Teza, że objęcie CIT-em spółek komandytowych jest tamą dla międzynarodowej optymalizacji podatkowej, jest dużym nadużyciem. Na koniec 2018 r. zaledwie 6 proc. spośród nich posiadało jakikolwiek kapitał zagraniczny - mówi Wojciech Kaptur, radca prawny, doradca podatkowy, wspólnik w kancelarii PragmatIQ.
DGP
Jak Pan ocenia skutki planowanego objęcia spółek komandytowych podatkiem dochodowym od osób prawnych?
Deklarowana przez resort finansów walka z uchylaniem się od opodatkowania z wykorzystaniem struktur międzynarodowych to słuszna idea, ale sposób realizacji uderzy przede wszystkim w polskie firmy.
Ministerstwo Finansów argumentuje, że dziś spółki komandytowe są wykorzystywane w celach międzynarodowej optymalizacji podatkowej z udziałem spółek zagranicznych i wyprowadzania zysków do państw stosujących szkodliwą konkurencję podatkową.
Teza, że objęcie spółek komandytowych CIT-em jest tamą dla międzynarodowej optymalizacji podatkowej, jest dużym nadużyciem. Wystarczy spojrzeć na statystyki Głównego Urzędu Statystycznego, na które powołuje się również resort finansów. Wynika z nich, że na koniec 2018 r. zaledwie 6 proc. spółek komandytowych w Polsce posiadało jakikolwiek kapitał zagraniczny.
Ale to są dane z 2018 r., a MF twierdzi, że spółek komandytowych przybywa z roku na rok w gwałtownym tempie i być może dane z 2018 r. nie są już aktualne?
To, że przybywa spółek komandytowych, wynika z wielu czynników. Dla części przedsiębiorców jest to odpowiednia forma prowadzenia działalności, zwłaszcza że od kilku lat spółki komandytowe można zakładać przez internet w przyspieszonym trybie. Z mojego oglądu rynku wynika, że odsetek spółek komandytowych, w których wspólnikami są podmioty zagraniczne, jest nadal marginalny. Inwestorzy zagraniczni preferują spółki kapitałowe, które lepiej wpasowują się w ich strukturę korporacyjną.
Podobno – tak twierdzi MF – większość tych spółek zagranicznych zaangażowanych w spółki komandytowe ma siedzibę na Malcie, czyli w kraju uważanym za raj podatkowy.
Z danych zbieranych przez wywiadownie gospodarcze, do których mamy dostęp, wynika, że na koniec 2019 r. zaledwie 129 spółek maltańskich prowadziło działalność w Polsce. Przyjmując nawet, że wszystkie te spółki były wykorzystywane w spółkach komandytowych (co de facto jest założeniem wysoce nieprawdopodobnym), to mowa o 0,3 proc. wszystkich spółek komandytowych.
Gdyby tak było, to resort finansów nie parłby do opodatkowania spółek komandytowych CIT-em?
Międzynarodowa optymalizacja w spółkach komandytowych występuje rzadko. Niestety tego typu struktury bywają aktywnie promowane przez niektórych doradców, również w internecie. Daje to pretekst ministerstwu, by wprowadzić tak radykalne rozwiązania legislacyjne. Należy jednak zauważyć, że organy podatkowe mają już w tej chwili wiele uprawnień, by walczyć z optymalizacją. Gdyby faktycznie celem MF było ograniczenie transferowania zysków do rajów podatkowych, to obowiązek zapłaty CIT powinien zostać nałożony jedynie na niektóre spółki komandytowe – te, w których występują podmioty zagraniczne.
Mówiąc o narzędziach do walki z międzynarodową optymalizacją, ma pan na myśli klauzulę przeciwko unikaniu opodatkowania?
Klauzulę przeciwko unikaniu opodatkowania, klauzule ograniczające korzyści z umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania w ramach MLI, możliwość ustalenia faktycznego miejsca zarządu spółki zagranicznej itd. Wszystkie te narzędzia pozwalają skutecznie walczyć z wykorzystaniem struktur spółek komandytowych do optymalizacji podatkowej.
