zdecydowali się odłożyć grosz na przyszłość. Jak to rozwiązać? Przede wszystkim rezygnując z opodatkowania dochodów z pracy co najmniej do granicy dzisiejszego pierwszego progu podatkowego, a więc kwoty około 85 tys. zł. Obawa, że zmniejszą się wpływy do budżetu, jest nieuzasadniona. Po pierwsze, rezygnacja z opodatkowania części dochodów z pracy zwiększa w krótkim czasie dochody dyspozycyjne, które przekładają się albo na wzrost konsumpcji, albo na wzrost oszczędności. Po drugie, system podatkowy powinien chronić oszczędności poprzez likwidację podatku Belki. Opodatkowywanie długoterminowych oszczędności, niezależnie od celu ich gromadzenia, nie ma w Polsce ekonomicznego sensu. Obawiam się, że realizacja projektu ministerstwa w realnej sferze gospodarki mieszkaniowej niewiele zmieni.