Zamiast obecnego CIT od zysku należy wprowadzić 1-proc. zryczałtowany podatek od przychodów – apeluje do premiera i ministra finansów Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. Organizacja ta, powiązana z Centrum im. Adama Smitha, wylicza, że dzięki temu budżet zyska 32,2 mld zł. Teraz zbiera z CIT 25,4 mld zł, a mógłby ok. 53 mld zł.
Ich zdaniem każda firma objęta tym podatkiem płaci CIT w wysokości 0,44 proc. obrotu, przy czym większość w ogóle unika płatności, bo wykazuje straty. CIT płaci zaledwie 36,64 proc. podatników (tylko 119 935 podmiotów z 327 292 wszystkich wykazuje zysk).
W przypadku osób prowadzących działalność gospodarczą na podstawie wpisu do ewidencji obliczony szacunkowo płacony podatek dochodowy wynosi ok. 2 proc. obrotu, czyli prawie pięciokrotnie więcej. Z przytoczonych danych (oficjalnych, rządowych) wynika, że duże firmy w zasadzie w ogóle nie płacą podatków, a płatnikiem są małe firmy, które nie opanowały technologii kreatywnej żonglerki tzw. kosztami uzyskania przychodu i transferu zysków za granicę.
Pomysł nie jest nowy, Centrum im. Smitha zgłaszało go m.in. w 2004 r. Ale szans na poparcie nie ma, bo inni ekonomiści nie zostawiają na nim suchej nitki.
– Taki zryczałtowany podatek powodowałby m.in., że firmy przynoszące straty np. z powodu kryzysu musiałyby się zadłużyć, by go spłacić – mówi Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”.
Jej zdaniem takie rozwiązanie uderzyłoby zwłaszcza w firmy inwestujące w rozwój, a na dodatek mogłoby spowodować przenoszenie przedsiębiorstw za granicę, bo mielibyśmy o wiele mniej korzystny system podatkowy.
ola