Czyżby więc MF aż tak bardzo się myliło? Spółki komandytowe nie są narzędziem do międzynarodowej optymalizacji?
Takie podejście jest krzywdzące dla tysięcy uczciwych przedsiębiorców, którzy działają w tej formie. Nadużycia dotyczą wszystkich form prawnych i są narzędzia, by z tym walczyć. Nie jest prawdą, że spółki komandytowe to wehikuły podatkowe dla najbogatszych, którzy korzystając z agresywnej optymalizacji podatkowej, nie płacą podatków w Polsce. Z opublikowanego ostatnio przez Forbes rankingu najcenniejszych firm rodzinnych wynika, że spółki komandytowe stanowią zaledwie 9 proc. spółek o obrotach powyżej 100 mln zł i 16 proc. wśród mniejszych podmiotów.
Czyli twierdzi pan, że spółka komandytowa nie jest najbardziej popularną formą prowadzenia działalności w Polsce?
Mimo dynamicznego wzrostu liczby spółek komandytowych w ostatnim czasie, nadal bardzo wiele podmiotów wybiera inną formę – spółkę z o.o. Według danych GUS na koniec 2019 r. w Polsce było zarejestrowanych aż 429 tys. spółek z o.o., czyli ponad 10 razy więcej niż komandytowych! Co więcej, planowana przez rząd zmiana pogorszy sytuację spółek komandytowych w porównaniu do firm międzynarodowych i z udziałem kapitału zagranicznego.
Dlaczego?
Większość wspólników spółek komandytowych to podmioty polskie. Jeśli spółki te zostaną objęte CIT-em, to wypracowany przez nie dochód będzie opodatkowany na poziomie spółki, a następnie, gdy wspólnicy będą chcieli sobie ten zysk wypłacić, pojawi się drugi podatek – PIT od dywidendy.
Jeśli porównamy to z sytuacją spółek z udziałem kapitału zagranicznego, które w znacznej większości funkcjonują w formie spółek z o.o. lub akcyjnych, to tam takiego problemu nie ma. Wypłata dywidend ze spółek polskich do spółek powiązanych za granicą, zwłaszcza w Unii Europejskiej, jest w większości sytuacji zwolniona z opodatkowania.
Porównanie spółek komandytowych z podmiotami zagranicznymi działającymi w formie sp. z o.o., które często korzystają ze zwolnienia podatkowego w zakresie przekazywanych dywidend, odsetek oraz należności licencyjnych, prowadzi do wniosku, że forma spółki komandytowej, w której komplementariuszem jest spółka z o.o., wyrównuje szanse polskich przedsiębiorców z podmiotami zagranicznymi działającymi w strukturach holdingowych. Nie jest żadną szczególnie uprzywilejowaną konstrukcją podatkową.
MF twierdzi, że pozycja komandytariusza w spółce komandytowej jest taka sama jak status wspólnika w spółce z o.o.?
To nieprawda. Różnice można wymienić z marszu. Np. wspólnicy spółek komandytowych nie mogą zaliczać do kosztów podatkowych odsetek od pożyczek, których udzielili spółkom. Poza tym pożyczki te są opodatkowane podatkiem od czynności cywilnoprawnych. Oprócz tego każdy komandytariusz, w przeciwieństwie do wspólników spółek z o.o., płaci składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne.
Idźmy dalej: przekazanie składników majątku rozwiązywanej spółki komandytowej do wspólników jest opodatkowane VAT w ramach remanentu likwidacyjnego, a nie podlega mu w przypadku likwidacji spółki z o.o.
Dodatkowo wspólnicy spółek z o.o., w przeciwieństwie do wspólników spółek komandytowych, mogą korzystać z wielu przywilejów na gruncie podatku dochodowego w zakresie dotyczącym połączeń i podziałów spółek, wymiany udziałów, podatkowej grupy kapitałowej.
Skoro spółki komandytowe zostaną objęte CIT-em, to czy nowelizacja nie zniweluje tych różnic?
