Przedsiębiorca, który nie otrzymał zapłaty, powinien móc skorygować podatek dochodowy i VAT już po 30 dniach od przeterminowania należności. Bez względu na kondycję swojego kontrahenta - mówi Gerard Dźwigała radca prawny i doradca podatkowy w Kancelarii Dźwigała, Ratajczak i Wspólnicy
Wydaje się, że ustawodawca nie mógł lepiej trafić z terminem wprowadzenia ulgi na złe długi w PIT i CIT. Dzięki temu rozwiązaniu wierzyciele, którzy nie otrzymają zapłaty wskutek epidemii koronawirusa, będę mogli skorygować swoje przychody już w ciągu 90 dni.
Ulga na złe długi w podatkach dochodowych mogłaby cieszyć podatników, ale tylko w normalnych okolicznościach. W czasach pandemii nie jest ona jednak wystarczająca. 90 dni to dziś przyszłość nieznana i trudna do ogarnięcia. Moim zdaniem należałoby przyznać prawo do korekty szybciej, np. już po 30 dniach przeterminowania należności. I to zarówno w PIT, jak i w VAT.
30 dni to bardzo krótki okres. A ulga na złe długi – przynajmniej ta w podatku VAT – nadal wymaga korekty rozliczeń przez dłużnika. Nie wydaje mi się, żeby urząd był w stanie w tak krótkim czasie sprawdzić, czy dłużnik, który nie zapłacił, uporządkował swoje rozliczenia.
W obecnej sytuacji kontrola nie powinna być priorytetem urzędów. Nie sposób zakładać, że większość podatników będzie chciała wykorzystać rozluźnienie wymogów dla nieuczciwych korzyści. Tacy oczywiście też się znajdą, są przecież zawsze. Uważam jednak, że ryzyko w tym zakresie w większym stopniu powinno przejąć na siebie państwo.
Ale przecież państwo wzięło już na siebie część ryzyka i kosztów – w ramach ulgi na złe długi w PIT i CIT. W obu ustawach znalazły się przepisy, z których wynika, że dłużnik, który nie zapłacił, nie musi korygować swoich kosztów z tego tytułu w całym 2020 r. Mówi o tym art. 52q ustawy o PIT i art. 38i ustawy o CIT.
Zgoda, ale to rozwiązanie nie poprawia bezpośrednio sytuacji podatnika, który czeka na zapłatę. To zresztą tylko przejściowa korzyść, bo dotycząca zaliczek na podatek. Dotyczy zresztą grupy najbardziej poszkodowanych – tych, u których spadek dochodów przekroczył 50 proc. Inni muszą korygować swoje dochody i podwyższać zaliczki, jak dotąd.
Dobrze, ale proszę też zwrócić uwagę, że wierzyciel, który nie otrzymał zapłaty, może zmniejszyć swoje przychody. Jednocześnie sam, będąc dłużnikiem znajdującym się w trudnej sytuacji, może ująć niezapłaconą należność po stronie kosztów. To mało?
Jak dla mnie ulgi na złe długi nie są rozwiązaniem wystarczającym na obecne czasy. Po prostu w dobie kryzysu nie są one efektywne. I nie chodzi mi wyłącznie o zbyt długi, bo 90-dniowy czas, po upływie którego można dokonać korekty.
A o co jeszcze?
O warunki tej korekty. Proszę zwrócić uwagę, że w przypadku VAT fakturę można skorygować (po 90 dniach), ale nie wtedy, gdy kontrahent nie jest VAT-owcem, albo gdy jest w trakcie restrukturyzacji. Niestety w dzisiejszych czasach jest to coraz bardziej prawdopodobne. Analogicznie, po 90 dniach przeterminowania zapłaty można skorygować in minus przychody podatkowe, ale nie wtedy, gdy kontrahent jest w upadłości, w postępowaniu restrukturyzacyjnym albo jest po prostu klientem detalicznym, który nie rozlicza wydatku w kosztach podatkowych. Podsumowując, moim zdaniem w czasie pandemii korekta VAT oraz PIT lub CIT w ramach ulgi na złe długi powinna być możliwa szybciej i bez względu na sytuację dłużnika. Z pewnością poprawiłoby to płynność finansową wierzycieli.
Podatnicy, którzy nie mogą skorzystać z ulgi na złe długi w PIT i CIT, mają do wyboru jeszcze inną możliwość – ulgę na nieściągalne wierzytelności zaliczone wcześniej do przychodów.
