Doktor Jekyll jest urzędnikiem skarbowym. Pracowitym, kompetentnym, uprzejmym. Sumiennie wykonuje obowiązki, życzliwie odnosi się do klientów. Wyjaśnia, podpowiada, pomaga. Jak wszyscy nie jest pozbawiony wad. Gdy trzeba zwrócić podatek, zwleka.
Mnoży przeszkody. Wynajduje rozmaite powody. Boi się, że odda pieniądze w ręce niewłaściwych firm lub osób. A wie przecież, jak wielkim problemem są wyłudzenia VAT, ile wszyscy przez to tracimy. Troszczy się o sytuację budżetu. Słyszał, że nie jest dobra i szybko nie będzie lepsza. Ma – owszem – świadomość, że potem będzie musiał oddać podatek z odsetkami. Ale „potem” liczy się mniej niż „tu i teraz”. A właśnie tu i teraz nasz budżet jest w potrzebie. Dr Jekyll nie lubi odpowiedzialności, która na nim spoczywa. Nigdy nie jest pewien, czy, a tym bardziej jaką decyzję może podjąć. Nie wie, czy zostanie nagrodzony, czy raczej skarcony. I z tego względu też się nie spieszy.
Tak postępuje zatroskany o nasze wspólne sprawy, zaniepokojony skalą oszustw i dźwigający brzemię niejasno określonej odpowiedzialności dr Jekyll. Ma wady, ale można mu je wybaczyć.
A Mr Hyde? To bohater kilku opisanych przez nas w ostatnim czasie historii. Nikt nie potrafi tak jak on udowodnić, że nawet dobre intencje można obrócić przeciw podatnikom. Nie wierzy, że administracja jest po to, by pomagać, a nie po to, by z uporem godnym lepszej sprawy szkodzić. Gdy przedsiębiorstwo, które nie jest tzw. słupem i któremu niczego do tej pory nie można było zarzucić, nie może się doczekać na zwrot VAT i prosi o kontrolę (!), Mr Hyde je ignoruje. W końcu przyparty do muru wszczyna postępowanie. Daje jednak do zrozumienia, że nikt i nic nie jest w stanie zmusić go do rychłego zakończenia sprawy. Choć nie ma ku temu powodów, bezustannie „proceduje” w zaciszu wygodnego gabinetu. Firma jest pewna, że finał będzie po jej myśli, ale szczerze wątpi, by go doczekała. Mr Hyde jest ponad to: nie zastanawia się, co będzie kiedyś. Jego „tu i teraz” jest ważniejsze – bez względu na cenę, bez względu na wszystko.
Mr Hyde bezczynnie też przygląda się kontrahentowi, który nie chce wystawić faktury zrozpaczonej bizneswoman. Gdy w końcu po latach faktura – tyle że niepełna (bez kwoty podatku) – pojawia się na stole, zastawia pułapkę: akceptuje ją, zwraca VAT naliczony, a po pewnym czasie wszczyna kontrolę i żąda dużych pieniędzy z wysokimi odsetkami. Złośliwy kontrahent wciąż jest bezkarny, ale nim Mr Hyde się nie interesuje. Ma łatwiejszą zdobycz. I pełniejszą kasę. Bizneswoman ma dość działalności gospodarczej. Rozumie, dlaczego tak wielu znajomych zostało w Londynie, skąd najwyraźniej dr Jekyll i Mr Hyde wyemigrowali pod koniec XIX w.
U nas dr Jekyll robi, co może. Mr Hyde też. Pierwszy zasiada za setkami biurek. Drugi zajmuje może kilkadziesiąt miejsc. Ale to chyba jasne, który może się śnić podatnikom po nocach.