W czasach spowolnienia gospodarczego ceny transferowe w transakcjach międzynarodowych mogą być używane do wzmocnienia budżetów firm matek. Czy weryfikować dokumenty poświadczające zastosowanie cen transferowych?
W tym kontekście pojawiają się wyraźne trendy w zakresie cen transferowych. Do głównych należy zaliczyć to, że: 1) władze podatkowe zwiększają liczbę pracowników zajmujących się cenami transferowymi oraz podnoszą ich kwalifikacje merytoryczne, 2) poszczególne kraje zwiększają nie tylko liczbę kontroli, ale również częstotliwość nakładania kar i rozpoczynania sporów, 3) w wyniku recesji wiele spółek odnotowało spadek zysków lub przeprowadziło restrukturyzację polityki cenowej – obydwa te fakty stanowią główne przyczyny wszczynania kontroli podatkowych, 4) transakcje z tzw. rajami podatkowymi i/albo krajami wiodących inwestorów są coraz częściej na celowniku władz podatkowych; powszechne stają się czarne listy.
Co roku w ramach priorytetów kontroli pojawiają się ceny transferowe. W tym roku zapewne więcej będzie kontroli obejmujących kilka jurysdykcji, a nie ograniczonych tylko do jednego kraju. Podatnicy częściej niż w latach ubiegłych powinni odświeżać analizy, dokumentację z art. 9a ustawy o CIT czy analizy rynkowości cen, bo po raz pierwszy od wielu lat nastąpiły znaczne zmiany w ich rozliczeniach wewnątrzgrupowych. Zmiany te mogą być kwestionowane, jeśli się ich dobrze nie przeanalizuje, nie przedstawi i nie uzasadni ich rynkowości.
Te okoliczności sprawiają, że wielu podatników – szczególnie międzynarodowe koncerny – rozpoczęły rok od porządków w zakresie cen transferowych. Jasne jest, że to, co faktycznie dyscyplinuje podatników, to krótki – siedmiodniowy termin na przedstawienie dokumentacji cen transferowych. Podatnicy przyzwyczaili się do tego, że mogą taką dokumentację stworzyć w kilka dni – po sformułowaniu takiego żądania przez kontrolujących. Można to zrobić od ręki, ale nie w czasach, kiedy wszystko uległo zmianie, czasem – naprawdę radykalnej.

Agnieszka Tałasiewicz, partner w Ernst & Young