Potwierdziły się czarne scenariusze. Wymóg zbierania oświadczeń od nabywców węgla na cele opałowe stał się dla branży prawdziwym utrapieniem.
Izba Gospodarcza Sprzedawców Polskiego Węgla zaapelowała do Ministerstwa Finansów o powrót do przepisów sprzed 2019 r. Skutkiem obecnych – jak przekonuje organizacja – jest biurokracja i dodatkowe koszty ponoszone przez sprzedawcy węgla.
Alarmuje, że klienci, którzy mają przekazać sprzedawcy cały zestaw wrażliwych danych o sobie, rezygnują z zakupu. Wielu z nich kupuje potem węgiel w szarej strefie – twierdzi IGSPW.
Dla sprzedawców problem jest także wtedy, gdy klient nie zrezygnuje z transakcji – są bowiem odpowiedzialni za treść oświadczeń, które złożą nabywcy.
– Podobnie jak przy sprzedaży oleju opałowego sprzedawcy grozi odpowiedzialność za błędy w treści oświadczenia, mimo że nie ma realnej możliwości zweryfikowania tego dokumentu – tłumaczy Krzysztof Wiński, menedżer w dziale doradztwa podatkowo-prawnego PwC.
Z odpowiedzi resortu finansów na pytanie DGP wynika jednak, że na zmiany się nie zanosi. Przepisy w obecnym brzmieniu będą więc utrzymane.

Kłopotliwe oświadczenia

Od 2019 r. nabywca może kupić węgiel bez podatku, tylko jeśli złoży oświadczenie, w którym potwierdzi, że wykorzysta go w celach opałowych (art. 31a ust. 3 pkt 1 ustawy o podatku akcyzowym). Dotyczy to jednorazowych zakupów powyżej 200 kg.
– W praktyce przeważająca większość osób nieprowadzących działalności gospodarczej jednorazowo kupuje ponad tonę węgla, tak więc, żeby uniknąć akcyzy, musi składać oświadczenie o sposobie jego wykorzystania – wyjaśnia Łukasz Janiga, ekspert Izby Gospodarczej Sprzedawców Węgla.
Oświadczenie można złożyć m.in. na fakturze wystawionej przez sprzedawcę albo w okresowej umowie łączącej obie strony. Jego treść nieznacznie się różni, w zależności od tego, czy kupującym jest firma, czy osoba nieprowadząca działalności gospodarczej. W tym drugim wypadku trzeba podać m.in.: imię, nazwisko, adres zamieszkania, numer dowodu osobistego, PESEL.
Przed 2019 r. warunkiem zwolnienia z akcyzy było wyłącznie podanie imienia, nazwiska oraz adresu zamieszkania.

RODO a węgiel

Zdaniem Krzysztofa Wińskiego przepisy o „węglowych” oświadczeniach są nie tylko przejawem kłopotliwej biurokracji, ale mogą też być niezgodne z unijnym rozporządzeniem RODO dotyczącym ochrony danych osobowych.
– Podobne zastrzeżenia zgłaszają nabywcy węgla, którzy, powołując się na RODO, odmawiają przekazania dostawcom żądanych informacji – mówi Łukasz Janiga.
Jego zdaniem trudno znaleźć uzasadnienie dla żądania tak wrażliwych danych od nabywców węgla. Tym bardziej że celem RODO było ograniczenie zakresu i sposobu wykorzystywania wrażliwych danych osobowych należących do osób fizycznych.
Ekspert zwraca też uwagę, że choć przepisy o obowiązku zbierania oświadczeń miały posłużyć walce z szarą strefą, to paradoksalnie ich skutek może być przeciwny. – Już teraz dostawcy węgla spotykają się z sytuacją, w której nabywcy, po poinformowaniu ich o obowiązkach, rezygnują z zakupu, twierdząc, że inni przedsiębiorcy nie stawiają tak rygorystycznych wymagań – mówi Łukasz Janiga.

Resort odpiera zarzuty

Biuro prasowe MF w odpowiedzi na pytanie DGP podtrzymuje stanowisko, że trudno mówić o biurokracji w branży węglowej, skoro nawet przed 2019 r. sprzedawcy musieli wystawiać dokumenty dostawy bądź faktury, które uwzględniały informacje o przeznaczeniu węgla.
Nabywca tak jak obecnie musiał więc podpisać dokument, z którego wynikałoby, że kupuje węgiel na cele opałowe – podkreśla resort.
Nie obawia się też naruszenia przepisów RODO. Zwraca uwagę na to, że sprzedawcy, jako dysponenci danych osobowych, mają obowiązek zabezpieczyć je przed utratą lub niepowołanym dostępem. Wynika to zarówno z polskich, jak i z unijnych przepisów.