- Za chwilę okaże się, że w celu „uszczelnienia” polskiego systemu podatkowego trzeba z niego usunąć wszelkie ulgi i zwolnienia - mówi w rozmowie z DGP Mateusz Romowicz, radca prawny w Kancelarii Legal Marine.
DGP
Ministerstwo Finansów zaproponowało ograniczenie ulgi abolicyjnej do kwoty zmniejszającej podatek, o której mowa w art. 27 ust. 1a pkt 1 ustawy o PIT. Chodzi o kwotę 1360 zł przewidzianą dla podatników o rocznym dochodzie 8000 zł. To chyba lepsze rozwiązanie niż całkowita likwidacja tej preferencji?
Szczerze mówiąc, nie widzę różnicy. Ograniczenie ulgi abolicyjnej do wysokości kwoty wolnej od podatku de facto oznacza likwidację tej ulgi.
Resort finansów przedstawił jednak liczne argumenty przemawiające za ograniczeniem tego odliczenia.
Czytając uzasadnienie do projektu, można odnieść wrażenie, że dla Ministerstwa Finansów nadużyciem jest samo już uzyskiwanie wysokich dochodów za granicą i korzystanie z przysługującej zgodnie z prawem ulgi abolicyjnej. W oparciu o to twierdzenie resort zamierza wprowadzić przepis, który dyskryminuje grupę podatników uzyskujących wysokie dochody zagraniczne w krajach, w których obowiązuje metoda proporcjonalnego odliczenia. Przecież to absurd.
Czy chce pan powiedzieć, że nie ma przypadków nadużywania ulgi abolicyjnej?
Ulga jest wykorzystywana zgodnie z jej celem, a cel jest banalnie prosty ‒ chodzi o to, aby podatnik zarabiający w kraju objętym niekorzystną metodą rozliczenia rozliczał swój dochód tak samo jak ten, kto zarabia w państwie objętym korzystniejszą metodą rozliczenia. Mało tego, zmieniając zapisy w umowach o unikaniu podwójnego opodatkowania na mniej korzystne, resort przekonywał, że nie ma się czego obawiać, bo jest przecież ulga abolicyjna. Dla mnie to kuriozum, że teraz chce jej likwidacji.
Resort pisze jednak wyraźnie, że chodzi o uniknięcie sytuacji, w której zagraniczne dochody nie są opodatkowane ani za granicą, ani w Polsce. I że nie tylko my, ale i administracje podatkowe innych państw idziemy w kierunku eliminowania takich sytuacji.
Takie postawienie sprawy mija się z prawdą. Proszę zauważyć, że w przypadku metody proporcjonalnego odliczenia i zastosowania ulgi abolicyjnej nie ma mowy o braku opodatkowania.
Jeśli obowiązek podatkowy polskiego rezydenta pracującego w Wielkiej Brytanii jest przeniesiony, zgodnie z umową o unikaniu podwójnego opodatkowania, do Wielkiej Brytanii, to opodatkowanie następuje w tamtym kraju, co nie zawsze jest równoważne z zapłatą podatku (zobowiązanie podatkowe). O sytuacji braku opodatkowania można by mówić, gdyby polski rezydent uzyskiwał dochody z raju podatkowego, a dochody te w ogóle nie byłyby objęte systemem podatkowym. A tak nie jest, ponieważ zgodnie z zasadą nieograniczonego obowiązku podatkowego dochody z rajów podatkowych podlegają w pełni opodatkowaniu w Polsce (brak możliwości zastosowania ulgi abolicyjnej).
Trudno określić, czy jest to specjalny zabieg, ale Ministerstwo Finansów przy okazji uzasadniania projektowanych zmian przestało rozróżniać „obowiązek podatkowy” od „zobowiązania podatkowego”, a są to dwie, zupełnie różne instytucje w prawie podatkowym. Idąc tokiem rozumowania MF, za chwilę okaże się, że z polskiego systemu podatkowego w celu „uszczelnienia” trzeba usunąć wszelkie ulgi i zwolnienia.
W uzasadnieniu projektu znalazło się stwierdzenie, że tak długo, jak będzie obowiązywać ulga abolicyjna, Polska nie będzie realizować swoich obowiązków wynikających ze współpracy w ramach OECD.
To również nie jest prawdą. Przepisy umów działają, Polska realizuje obowiązki wynikające ze współpracy z OECD w tym zakresie, a stwierdzenie ministerstwa nie znajduje żadnego uzasadnienia ani w konwencjach, których stroną jest Polska, ani w Modelowej Konwencji OECD. Resort ewidentnie chce, aby Polacy pracujący za granicą zapłacili w Polsce podatek. Moim zdaniem zmierza po prostu do wprowadzenia przepisów, które naruszą podstawowe zasady wynikające m.in. z Europejskiej Karty Praw Człowieka i Traktatu o funkcjonowaniu UE, a cel tej zmiany jest ewidentnie profiskalny.
