Osoba, która ma 25 proc. udziałów w zagranicznej firmie, nie ma nad nią kontroli i nie może nią faktycznie zarządzać. 19-proc. danina powinna odnosić się tylko do większościowych udziałowców i tylko do sztucznych struktur - mówi Adam Soska, doradca podatkowy, członek rady podatkowej Lewiatana.
Rada podatkowa Lewiatana w ramach konsultacji społecznych przesłała ministrowi finansów uwagi do projektu zmian w ustawach o PIT i CIT. Wskazuje, że opodatkowanie zagranicznej spółki kontrolowanej (controlled foreign corporation – CFC) nie przyniesie spodziewanych korzyści budżetowych. Utrudni zaś prowadzenie biznesu za granicą. Co zatem będzie największym utrudnieniem dla polskich przedsiębiorców?
W naszej ocenie projekt tworzy dodatkowe bariery biurokratyczne, zwiększa koszty działalności oraz ryzyko prowadzenia działalności w przypadku tych przedsiębiorców, którzy uczciwie i bez zamiaru uniknięcia podatków czy też bez agresywnego planowania podatkowego prowadzą interesy poza granicami UE. Chodzi w szczególności o te kraje, z którymi Polska nie ma podpisanych umów zawierających klauzule o wymianie informacji podatkowych. Jeśli podatnik nie będzie mógł – choćby z przyczyn od siebie niezależnych – dostarczyć dowodów, które potwierdzałyby, że spółka zagraniczna nie jest sztuczną strukturą podatkową, to zostanie potraktowany tak samo jak ten, który świadomie założył firmę w raju podatkowym, aby uniknąć płacenia podatków. Wynika to z tego, że przepisy projektowanej ustawy zrównują te dwa przypadki.
Czy podatek od całości dochodów zagranicznej spółki może zapłacić każdy jej udziałowiec, niezależnie od tego, czy ma 25 proc., czy 50 proc. udziałów?
Tak właśnie może być w przypadku spółki, która zostanie potraktowana jak podmiot z raju podatkowego. Jeśli jest kilku udziałowców, np. dwóch, trzech czy czterech, to każdy z nich zapłaci podatek od całości dochodów, niezależnie od tego, jaki efektywnie dochód kontroluje. Według mnie nie taki powinien być efekt przepisów o CFC. Ich celem powinno być wyrównanie poziomu opodatkowania rzeczywistych beneficjentów zysków generowanych przez zagraniczną firmę do tego, jaki obowiązuje w Polsce. Jeżeli poziom podatku miałby być oderwany od wielkości posiadanych udziałów w spółce, to byłoby to wątpliwe rozwiązanie. Proponowane teraz przepisy uderzyłyby w tych podatników, którzy mają np. 25 proc. udziałów, a nie byliby w stanie potwierdzić, że spółka osiągnęła w roku podatkowym mniej niż 50 proc. przychodów pasywnych. Tacy udziałowcy nie kontrolują spółki i może ona nie udostępnić im wszystkich potrzebnych informacji, tym bardziej w krótkich terminach wskazanych w projekcie ustawy.
Czy w takim razie przepisy o CFC powinny odnosić się tylko do tych udziałowców, którzy mają 50 proc. i więcej udziałów?
Tak. Proponujemy, aby procentowy wskaźnik udziału w zagranicznej spółce kontrolowanej wynosił 50 proc. + 1 udział. Wtedy będziemy mogli mówić o rzeczywistej kontroli danego podatnika w firmie.
Projekt przewiduje, że wyrównawczemu, maksymalnie 19-proc., opodatkowaniu nie będą podlegać dochody spółek ulokowanych w UE, które prowadzą jakąkolwiek rzeczywistą działalność gospodarczą. Ale czy wadą projektu nie jest to, że w ustawie nie ma przewidzianej definicji tego rodzaju działalności?
Tak, to na pewno jest wada. Ta kwestia powinna być uregulowana w ustawie. Podatnik nie może szukać definicji i kryteriów tej działalności w jakichś innych przepisach, doktrynach czy komentarzach międzynarodowych. Czytając literalnie obecnie proponowane przepisy, podatku można będzie nie płacić, jeśli zagraniczna spółka z UE uzyska jakiekolwiek przychody z rzeczywistej działalności gospodarczej, nawet na poziomie 1 proc. ogółu obrotów. Idea opodatkowania CFC, do której odnosi się Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, dotyczy wyeliminowania sztucznych struktur służących agresywnemu planowaniu podatkowemu. Dlatego dopóki w projekcie nie znajdzie się definicja legalna rzeczywistej działalności gospodarczej, to nie wiadomo, jak tę działalność będą rozumieć polskie organy.
Można również zadać pytanie, czy rzeczywistą działalnością gospodarczą jest działalność aktywna i czy może ona obejmować przychody pasywne. Przecież są przykłady rzeczywistej działalności, która przynosi przychody klasyfikowane jako pasywne – tak jest w przypadku firm o profilu finansowym. Pytań jest zresztą więcej, dlatego jasne i precyzyjne definicje wydają się konieczne.
W jaki więc sposób minister powinien zmienić projekt?
Przede wszystkim powinien rzeczywiście wzorować się na doświadczeniach innych krajów – np. USA czy Wielkiej Brytanii – i wprowadzić takie przepisy, które skutecznie uchwycą przerzucanie dochodów pasywnych z myślą o unikaniu opodatkowania. W większości krajów w odniesieniu do kryterium posiadanych udziałów stosuje się próg 50 proc. Jest jeszcze dodatkowa zasada – faktycznej kontroli w spółce. Nie może być również tak, że podatnik ma sam dostarczyć polskiemu fiskusowi dowody na to, że spółka, w której ma udziały, prowadzi rzeczywistą działalność. W tym zakresie organy muszą współdziałać z przedsiębiorcami w celu uzyskania konkretnych danych, w tym także tych, które może posiadać zagraniczna administracja.

Minister powinien wzorować się na rozwiązaniach wprowadzonych w innych krajach, np. USA i Wielkiej Brytanii