Nie. Nic się w tych kwestiach nie zmieni. Po wprowadzeniu zmian – sytuacja prawna komandytariusza nie zostanie zrównana z sytuacją prawną wspólnika spółki z o.o., tylko będzie gorsza. Nowelizacja ma bowiem jedynie charakter fragmentaryczny. Zmierza do opodatkowania spółek komandytowych CIT-em, bez uwzględnienia szerszego kontekstu. W efekcie grupa 40 tys. firm, która założyła swoje biznesy w zaufaniu do państwa, znajdzie się w znacznie trudniejszej sytuacji niż do tej pory.
Warto też zwrócić uwagę, że zgodnie z opublikowanymi projektowanymi, spółki komandytowe, mimo objęcia ich CIT-em, nie będą mogły korzystać z tzw. systemu estońskiego.
Ministerstwo szacuje, że dzięki objęciu spółek komandytowych CIT-em wpływy z tego podatku znacznie wzrosną, w przyszłym roku już o 1 mln 738 tys. zł.
Oczywiście wpływy z CIT wzrosną, ponieważ pojawi się 40 tys. nowych podatników tego podatku. Przy czym część spółek komandytowych będzie płaciła CIT według stawki 9 proc., a nie 19 proc. Jednak spadną wpływy z PIT i daniny solidarnościowej, a tego już w projekcie nie oszacowano.
Wpływy z PIT spadną również dlatego, że większość wspólników spółek komandytowych ograniczy wypłaty zysków lub całkowicie z nich zrezygnuje, skoro będzie się to wiązało z dodatkowym opodatkowaniem. Taka prawidłowość ma już przecież miejsce w spółkach kapitałowych.
Obniżeniu ulegną też wpływy z daniny solidarnościowej, ponieważ wspólnicy nominalnie będą mieli niższe dochody, bowiem w większości przypadków nie zdecydują się na wypłatę całości zysków.
To akurat dobra wiadomość. Przecież chodzi o to, żeby przedsiębiorcy inwestowali, a nie konsumowali, czyli wydawali pieniądze z dywidendy. Do tego zmierza również tzw. estoński CIT.
Niby tak, ale tak jak wskazałem wcześniej, spółki komandytowe są wprost wykluczone z tego rozwiązania. Co więcej, w rządowym projekcie nowelizacji dotyczącej tzw. estońskiego CIT wprowadzono mechanizmy, które bardzo utrudniają możliwość skorzystania z tego sposobu opodatkowania spółkom z o.o. lub akcyjnym, powstałym w wyniku przekształcenia spółek komandytowych.
Można wykluczyć, że część podatników zrezygnuje z prowadzenia działalności w formie spółek komandytowych i przejdzie np. na działalność gospodarczą, spółkę jawną lub cywilną?
Możliwe, że część przedsiębiorców zostanie niejako „wepchnięta” w formy prawne, które wiążą się z koniecznością ponoszenia odpowiedzialności za zobowiązania spółki całym swoim majątkiem. Negatywnie wpłynie to na skłonność do inwestycji i podejmowania ryzyka gospodarczego. Pytanie, czy o takie efekty chodziło MF. Zamiast rozwijać swoje firmy, przedsiębiorcy będą teraz musieli się zastanawiać nad dostosowaniem swojej formy prawnej, bo w trakcie meczu zmienia się reguły gry, praktycznie z miesiąca na miesiąc.
Pomysł na objęcie spółek komandytowych CIT-em nie jest nowy.
Rzeczywiście, takie plany pojawiły się już w 2013 r. Wtedy jednak zrezygnowano z nich, a CIT-em objęto od 1 stycznia 2014 r. spółki komandytowo-akcyjne. Teraz Ministerstwo Finansów wraca do dawnego pomysłu. Co gorsza, dzieje się to w czasie, gdy wielu przedsiębiorców boryka się z problemami związanymi z COVID-19 i to równolegle z działaniami rządu, który wiele energii i środków poświęcił na wspieranie rodzimego kapitału i polskich przedsiębiorców.