Moim zdaniem efekt zmian przepisów podatkowych i karno-skarbowych będzie taki, że część przedsiębiorców i inwestorów po prostu wycofa się z naszego kraju - mówi w wywiadzie dla DGP prof. dr hab. Adam Mariański, przewodniczący Krajowej Rady Doradców Podatkowych.
Na początku lipca pojawił się projekt zupełnie nowej ordynacji podatkowej liczący bagatela 728 artykułów. W tym samym miesiącu opublikowany został także projekt ustawy z przepisami wprowadzającymi ordynację wraz z uzasadnieniem – czyli 181 artykułów spisane na 96 stronach. Natomiast pod koniec sierpnia pojawił się kolejny obszerny projekt, tym razem zmian w już obowiązujących przepisach, w tym m.in. ordynacji podatkowej. Niby liczący tylko 43 artykuły, ale za to spisane na 155 stronach. Uzasadnienia do projektów, które zawsze warto czytać, to dodatkowo prawie 1000 stron. Czy państwo jeszcze nadążają za projektodawcą?
Zaczyna być już trudno. W Krajowej Izbie Doradców Podatkowych przygotowujemy opinię o projekcie ustawy o rzeczniku praw podatnika, bo to jest jeszcze trzeci projekt ustawy, który ukazał się w lipcu, a mamy do niego wiele uwag. Obecnie w izbie nad projektami pracuje już chyba kilkadziesiąt osób, bo terminy przewidziane przez autorów na zgłaszanie uwag są 14-dniowe. Przy projekcie nowej ordynacji otrzymaliśmy nieco więcej czasu na przygotowanie opinii, ale to zrozumiałe, bo ma on ponad 700 artykułów. Już samo przeczytanie tego wymaga miesiąca, a co dopiero jeszcze wyrażenie opinii. Ten proces legislacyjny, jak to w ostatnim czasie bywa, jest szalony, a szkoda. Bo dobrze się stało, że projekt nowej ordynacji podatkowej był dyskutowany w kilkunastoosobowym gronie komisji kodyfikacyjnej, ale tak naprawdę chcielibyśmy, aby był przedmiotem szerszej dyskusji, która powinna trwać dłużej. Warto zauważyć, że obowiązująca do dziś ordynacja z 1997 r. również została uchwalona w szybkim tempie i w efekcie przez dwadzieścia lat były z nią same problemy. Nie mówię, że i w przypadku nowej ordynacji będą same problemy, ale na pewno jest wiele obszarów do dyskusji. Pod koniec sierpnia pojawił się dodatkowo projekt, który zmienia już obowiązującą ordynację, czyli będzie też musiał zmienić ten projekt nowej ordynacji, np. w zakresie raportowania o tzw. schematach podatkowych czy też zmiany klauzuli przeciwko unikaniu opodatkowania, która wywraca do góry nogami ciężar dowodowy. To podatnik będzie musiał udowodnić, że nie unikał opodatkowania.
No właśnie. Czy w takiej sytuacji, w jakiej postawili wszystkich opiniujących autorzy projektów, czyli przedstawienie w krótkich okresach czasu różnych projektów, można w ogóle mówić o jakiejś racjonalności procesu legislacyjnego?
