Osobiście uważam jednolity plik kontrolny za majstersztyk. Nie tylko ze względu na wzrost wpływów z VAT. Przede wszystkim z uwagi na sposób, w jaki je wyegzekwowano.



Jeśli ktoś myśli, że teraz, po otrzymaniu ponad 1,5 mln plików JPK_VAT za styczeń, organy skarbowe będą je jeden po drugim analizować, to grubo się myli. Już z doświadczeń ubiegłego roku wiemy, że analizator (czyli narzędzie informatyczne) w pierwszej kolejności wyłapuje sytuacje, w których podatek naliczony wykazany do odliczenia nie ma pokrycia w podatku należnym. Słowem, gdy ktoś chce odliczyć VAT, ale ktoś inny w ogóle nie wykazał go w swojej ewidencji sprzedaży. Po to właśnie wymyślono JPK – żeby urzędnicy nie chodzili od jednej firmy do drugiej i jedna po drugiej je kontrolowali.
Na tym jednak zalety JPK się nie kończą. Świadomość, jak działa to narzędzie, wymusiła na księgowych – zarówno tych usługowych, jak i zatrudnionych w firmach przedsiębiorców – sprawdzanie faktura po fakturze, czy ich wystawca jest (był) zarejestrowany dla potrzeb VAT. Owszem, należyta staranność i dobra wiara już wcześniej wymuszały taką skrupulatność, ale praktyka bywała różna. Bo i prawdopodobieństwo kontroli było zbliżone do szansy na wygraną w loterii.
Wszystko zmieniło się wraz z objęciem JPK wszystkich podatników VAT. Bo cóż księgowemu po odliczeniu, skoro za chwilę będzie musiał tłumaczyć przed urzędem, skąd wzięła się niezgodność między podatkiem naliczonym a należnym? Kto machnie ręką przy księgowaniu, ani chybi nie ucieknie od problemu.
Na szczęście wiele komercyjnych systemów finansowo-księgowych automatycznie zaciąga informacje z rejestrów fiskusa. Już przy wklepywaniu faktur sygnalizuje, czy dostawca lub usługodawca jest podatnikiem czynnym VAT. Co prawda nie gwarantuje to jeszcze, że wystawca faktury był czynny na moment dostawy lub wykonania usługi (a tak naprawdę to się liczy), ale daje przynajmniej wstępny ogląd sytuacji i każe mocno się zastanowić nad odliczeniem, gdy komunikat jest negatywny.
Do samych podatników świadomość tego dociera nieco wolniej. Jeszcze nie mogą zrozumieć, dlaczego księgowy odmawia im przyjęcia dokumentu. Zaręczają, że dostawca jest zaufany, że usługobiorca sprawdzony, a tylko księgowy coś nagle stał się uparty. Jeszcze miesiąc, dwa i sami dojdą do wniosku, że nie warto kooperować z niepewnym źródłem.
Bo JPK to również kubeł zimnej wody na rozgrzane głowy wszelkiej maści oszustów. Po dużych rybach przyszła kolej na drobnicę produkującą faktury dające prawo do odliczenia podatku naliczonego. Fakturowy biznes mógł się kręcić, dopóki system nie był w stanie wyłapać niezgodności u 1,4 mln podatników. Skończył się wraz z objęciem ich wszystkich obowiązkiem przesyłania JPK_VAT. Nie zdziwi mnie, jeśli za luty i kolejne miesiące wpływy z VAT znów wzrosną.
O tym, jak uszczelnianie podatków wymiata wszelkiej maści „optymalizatorów”, najlepiej świadczyć może informacja podana w ubiegłym tygodniu przez DGP – że o 8 tys. zmalała liczba indywidualnych interpretacji. Na dodatek, aż w 650 przypadkach dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej odmówił ich wydania.