W ostatnich dniach przywódca największej partii na Węgrzech, która będzie wkrótce tworzyła nowy rząd, stwierdził, że warunkiem przeprowadzenia zmian strukturalnych i modernizacji kraju jest wzrost gospodarczy, a nie da się go osiągnąć bez obniżki podatków. To dość proste i oczywiste stwierdzenie może i powinno stać się punktem wyjścia dla oceny obecnej sytuacji w tym zakresie w Polsce.
dr Janusz Fiszer
partner w Kancelarii Prawnej White & Case i docent UW
Omawiane niedawno na łamach DGP wyniki raportu dotyczącego opodatkowania osób prawnych, a więc najważniejszych w skali kraju podmiotów gospodarczych, pokazują, że pod tym względem polski CIT utrzymuje się na średnim światowym poziomie. Powstaje jednak pytanie, czy tego podatku nie można byłoby jeszcze nieco obniżyć, tak aby u podatników CIT pozostało jeszcze więcej środków na rozwój i modernizację, a więc pośrednio i na stworzenie nowych miejsc pracy, co z kolei dałoby większe wpływy z PIT i VAT w niedalekiej przyszłości? W zakresie PIT sytuacja byłaby znacznie lepsza, gdyby nareszcie udało się odejść od anachronicznego szufladkowania rodzajów dochodu na dochód z działalności gospodarczej opodatkowany na zasadach ogólnych, według stawki liniowej oraz na rozmaicie opodatkowane dochody z innych źródeł. Kolejny już raz postuluję wprowadzenie jednolitego, prostego PIT o jednej, stałej stawce, np. 18 proc. albo może nawet i 16 proc. Likwidacja progresji wyeliminuje potrzebę składania zeznań podatkowych przez znaczną część podatników i radykalnie zmieni postrzeganie ciężaru opodatkowania w Polsce.
Odrębnym zagadnieniem jest kwestia podatku od czynności cywilnoprawnych. Podatek ten narodził się w zupełnie innych realiach gospodarczych, a jego korzenie sięgają XIX wieku albo nawet wcześniej. Pierwowzorem była tzw. opłata stemplowa, potem opłata skarbowa – rozciągnięta sukcesywnie na czynności cywilnoprawne, a w 2000 roku przemianowana na podatek od czynności cywilnoprawnych. Kompletnym archaizmem jest utrzymywanie relatywnie wysokiego opodatkowania czynności cywilnoprawnych, w tym opodatkowania podstawowych instrumentów wykorzystywanych na współczesnych rynkach kapitałowych, jakim jest pożyczka (podatek 2 proc.), sprzedaż papierów wartościowych i praw majątkowych (podatek 1 proc.) lub kapitał zakładowy spółki (podatek 0,5 proc.). Opodatkowanie to bardzo silnie hamuje rozwój rynku instrumentów pochodnych, sekurytyzacji, obrotu wierzytelnościami lub tzw. cash-poolingu, zmuszając niejako zainteresowane podmioty do konstruowania skomplikowanych struktur tylko w celu uniknięcia obciążenia podatkowego, czyniącego te instrumenty nieopłacalnymi ekonomicznie. Czemu np. opodatkowanie tych czynności cywilnoprawnych można było znieść w Luksemburgu albo Holandii, a nie można znieść w Polsce? Wydaje się, że pobór tego typowo transakcyjnego podatku powinien być zasadniczo ograniczony jedynie do sprzedaży lub zamiany nieruchomości oraz prawa do nieruchomości w rodzaju wieczystego użytkowania.
Ponieważ wpływy z tego podatku stanowią dochód budżetów terenowych, jego likwidacja musiałaby wiązać się ze znalezieniem alternatywnego źródła finansowania tych budżetów, lecz wydaje się, że można byłoby w to miejsce wprowadzić minimalnie wyższy udział budżetów terenowych we wpływach z obu podatków dochodowych, czyli PIT i CIT.
Podobno przywiązanie jest drugą naturą, lecz w prawie podatkowym przywiązanie do konstrukcji sprzed ponad kilkudziesięciu lat, powstałych w odmiennych od dzisiejszych warunkach społecznych, politycznych, a przede wszystkim – ekonomicznych, jest już jedynie utrudniającą życie anachroniczną groteską. Nigdy nie będzie tzw. dobrego czasu na obniżkę podatków, ale im dłużej będzie to odkładane, tym gorzej dla gospodarki i podatników.