Reklamówki wyborcze finansowane ze składek i darowizn, czyli spoza pieniędzy budżetowych - to jedna z roboczych tez projektu ustawy dotyczącego finansowania partii politycznych, który we wrześniu chce zaprezentować Platforma Obywatelska.

Składki - tak, darowizny - nie, mówią już teraz o propozycjach Platformy politycy koalicyjnego PSL. Prawo i Sprawiedliwość zarzuca PO demagogię i twierdzi, że realizacja takiego pomysłu skaże partię Jarosława Kaczyńskiego na przegraną z "establishmentową" PO. Poparcia propozycji Platformy nie wyklucza SLD.

W lipcu z kretesem przepadł w Sejmie, m.in. głosami PSL, projekt ustawy, która miała zlikwidować finansowanie partii politycznych z budżetu państwa. Ludowcy zaprotestowali ramie w ramię z opozycją.

Być może już we wrześniu Platforma skieruje jednak do Sejmu nowy projekt dotyczący finansów partyjnych, na razie powstają jego robocze tezy, klub zajmie się nim po wakacjach parlamentarnych.

Nowy projekt nie zlikwiduje, ale - według wstępnych planów - ograniczy finansowanie budżetowe partii. O ile? Tego nie rozstrzygnięto. "Chcemy zbliżyć się do całkowitej likwidacji, to jasne - mówi poseł PO Grzegorz Dolniak - ale pamiętamy historię z lipca i wiemy, że w tym Sejmie to nie przejdzie. Będziemy jeszcze rozmawiać z PSL, nie przesądzamy teraz czy cięcia wyniosą 30, 50 czy 80 proc.".

Kolejny pomysł PO przewiduje, że środki z budżetu nie mogłyby być przeznaczane na promocję ugrupowania

Platforma chce, aby z kieszeni podatników była finansowana co najwyżej działalność merytoryczna partii, prace legislacyjne, w tym ekspertyzy prawne. "Kampanie, które prowadzą partie polityczne za pieniądze podatników, to rozrzutność, której nie akceptujemy" - powiedział w piątek dziennikarzom w Sejmie poseł Platformy Andrzej Halicki.

Dlatego np. billboardy czy spoty reklamowe - według pomysłu Platformy - partie finansowałyby ze składek i darowizn. Jednak przy obecnej strukturze finansów partyjnych, proste wyliczenia pokazują, że dla największych partii oznaczałoby to konieczność kilkunastokrotnego zmniejszenia rozmachu kampanii.

Skarbnik Platformy Andrzej Wyrobiec poinformował, że za ubiegłoroczne wybory PO dostała 29,5 miliona złotych dotacji, czyli zwrotu kosztów kampanii. Ustawa o partiach politycznych stanowi, że reklama może stanowić maksymalnie 80 proc. ogółu wydatków na kampanię.

Wyrobiec zastrzega, że PO tego limitu nie wykorzystała, a na reklamę wydała około 20 milionów złotych. Przyznaje jednak też, że billboardy i spoty to lwia część kosztów reklamy. Jednocześnie w 2007 r. składki i darowizny dla PO wyniosły 1,5 miliona złotych, czyli ponad 10-krotnie mniej niż wydatki na reklamę w kampanii.

Dolniak przekonuje, że zmniejszenie skali kampanii to nie problem

Jednocześnie prognozuje, że jeśli ustawa wejdzie w życie, wzrośnie wysokość składek i darowizn, więc cięcia wydatków nie będą tak drastyczne.

Według szefa zarządu głównego PiS Joachima Brudzińskiego, pomysł Platformy jest "diabelski", bo ugrupowanie to "znakomicie zdaje sobie sprawę, że uniemożliwienie finansowania kampanii z pieniędzy budżetowych takim partiom jak PiS de facto skazuje te partie na przegraną w konfrontacji z bogatą PO".

Brudziński ocenił, że "PO jest partią ludzi establishmentu i bardzo łatwo jest mu wyobrazić sobie taką sytuację, że wśród donatorów PO mogą pojawić się takie nazwiska jak pan Jan Kulczyk, pan Ryszard Krauze, pan Mariusz Walter, pan Zygmunt Solorz".

"Natomiast nie jestem sobie w stanie wyobrazić, by te osoby były zainteresowane wsparciem finansowym mojej partii" - powiedział Brudziński. Jak tłumaczył, w kolejnym starciu wyborczym, gdyby pomysły PO weszły w życie, PiS nie będące "partią establishmentową, partią ludzi dużego czy średniego biznesu, będzie skazane na kampanię siermiężną".