Nad projektem nowej ordynacji pracuje się w Ministerstwie Finansów już od kilku lat, natomiast najnowszy projekt zmian w obowiązujących przepisach ordynacji jest związany z tzw. projektem uszczelniania systemu podatkowego. Słowo uszczelnianie stało się wytrychem. Ciekawe jest zresztą, że na drugiej stronie uzasadnienia do tego projektu napisano, że zmiany te służą uproszczeniu systemu…
Tak. „3 P”: przejrzyste, proste, przyjazne…
Osobiście zastanawiałbym się, czy rekomendować te zmiany podatnikom jako proste, bo co jak co, ale uproszczeniu to one na pewno nie służą. Uszczelnienie systemu podatkowego w Polsce polega bowiem na tym, że jak gdzieś w Unii Europejskiej lub w OECD wymyślili jakiś system, jakieś rozwiązania typu raportowanie schematów podatkowych czy exit tax, to u nas nie implementuje się go tak, jak to zostało wymyślone gdzie indziej, tylko rozszerza się: nakłada się więcej obowiązków, szersze zakresy stosowania. To jest krótkowzroczna polityka, zgodnie z którą tu i teraz musimy osiągnąć efekty. Nie patrzy się natomiast długoterminowo, czy będziemy krajem przyjaznym dla osób zamożnych, przedsiębiorców. Już teraz wiele takich osób mówi, że po wprowadzeniu tych zmian w Polsce nie da się żyć. Podam przykład, otóż w Polsce nie można zakładać fundacji prywatnych, które są normą na Zachodzie dla rodzin, bo tylko w taki sposób możliwe jest zbudowanie firmy na pokolenia, więc trzeba je zakładać za granicą. Co zaproponowano w projekcie nowelizacji? Osoby mieszkające dalej w Polsce i nie zmieniające wcale miejsca rezydencji podatkowej po założeniu fundacji za granicą będą musiały zapłacić 19 proc. podatku od tzw. hipotetycznego zysku, czyli zysku, który mogą kiedyś osiągnąć. Powiedzmy więc, że mam akcje GetBacku warte 100 mln zł i wnoszę je do takiej fundacji, a więc muszę zapłacić 19 mln zł podatku. Następnego dnia GetBack upada, co de facto się stało, ale nikt mi już tego podatku nie odda. Inny przykład. Mam akcje mojej firmy, której nigdy nie zamierzam sprzedać, a wnoszę je do fundacji właśnie dlatego, żeby je chronić przed możliwością roztrwonienia, sprzedaży, ale i tak muszę zapłacić ten podatek. Gdybym je jednak sprzedał, to jest druga regulacja dotycząca zagranicznych spó łek kontrolowanych, zgodnie z którą w takiej sytuacji dodatkowo muszę jeszcze zapłacić podatek, a więc płacę podwójnie. To nie jest więc żadne zapobieganie optymalizacji, tylko blokada polskich firm rodzinnych i podwójne opodatkowanie. Nie wiem, czy w ogóle ktoś czytał te przepisy razem. Być może zmiany w tym zakresie przygotowano na zasadzie: jest taka możliwość, to korzystamy i uszczelniamy. A skutki? Nieważne.
Czy z tych wszystkich projektów zmian w podatkach wyłania się jakaś koncepcja? Czy wiadomo, w którą stronę zmierza system podatkowy w Polsce?
Zmierza do restrykcyjności o skali niespotykanej dotąd. Uszczelnianie systemu podatkowego stało się pretekstem do tego, aby w tym zwiększaniu tej restrykcyjności pójść dużo dalej niż dotychczas. O tym, czy było to działanie słuszne, dowiemy się tak naprawdę dopiero za kilka lat, bo nie sposób oszacować następstw tych wszystkich działań w perspektywie kilku miesięcy. Dopiero w perspektywie długoterminowej poznamy skutki ekonomiczne tych wszystkich zmian. Moim zdaniem część przedsiębiorców i inwestorów po prostu wycofa się z Polski.
Czy i jakie prawa będą mieli podatnicy w naszym kraju, zakładając, że wszystkie te przepisy zostaną uchwalone przez parlament w kształcie prawie niezmienionym w stosunku do tego, co zapisano w projektach, a kto wie – może nawet w wersji nieco „podrasowanej” przez posłów, zgodnie z podszeptami Ministerstwa Finansów, jak to czasami bywa?
