Około 166 tys. osób prowadzi fikcyjną działalność gospodarczą, by mniej oddawać państwu – szacuje Instytut Badań Strukturalnych.
DGP
Efektywne opodatkowanie pracy, czyli suma podatków i składek, jaką pobiera się od uzyskiwanego dochodu, w Polsce jest obecnie wyższe niż opodatkowanie działalności gospodarczej – wynika z raportu „Kogo obciążają podatki w Polsce”, który IBS opublikuje dzisiaj. Zatrudnieni na umowach o pracę muszą liczyć się z tym, że państwo zabierze im – niezależnie od tego, ile zarabiają – 36–37 proc. dochodów. Dużo łagodniej fiskus traktuje umowy cywilnoprawne, pobierając od nich 29–26 proc. dochodów. W przypadku działalności gospodarczej efektywne opodatkowanie do tej pory było bardziej zróżnicowane na korzyść osób, które zarabiały dużo.
IBS operował na danych z lat 2016 i 2017 (a więc z czasów, gdy nie było jeszcze małego ZUS płaconego proporcjonalnie od małych przychodów przedsiębiorcy) i wówczas obłożenie daninami firm było silnie regresywne. Co oznacza, że uzyskujący najniższe dochody płacili fiskusowi bardzo dużo, ale wraz ze wzrostem zarobków ciężar był coraz mniejszy. I tak np. przy dochodzie brutto między 10 a 25 tys. zł rocznie efektywna stopa opodatkowania działalności gospodarczej wynosiła aż 53 proc. Ale już dochód z przedziału 50–100 tys. zł był opodatkowany na poziomie 28 proc., a 100–200 tys. zł – 24 proc. A więc mniej niż w przypadku porównywalnych umów o pracę i kontaktów cywilnoprawnych.
Co to oznacza? Według raportu w naturalny sposób skłania to osoby zarabiające dużo do ucieczki w jednoosobową działalność gospodarczą. Autorzy szacują, że w 2017 r. takich fikcyjnych działalności było ok. 166 tys., czyli niemal co dziesiąty drobny przedsiębiorca (nie licząc tych w rolnictwie) tak naprawdę nim nie był. Od 2011 r. liczba ta zwiększyła się o 32 tys. Chodzi przede wszystkim o tych, którzy całość lub dominującą część przychodów mają od jednego klienta, nie zatrudniają nikogo, nie szukają nowych rynków zbytu, nie inwestują w nowy produkt, a do tego nie mają swobody w wyborze dni i godzin pracy, która na dodatek odbywa się pod regularnym nadzorem klienta. Inne cechy quasi-przedsiębiorcy, które IBS uwzględnił w swoich szacunkach, to korzystanie przez niego z przestrzeni biurowej klienta i branie udziału w spotkaniach pracowników, którzy mają podobny zakres obowiązków. Przejście na taką działalność gospodarczą jest jednak opłacalne, bo przy dochodzie rzędu 100–200 tys. zł rocznie opodatkowanie może być nawet o jedną trzecią niższe niż opodatkowanie umowy o pracę, a różnica ta rośnie wraz ze wzrostem dochodu. I z tego właśnie powodu fikcyjne samozatrudnienie dotyczy przede wszystkim osób o wysokich zarobkach – konstatuje raport.
Im więcej ktoś zarabia, tym bardziej opłaca mu się założyć firmę
Czy wprowadzenie od 2019 r. „małego ZUS” coś zmieni? Zapewne zmniejszy skalę regresji podatkowej, bo obłożenie ciężarami najniższych dochodów będzie mniejsze. Ale z drugiej strony przejście z umowy o pracę na działalność gospodarczą będzie się opłacać już nie tylko bogatym i będzie to dodatkowa zachęta do fikcyjnego samozatrudnienia. Raport IBS przytacza wyliczenia, według których mały ZUS obniża próg opłacalności przejścia z umowy o pracę na działalność gospodarczą z ok. 3 tys. zł do 1,2 tys. zł miesięcznie.
Jakimś wyjściem z tej sytuacji mogłoby być niższe opodatkowanie najniższych dochodów z pracy. W Polsce nie ma różnicy w wielkości klina podatkowego między najniższymi a najwyższymi zarobkami, podczas gdy średnio w UE klin dla najmniejszych płac jest o 8 pkt proc. niższy od tego dla najwyższych.
– Obniżanie klina tylko w przypadku nisko dochodowej działalności gospodarczej, bez ruszania go w opodatkowaniu pracy, będzie zachęcać do takich optymalizacji – mówi Jakub Sawulski, autor raportu IBS. Dodaje, że to wyróżnia Polskę na tle Unii Europejskiej i krajów OECD. Tam też podatki pobierane od dochodów z pracy są wyższe niż te od kapitału, ale jednak struktura jest bardziej korzystna dla osób mało zarabiających.
– Wprowadzenie w życie zapowiedzi podniesienia kosztów uzyskania przychodów z tzw. piątki Kaczyńskiego niewiele tu zmieni. Bo jest to ruch za słaby. Podwojenie kosztów jest rozczarowujące, biorąc pod uwagę wcześniejsze deklaracje znacznego zmniejszenia kosztów pracy dla niskich wynagrodzeń – mówi ekonomista.
Ministerstwo Finansów przymierzało się do pięciokrotnego zwiększenia kosztów uzyskania przychodów. To, w połączeniu z realizacją starej obietnicy podniesienia kwoty wolnej do 8 tys. zł dla wszystkich, mogłoby istotnie obniżyć klin podatkowy. – Szkoda, bo zbyt wysoki klin podatkowy dla niskich płac powoduje różne patologie, jak płacenie pod stołem, zatrudnianie na czarno czy nadużywanie umów cywilnoprawnych – ocenia Jakub Sawulski.