"Z naszych składek nie będziemy w stanie podjąć rękawicy wyborczej z PO" - ocenił Brudziński

Miesięczna składka członkowska wynosi w PiS 10 zł, a dla emerytów, rencistów, studentów i uczniów - 5 zł; PiS liczy obecnie około 20 tys. członków.

"Chcemy limitować finansowanie partii z budżetu, a nie ograniczać transparentność finansowania" - kontruje Dolniak. Podkreślił, że Państwowa Komisja Wyborcza jest ustawowo wyposażona w uprawnienia kontrolne w odniesieniu do finansów partyjnych, włącznie z najwyższą sankcją - usunięciem z rejestru partii politycznych. Halicki podkreśla, że w ustawie o partiach politycznych jest górny limit darowizn, które osoba fizyczna może przeznaczyć na partie polityczne - wynosi on około 10 tys. zł.

Jakub Szulc (PO) z sejmowej komisji finansów publicznych poinformował, że Platforma przygotowuje też inny projekt związany z finansowaniem partii - ma on zlikwidować waloryzację subwencji budżetowej. Ustawa o partiach politycznych w obecnym kształcie przewiduje waloryzację subwencji, jeśli inflacja przekroczy 5 proc.

Przewodniczący klubu PSL Stanisław Żelichowski deklaruje, że ludowcy zgodzą się na ograniczenie finansowania partii z budżetu państwa. Nie chciał jednak powiedzieć do jakiego stopnia. "Nie ma jeszcze gotowego projektu" - tłumaczył Żelichowski. Zaznaczył jednocześnie, że ludowcom ciężko będzie poprzeć zapis o tym, że finansowanie reklam wyborczych będzie pokrywane z darowizn od osób prywatnych.

PSL zgodzi się w tym zapisie tylko na składki członkowskie - podkreślił Żelichowski. "Polityka tak już jest ułożona, że kto daje forsę, ten wystawia rachunki" - dodał. "Byłoby fatalnie gdyby grupa polskich biznesmenów decydowała jaki będzie kształt programu takiej czy innej partii" - dodał.

Natomiast polityk SLD Jerzy Szmajdziński (Lewica) uważa, że zmiany finansowania partii proponowane przez PO są właściwe. "Myślenie Platformy nam odpowiada" - powiedział.

"Ukierunkowanie na ekspertyzy, badania, analizy, szkolenia jest właściwe" - odpowiedział Szmajdziński pytany, czy pieniądze przekazywane partiom z budżetu państwa powinny być przeznaczone na działalność merytoryczną partii.

PAP zapytała przedstawicieli kilku banków, czy partie mogłyby liczyć na kredyt w przypadku, gdyby nie były finansowane z budżetu państwa.

Wojciech Kaczorowski z banku Millennium powiedział, że dla banku najistotniejszym kryterium przy udzieleniu kredytu jest zabezpieczenie.

"Jeżeli byłoby to zabezpieczenie płynne, np. lokata, a ocena ryzyka wypadłaby pozytywnie, partia polityczna zostałaby potraktowana tak, jak każdy inny klient banku. Zabezpieczenie musi być jednak realne. Nie ważne, czy pochodzi z budżetu, czy z innych źródeł" - poinformował PAP Kaczorowski.

Także w przypadku Pekao SA finansowanie partii z budżetu lub jego brak nie miałoby kluczowego znaczenia

Niemniej bank jest ostrożny w udzielaniu kredytów tego typu instytucjom. Jak powiedziała Magdalena Załuska-Król, zastępca rzecznika prasowego ds. produktowych, w odniesieniu do organizacji politycznych, czy kandydatów stosuje się specjalne zarządzenie.

Zgodnie z nim ostateczną decyzję o udzieleniu kredytu podejmuje zarząd po uzyskaniu opinii rady nadzorczej banku. Ocena ryzyka jest zawsze oparta na indywidualnym studium przypadku - podkreśliła Załuska-Król.

Z kolei w ING Banku Śląskim partie polityczne w ogóle nie mogą liczyć na wsparcie finansowe

"Nie kredytujemy partii politycznych" - powiedział rzecznik banku Piotr Utrata.

"Każda aplikacja klienta o udzielenie kredytu traktowana jest przez PKO BP indywidualnie. Ewentualna decyzja o udzielenie kredytu uzależniona jest od oceny zdolności kredytowej klienta" - poinformował Marek Ryczkowski z PKO BP.