Cały czas się nad tym zastanawiam. Zwłaszcza, że jest wiele ciekawych zmian, które będą wpływały na sytuację podatników. I tak np. nigdy wcześniej przez dwadzieścia czy prawie trzydzieści lat, jak mamy nowy ustrój, nie zdarzyło się… Chociaż nie, raz taka sytuacja miała miejsce, ale po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego już więcej się nie powtórzyła. Otóż wśród zaproponowanych zmian jest ta dotycząca rozliczania umów leasingu, przy czym chodzi o przepis przejściowy, który mówi, że do umów zawartych do dnia ogłoszenia ustawy stosuje się dotychczasowe, czyli stare przepisy, ale nie później niż do końca 2020 r. Dlaczego do końca 2020 r.? Przecież podatnik może mieć umowę leasingu zawartą na pięć lat. Gdzie są prawa nabyte? Przy czym do umów zawartych po ogłoszeniu, a przed wejściem w życie nowych przepisów stosuje się już stare regulacje tylko do opłat wnoszonych do 31 grudnia 2018 r., a potem już nowe regulacje. Pierwszy raz nie decyduje data wejścia w życie nowych, niekorzystnych rozwiązań, ale data ogłoszenia ustawy. Abstrahując od tego, że ograniczanie kosztów leasingu samochodów w dniu amortyzacji spowoduje, że ci, którzy do tej pory się wahali w kwestii wzięcia w leasing najdroższych samochodów, nie będą już jeździli na polskich tablicach rejestracyjnych. Założą spółki w Czechach i nie zapłacą akcyzy, nie zapłacą VAT, rozliczą całe koszty. Dlaczego w Czechach można to wszystko robić, a w Polsce nie? Dlaczego w Czechach można zakładać prywatne fundacje i trusty dla rodzin, a w Polsce nie można? U nas jest tylko kij, a nie ma przysłowiowej marchewki.
Bo rządzącym się wydaje, że restrykcyjne prawo będzie lepiej przestrzegane.
Od lat powtarzam, że bogaci dadzą sobie radę. Najbiedniejsi mają ulgi, zwolnienia, kwotę wolną od podatku, a cały ciężar opodatkowania będzie spoczywał na klasie średniej.
Panie profesorze, wróćmy jeszcze do najnowszego projektu zmian m.in. w ordynacji podatkowej, który ujrzał światło dziennie 24 sierpnia 2018 r., i kwestii, o której pan wspomniał, a mianowicie schematów podatkowych. Nowe przepisy co do zasady mają wejść w życie 1 stycznia 2019 r., ale w art. 23 ust. 1 projektu autorzy zapisali, że promotorzy – czyli doradcy podatkowi, radcowie prawni, adwokaci czy biegli rewidenci, którzy stoją za opracowaniem schematu podatkowego, będą mieli trzy miesiące na zaraportowanie schematu, który został wdrożony przed wejściem ustawy w życie, ale już po 25 czerwca 2018 r., czyli po dniu wejścia w życie dyrektywy Rady (UE) 2018/822 z 25 maja 2018 r. zmieniającej dyrektywę 2011/16/UE w zakresie obowiązkowej automatycznej wymiany informacji w dziedzinie opodatkowania w odniesieniu do podlegających zgłoszeniu uzgodnień transgranicznych (Dz.Urz. UE z 2018 r. L 139, s. 1). Czy tak sformułowany przepis nie oznacza złamania zasady, że prawo nie działa wstecz? Czy to jest zgodne z konstytucją i czy w ogóle można powiedzieć, że w tym przypadku stosujemy dyrektywę unijną wprost, zanim jeszcze uchwalone zostaną przepisy krajowe?
W przypadku tej dyrektywy problem sprowadza się do pytania: czy ma ona zastosowanie wprost, czy też konieczna jest jej implementacja, aczkolwiek polski podatnik, jeżeli nie ma ustawy na gruncie prawa krajowego, to nie ma obowiązku stosowania dyrektywy. To jest stosowanie prawa z mocą wsteczną. Pytanie, czy to narusza prawa konstytucyjne? Nad tym należałoby się zastanowić. W jakimś zakresie chyba tak. Obecnie nie ma to chyba jednak znaczenia.
