Niemcy, największy płatnik do unijnej kasy, chcą zmniejszenia tempa wzrostu unijnych wydatków w nowym wieloletnim budżecie UE po 2013 roku. Przekonują, że budżet w wysokości 1 proc. DNB (dochodu narodowego brutto) byłby za duży.

"Przyjęcie pułapu 1 proc. już doprowadzi do zbyt dużego budżetu" - przekonywał we wtorek wieczorem dziennikarzy niemiecki wiceminister finansów Thomas Mirow. Zaapelował, by następny wieloletni budżet UE nie był wyrażany - jak dziś - w DNB, ale w nominalnych wartościach, odpowiadających realnym potrzebom.

Jak tłumaczył, tylko z powodu wzrostu gospodarczego i inflacji, co roku budżet UE wzrasta o 5 proc. W rezultacie, nawet jeśli utrzyma się jego obecny górny pułap na poziomie 1 procenta dochodu narodowego brutto, to wydatki w wymiarze nominalnym wzrosną w ciągu 8 lat o 40 procent.

Ten wzrost budżetu UE nijak się ma do wzrostu budżetów narodowych, które jak wyjaśnił Mirow, rosną rocznie średnio zaledwie o 1 proc.

"Jeśli utrzymamy tę dysproporcję między budżetem europejskim a narodowymi, to będziemy mieć trudny problem polityczny. Nie mogę sobie wyobrazić niemieckiego ministra finansów, tłumaczącego się przed Bundestagiem z tego, że budżet narodowy rośnie o 1 proc, podczas gdy unijny o 5 proc." - powiedział niemiecki wiceminister finansów.

Według Mirowa, należy zmniejszyć finansowanie z unijnego budżetu dotacji dla rolników, których dochody poprawiły się z powodu wzrostu cen żywności. Budżet UE powinien natomiast skoncentrować się na wydatkach związanych ze Strategią Lizbońską, czyli wzrostem gospodarczym, innowacyjnością i badaniami.

Niemcy opowiadają się za tym, by to składki narodowe do unijnej kasy (obliczane na podstawie dochodu narodowego brutto) pozostały jej głównym źródłem

"Najlepiej odzwierciedlają bogactwo danego kraju" - tłumaczył Mirow. Tłumaczył, że proponowany podatek europejski miałby "efekt negatywny", jeżeli chodzi o dystrybucję.

Deklaracje Mirowa są wyraźnym głosem Niemiec w zaplanowanej na 2008/2009 roku reformie budżetu UE. Zdecydowali o niej przywódcy państw unijnych, kiedy po miesiącach trudnych negocjacji przyjęli na szczycie w grudniu 2005 wieloletnie plany budżetowe UE na lata 2007-13.

W ówczesnych negocjacjach zasadniczy wpływ odegrał tzw. list sześciu z grudnia 2003 roku (Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Szwecja, Holandia i Austria), które zapowiedziały, że - mimo rozszerzenia Unii - nie zgodzą się, by jej budżet na lata 2007-13 przekroczył pułap 1 proc. DNB.

Kiedy w grudniu 2005 roku na szczycie przyjmowano ostatecznie budżet 2007-13 ograniczony pułapem 1 proc., nie cichła krytyka, że struktura budżetu UE (43 proc. na rolnictwo, 35 proc. na politykę spójności) jest przestarzała i nie odzwierciedla wyzwań stojących przed dzisiejszą Unią.

Reforma, zgodnie z decyzją szczytu, ma objąć tak kontrowersyjne kwestie jak wydatki na wspólną politykę rolną, brytyjski rabat (upust we wpłatach do unijnej kasy) oraz tzw. źródła budżetu (pod którym to terminem kryje się stary, nigdy niezrealizowany pomysł europejskiego podatku).

Komisja Europejska zapowiedziała na jesień 2008 zwołanie w Brukseli wielkiej konferencji, która ma podsumować wyniki rozpoczętych w grudniu ub. roku konsultacji publicznych w sprawie reformy budżetu. Formalne propozycje w sprawie reformy Komisja przedstawi najwcześniej pod koniec 2008 roku, albo - co jest bardziej prawdopodobne - na początku 2009. Chodzi o to, by uniknąć ewentualnego wpływu tej wrażliwej politycznie kwestii na trwający proces ratyfikacji nowego traktatu UE (z Lizbony).