Koniec z odliczaniem od przychodu całości rat za samochody osobowe. Najbardziej odczują to przedsiębiorcy kupujący droższe modele, warte ponad 150 tys. zł. Ale i właściciele tańszych mogą sporo stracić.

Do kosztów podatkowych będzie można odliczać raty leasingowe tylko do łącznej kwoty 150 tys. zł. Ponadto istnieje ryzyko, że osoby wykorzystujące auta do celów mieszanych, odliczą tylko połowę zapłaconych rat.

Taki może być skutek niektórych zmian, które zapowiedziała we wczorajszym wywiadzie dla DGP minister finansów Teresa Czerwińska („Chcemy wprowadzić uproszczenia dla wszystkich podatników”, DGP nr 112/2018).

Niewątpliwie jedna zmiana będzie korzystna – podwyższony zostanie limit odpisów amortyzacyjnych zaliczanych do kosztów uzyskania przychodu. Dziś dla samochodów osobowych wynosi on 20 tys. euro, a ma być 150 tys. zł.

Niezależnie od tego jednak resort rozważa dwie inne zmiany, które mogą być już nieopłacalne dla użytkowników służbowych aut. Po pierwsze, limit odpisów amortyzacyjnych samochodów osobowych (150 tys. zł) ma być zrównany z kosztami leasingu operacyjnego. Dziś korzystający, czyli ten, kto bierze pojazd w leasing, zalicza opłaty leasingowe do kosztów bez żadnych ograniczeń (w tym raty kapitałowe i odsetki).

Po zmianach wartość rat będzie kosztem podatkowym tylko do limitu określonego dla amortyzacji, tj. 150 tys. zł. To by oznaczało, że nieopłacalne stanie się leasingowanie drogich aut osobowych.

A co z samochodami tańszymi?

Istnieje ryzyko, że i w tym wypadku leasingobiorcy stracą, ponieważ Ministerstwo Finansów chce ograniczyć możliwość odliczania wydatków, gdy samochód osobowy jest wykorzystywany dla celów mieszanych, czyli zarówno działalności gospodarczej, jak i prywatnie. W takich wypadku będzie można zaliczyć do kosztów podatkowych tylko 50 proc. poniesionych wydatków. Na tym właśnie ma polegać druga z planowanych przez resort finansów zmian. Cel jest taki, aby koszty nabycia i używania firmowych samochodów osobowych w podatkach dochodowych były rozliczane na takich samych zasadach jak w VAT. Jeśli auto służy wyłącznie do celów firmowych, będzie można odliczać 100 proc. VAT i kosztów uzyskania przychodu, jeśli firma wykorzystuje samochód zarówno dla celów służbowych, jak i prywatnych, odliczy tylko po 50 proc. Nie wiadomo, czy to ograniczenie obejmie także leasingobiorców.

Wiadomo natomiast, że będzie dotyczyć również amortyzacji.

W tym wypadku natomiast zyskają właściciele luksusowych aut. Przy wartości netto pojazdu 300 tys. zł będą mogli odliczyć 150 tys. zł (tyle, ile wyniesie limit) zamiast – jak dziś – 86,5 tys. zł.

Niezależnie od tego minister Czerwińska zapowiedziała w wywiadzie likwidację kilometrówki. Resort finansów zapewnił nas wczoraj, że nie będzie to dotyczyło aut należących do pracowników, a wykorzystywanych do celów służbowych.

Planowane przez MF zmiany mają być wprowadzone już od 2019 r.

Przykład

Dziś przedsiębiorca, który kupi auto osobowe za 90 tys. zł (netto) i wykorzystuje je do celów mieszanych, zalicza do kosztów podatkowych odpisy amortyzacyjne do wysokości ok. 86,5 tys. zł. Tyle wynosi obecny limit 20 tys. euro w przeliczeniu na złote. Po zmianach przedsiębiorca będzie mógł potrącić od przychodu zaledwie 45 tys. zł, tj. połowę wartości auta.

Fiskus zarobi dwa razy

Marta Szafarowska doradca podatkowy, partner w Gekko Taxens Doradztwo Podatkowe

Szczególnie krytycznie należy się odnieść do propozycji wprowadzenia limitu 150 tys. zł dla rat leasingowych. Limit dotyczący amortyzacji obciąża przecież firmę leasingową (przy leasingu operacyjnym). W efekcie fiskus zarobi dwa razy – najpierw na finansującym, a następnie – na korzystającym. Trzeba mieć nadzieję, że projektodawcy dostrzegą ten problem i limit dla amortyzacji zostanie zniesiony w przypadku, gdy odpisów amortyzacyjnych dokonuje firma leasingowa. Jeżeli chodzi natomiast o ograniczenie zaliczania do kosztów wydatków na samochody używane do celów mieszanych, to jest to już druga próba wprowadzenia takich zmian. Wcześniej spotkała się dużym oporem społecznym – i słusznie. Jeśli bowiem w zakresie PIT i CIT wprowadzony zostanie analogiczny mechanizm jak w przypadku VAT, to prawie wszyscy przedsiębiorcy stracą prawo do ujęcia w kosztach podatkowych połowy ceny pojazdu. Wynika to nie tylko z faktu, jak bardzo rygorystyczne są formalne wymogi pełnego odliczenia, ale przede wszystkim z tego, że uniknięcie prywatnego użytku pojazdu, choćby w marginalnym zakresie, jest bardzo trudne.

Prawo do pełnych kosztów straci np. taksówkarz, którzy przejeżdża w celach służbowych dziesiątki czy nawet setki kilometrów dziennie, ale przed pracą zawozi dziecko do żłobka oddalonego o 1 km od domu.

Prawo do pełnych kosztów straci też firma, która udostępnia samochody do użytku prywatnego pracownikom, mimo że płacą oni PIT z tytułu tego użytku. To nie jest racjonalne.

Będzie tak samo źle jak w VAT

Łukasz Kempa doradca podatkowy z Grant Thornton

Obawiam się, że po zmianie przedsiębiorcy faktycznie wykorzystujący samochody wyłącznie do działalności gospodarczej będą mieli ogromny problem z zaliczeniem całości wydatków na nie do kosztów uzyskania przychodów.

Jeżeli fiskus przyjmie podejście podobne jak w VAT, to można przypuszczać, że z automatu będzie uznawał prawo do zaliczenia tylko 50 proc. wydatków do kosztów uzyskania przychodu. Kto będzie chciał rozpoznać pełen koszt, będzie musiał przygotować się na spór z organami podatkowymi.

Dziś cały VAT od auta osobowego można odliczyć tylko wówczas, gdy jest ono wykorzystywane wyłącznie do działalności opodatkowanej.

Niektórzy pracodawcy korzystają z tej możliwości, zakazując pracownikom prywatnego użytkowania samochodów i egzekwując te zakazy za pomocą skutecznych środków, np. monitoringu GPS. Organy podatkowe nie pozwalają im jednak na pełne odliczenie, argumentując, że „użytek prywatny należy postrzegać w kategoriach potencjalnej, a nie faktycznej możliwości użytku pojazdu do celów prywatnych”.

Taka wykładnia prowadzi do absurdu, bo w praktyce oznacza, że żaden użytkownik samochodu osobowego nie ma prawa do pełnego odliczenia VAT. „Potencjalna możliwość” użytku prywatnego istnieje przecież zawsze. Na szczęście podatnicy, którzy się z tym nie zgadzają, wygrywają w sądach