Jak, pana zdaniem, wygląda przyszłość zawodu doradcy podatkowego? Pytam oczywiście w kontekście tajemnicy zawodowej, do przestrzegania której zobowiązani są wykonujący zawód zaufania publicznego doradcy podatkowi, radcowie prawni czy np. adwokaci, a którą to tajemnicę autorzy projektu za wszelką cenę chcą w praktyce unicestwić.
Generalnie rzecz ujmując, dyrektywa unijna przewiduje, że jeśli obowiązuje tajemnica zawodowa, to nie można jej uchylać. I tak większość krajów, które zresztą bardzo skutecznie walczą z unikaniem opodatkowania, jak chociażby Niemcy, wprowadziła przepisy o raportowaniu bez uchylania tajemnicy zawodowej. U nas ustawodawca udaje, że jej nie uchyla, ale jednocześnie przewiduje wyjątki, w których to doradca powinien przekazać zanonimizowane dane, jeżeli taki przypadek schematu podatkowego wystąpi. Moim zdaniem, niedopuszczalne jest wprowadzanie rozwiązania, które doprowadzi do takiego uszczerbku tajemnicy zawodowej tylnymi drzwiami. My się na to nie zgadzamy. Pragnę przy tym zwrócić uwagę, że dotyczy to schematów międzynarodowych. Nie dotyczy natomiast bieżącego doradztwa dla polskich przedsiębiorców, którzy nie uczestniczą w żadnych schematach międzynarodowych, czyli ten problem dotyczy marginalnej części doradców podatkowych, a jest niepotrzebnie wyolbrzymiany, jakoby doradcy zajmowali się pomaganiem w unikaniu opodatkowania. Zresztą prowadzone w ostatnich latach bardzo intensywne kontrole podatkowe tego nie potwierdzają. Nie tym zajmują się doradcy podatkowi. Tak więc nie widzę przyszłości doradców podatkowych w czarnych kolorach. Wręcz przeciwnie: im bardziej rygorystyczne i niebezpieczne dla podatników będą przepisy podatkowe i chociażby karne skarbowe, tym większa będzie rola doradcy podatkowego w zapewnieniu poczucia bezpieczeństwa podatnikowi, przedsiębiorcy.
Czy ja dobrze zrozumiałam, że dyrektywa unijna nie wymaga uchylania tajemnicy zawodowej, mimo że Ministerstwo Finansów dąży do tego na swój sposób i że nasze przepisy są bardziej restrykcyjne niż unijne? Tak już kiedyś było przed laty, gdy resort przygotował projekt nowej ustawy o VAT, który w niektórych miejscach był bardziej rygorystyczny od dyrektywy unijnej.
I dokładnie tak jest w przypadku tej dyrektywy. Również podatek exit tax został rozszerzony w stosunku do dyrektywy ATAD (dyrektywa Rady (UE) 2016/1164 z 12 lipca 2016 r. ustanawiająca przepisy mające na celu przeciwdziałanie praktykom unikania opodatkowania, które mają bezpośredni wpływ na funkcjonowanie rynku wewnętrznego; Dz.Urz. UE z 2016 r. L 193, s. 1 ze zm. – red.) i będzie obowiązywał w najbardziej skrajnej postaci. Podatek płacony jest na dzień wyjścia, a nie na dzień zbycia aktywów i nie ma terminu zapłaty. W innych krajach jest tak, że podatek płaci się wtedy, gdy osoba fizyczna sprzeda aktywa w ciągu 5, 10 lat od dnia zmiany rezydencji. Natomiast, jeżeli ktoś zmieni swoją siedzibę albo przeniesie do innego podmiotu, fundacji i nie sprzeda tych akcji przez 5–10 lat, to nie płaci podatku. Tak więc u nas będzie obowiązywał najbardziej rygorystyczny exit tax, jaki ja znam i nie słyszałem o równie rygorystycznym na świecie. No może z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych, ale to jest wyjątkowy kraj.