Ze strony MF padł też argument, że ulga abolicyjna jest wykorzystywana przede wszystkim przez firmy, które dokonują skomplikowanych międzynarodowych optymalizacji podatkowych.
Za chwilę może się okazać, że odliczanie diet zagranicznych również zostanie poczytane za optymalizację podatkową. Przypomnę zatem ‒ ulga abolicyjna jest stosowana przede wszystkim przez pracowników, którzy dzięki niej chcą zrównać swoją sytuację z sytuacją pracowników objętych korzystną metodą wyłączenia z progresją. Natomiast w polskim systemie funkcjonuje już klauzula mająca zwalczać optymalizacje podatkowe, tak więc argument ministerstwa jest całkowicie chybiony.
Pada też teza, że ulga abolicyjna zachęca do podejmowania aktywności ekonomicznej poza terytorium Polski i powoduje, że duży odsetek emigrantów zarobkowych stanowią wysoko wykwalifikowani pracownicy, którzy przyczyniliby się do rozwoju gospodarczego naszego państwa (tzw. drenaż mózgów)?
To najzwyklejsza konfabulacja. Po pierwsze, to właśnie wprowadzanie tak nagle (przewidziano zaledwie kilka dni na konsultacje projektowanych zmian!) tak daleko idących zmian podatkowych wpływających negatywnie na sytuację finansową grup zawodowych (m.in. marynarzy, pilotów, pracowników stoczniowych etc.), którzy już odczuli skutki kryzysu wynikającego z pandemii COVID-19, doprowadzi do odpływu najbardziej wykwalifikowanych i mobilnych pracowników z Polski. Po drugie, argument podniesiony przez MF przemawia właśnie za tym, żeby nie ograniczać ani nie likwidować ulgi abolicyjnej. Co więcej, powinien być przyczynkiem do tego, aby w Polsce stworzyć jak najbardziej przejrzysty, bezpieczny i przyjazny system dla polskich rezydentów pracujących za granicą, a najlepiej dla wszystkich podatników.
Ministerstwo tłumaczy, że podatnicy mają świadomość, w których krajach warto zarabiać ze względu na korzystniejsze rozliczenie podatkowe, a w których nie, i na tej podstawie mogą podejmować decyzję, gdzie uzyskiwać dochody.
Od kiedy wzrost świadomości podatników uzyskujących dochody zagraniczne ma być podstawą do wprowadzania dla nich niekorzystnych regulacji prawno-podatkowych, które będą miały ewidentnie dyskryminacyjny charakter? Podatnik zarabia tam, gdzie uda mu się aktualnie znaleźć pracę. Szczególnie teraz, w czasie kryzysu wywołanego pandemią COVID-19, nie może dowolnie wybierać, gdzie uzyska dochody, aby „pasowało” mu to podatkowo.
A argument, że ci, którzy zarabiają w Polsce dużo, płacą do budżetu więcej niż ci, którzy zarabiają tyle samo za granicą?
Ministerstwo gra kartą mającą zniechęcić polskich rezydentów pracujących w Polsce do osób, które zarabiają za granicą i zgodnie z prawem korzystają z ulgi abolicyjnej. Nie można jednak zapominać, że osoby wyjeżdżające do pracy za granicą ponoszą wiele dodatkowych kosztów nieznanych pracownikom w Polsce, nie mówiąc już o tym, że przebywają poza domem wiele miesięcy. Przykładowo polscy marynarze ponoszą m.in. koszty szkoleń, nauki języka, certyfikowania, ubezpieczeń etc. W wielu przypadkach nikt im tych kosztów nie zwraca.
A jak pan ocenia rozszerzenie zwolnienia w PIT dla marynarzy?
Przepis rozszerzający zwolnienie dla marynarzy na wszystkie inne bandery, nie tylko z państw UE lub EOG, nie daje marynarzom zbyt wiele. Nadal bowiem pozostaną w ustawie o PIT bardzo zawężające definicje, utożsamiane nieprawidłowo przez organy podatkowe z transportem międzynarodowym i szczegółowe przesłanki dotyczące 183 dni. Co więcej, dalej nie wiadomo, jak ma finalnie wyglądać zaświadczenie, które będzie decydowało o ewentualnym zwolnieniu marynarza z PIT. Zmiana ma więc w istocie znaczenie kosmetyczne.