Owszem, ale to rozwiązanie jest trudniejsze niż ulga na złe długi. Chcąc uznać należność za nieściągalną, podatnik musi wykazać to formalnie, tj. przeprowadzić najpierw procedurę sądową bądź egzekucyjną, a – jak wiadomo – sądy teraz pracują dużo wolniej, terminy procesowe są zawieszone. Innymi słowy, już wcześniej proces uzyskiwania postanowień, o których mowa w art. 23 ust. 2 ustawy o PIT i art. 16 ust. 2 ustawy o CIT, nie był szybki, a teraz nie sposób czegokolwiek uzyskać. Nawet gdy sądy wznowią pracę, można przez pewien czas spodziewać się dłuższego oczekiwania na rozstrzygnięcie z powodu zaległości, a także zwiększonej liczby spraw o zapłatę.
Czy to oznacza, że podatnik, który z obiektywnych przyczyn nie może skorzystać z ulgi na złe długi, jest w sytuacji bez wyjścia?
Jest kilka wyjątków, np. niektóre, drobniejsze wierzytelności można uznać za nieściągalne na podstawie własnego protokołu opisującego, że koszty dochodzenia roszczenia byłyby wyższe niż jego kwota. Można jednak postawić tezę, że obecnie szanse na spełnienie większości warunków dotyczących udokumentowania nieściągalności wierzytelności są mniejsze niż wcześniej, za to ulga jest potrzebna bardziej niż dotychczas.
Jest jeszcze możliwość – wystąpienie o ulgi w zapłacie podatków, takie jak odroczenie terminu płatności, rozłożenie na raty, a nawet umorzenie podatku.
Według mnie ten kanał jest całkowicie niedrożny i nieefektywny. Urzędnicy mają zbyt wiele wniosków do oceny, a ta musi być wykonana bardzo szybko.
Nie zgodzę się. Na łamach DGP wielokrotnie pisaliśmy, że możliwość uzyskania takich ulg w czasie pandemii wzrosła. Resort finansów skierował do urzędów szczegółowe wytyczne, z których wynika, że urzędy powinny udzielać ulg szybko i bez zbędnej biurokracji, zwłaszcza w branżach szczególnie narażonych na skutki pandemii.
Mam na ten temat inne zdanie. Ulgi to pomoc publiczna, która co do zasady jest zakazana. Mam zasadnicze wątpliwości, czy urzędnicy, od których przez całą ich karierę wymagano, aby skutecznie ściągali podatki, a nie, aby pomagali ich nie płacić, mogą być teraz merytorycznie i mentalnie przygotowani do udzielania ulg. Jeżeli do tej pory urzędnik musiał się tłumaczyć z wydania decyzji o uldze, a nie musiał, gdy jej odmawiał, to niezwykle trudno będzie mu przestawić się na inny tryb. Urzędy są w tej sytuacji reaktywne i nieprzygotowane. Mają gotowe wzory i procedury negatywnego rozpoznawania wniosków, natomiast pozytywnych rozstrzygnięć dopiero się uczą.
Czy uważa więc pan, że urzędnicy skarbówki nie będą udzielali ulg mimo instrukcji i zapewnień Ministerstwa Finansów?
Ulgi zapewne w jakimś zakresie będą udzielane, ale nie tak często i nie tak szybko jak powinny. Już teraz mamy sygnały, że urzędy podchodzą do wniosków zbyt formalnie. Mało tego, moim zdaniem w tak nadzwyczajnych warunkach, jakie mamy, udzielanie ulg powinno wyglądać inaczej. Urzędnik podatkowy, widząc w raportach JPK_VAT spadające obroty i marżę u podatnika, albo wiedząc, że prowadzi on działalność w branży, która jest teraz „w zamrożeniu” (np. hotelarskiej, gastronomicznej), powinien dzwonić do podatnika i proponować mu rozwiązanie w postaci odroczenia terminu płatności, rozłożenia należności na raty albo nawet jej umorzenia.
Trudno mi to sobie wyobrazić w praktyce.
Wiem, że to niewyobrażalne, ale spójrzmy na to z innej strony. Przecież urzędy skarbowe nazywają podatników klientami, co w istocie jest prawdą. Jak postępuje np. bank, kiedy widzi, że klient ma problemy, a nie chce go stracić? Sam inicjuje rozwiązania, bo w przeciwnym razie nierozwiązany problem przedsiębiorcy stanie się jego problemem.