Już za miesiąc Komisja Europejska przedstawi propozycję zmian w opodatkowaniu koncernów internetowych. W najbliższym czasie swoje pomysły ujawni też Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD).
Są przychody, nie ma podatku / Dziennik Gazeta Prawna
Zmiany mogą objąć swoim zakresem wszystkich cyfrowych przedsiębiorców działających w sieci. Choćby takich jak portale społecznościowe (np. Facebook, Xing, Twitter), dostawcy produktów cyfrowych (np. Google Play, AppStore), produktów materialnych (np. Amazon, Zalando, Alibaba), platformy pośredniczące (np. Uber, Airbnb, Blablacar), multimedialne (np. Netflix, Spotify), a także firmy świadczące usługi w chmurze (np. Dropbox). Rozważane są także kwestie odpowiednich zwolnień dla podmiotów rozpoczynających działalność (start-upów).
– Przestarzałe zasady międzynarodowego prawa podatkowego nie uwzględniają już realiów gospodarki opartej na globalnej sieci internetowej – wyjaśnia Agnieszka Wnuk, starszy menedżer w dziale doradztwa podatkowego Crido Taxand. Zwraca uwagę na to, że działalność gospodarcza jest dziś często prowadzona całkowicie zdalnie, bez jakichkolwiek oznak fizycznej obecności w danym państwie. A to, zgodnie z obecnymi regułami, praktycznie wyklucza opodatkowanie w kraju, w którym przedsiębiorca osiąga dochody.
Anachronizm dzisiejszych przepisów najlepiej widać na przykładzie, który przedstawiliśmy w ramce powyżej.
O jakiej skali mówimy? Agnieszka Wnuk wskazuje, że w ubiegłym roku aż 9 z 20 najbardziej wartościowych firm świata działało w ramach gospodarki cyfrowej. Jednocześnie wpłacały one relatywnie niewielkie podatki do budżetów krajów, w których faktycznie uzyskują przychody.
Wirtualny zakład
Pomysłów na opodatkowanie branży internetowej jest kilka. Po pierwsze, Bruksela bardzo mocno rozważa wprowadzenie do unijnego prawa definicji wirtualnego zakładu. Firmy nieobecne fizycznie w danym kraju, ale de facto w nim zarabiające, płaciłyby tu podatek od swoich dochodów. Podobne rozwiązanie funkcjonuje już w Izraelu. Tamtejszy fiskus żąda daniny od firm, które wykorzystują do swoich celów strony internetowe działające w Izraelu i opisane językiem przystępnym dla tamtejszych konsumentów.
Wirtualny zakład szczególnie podoba się Francuzom, którzy w lipcu 2017 r. przegrali spór sądowy z Google o to, czy koncern posiada w ich kraju zakład. – Amerykanie oszczędzili w ten sposób 1,12 mld euro – pisała wówczas prasa nad Sekwaną.
Koncepcja wirtualnego zakładu jest rozważana także w Polsce, co potwierdził w rozmowie z DGP Filip Świtała, dyrektor departamentu systemu podatkowego w Ministerstwie Finansów („Chcemy, aby firmy internetowe uczciwie konkurowały”, DGP 224/2017). Zapowiedział jednak, że na razie rząd czeka na propozycje Komisji.
Takie same reguły
Tradycyjna definicja zakładu zostałaby doprecyzowana, gdyby weszła w życie wspólna skonsolidowana podstawa opodatkowania (ang. CCCTB) w CIT. Bruksela zaproponowała ją już w 2016 r., ale szybko napotkała silny sprzeciw niektórych państw członkowskich, w tym Polski. Dzięki CCCTB firmy w całej Unii stosowałyby takie same zasady przy obliczaniu podstawy opodatkowania. Ujednolicone byłyby reguły np. uznawania wydatków za koszt podatkowy i rozliczania strat.
KE jest przekonana, że zmiana ta najbardziej uderzyłaby właśnie w cyfrowych gigantów, którzy dziś przenoszą siedziby (gdzie podejmuje się kluczowe decyzje biznesowe) do państw oferujących im największe preferencje.
Podatek wyrównawczy...
We wrześniu 2017 r. na unijnym forum pojawiła się jeszcze inna koncepcja – podatku wyrównawczego. Zaproponowali ją ministrowie finansów: Hiszpanii, Niemiec, Włoch i Francji. Nowa danina miałaby gwarantować, że koncerny internetowe zapłacą podatki na podobnym poziomie co tradycyjne firmy. Nie podali jednak szczegółów rozwiązania. Obecnie najbardziej prawdopodobne jest, że przyjęłoby ono formę podatku od dochodów tylko ze sprzedaży internetowej, który nie byłby objęty zakresem międzynarodowych umów o unikaniu podwójnego opodatkowania.
... lub u źródła
Niezależnie od tego rozważane są także koncepcje dwóch innych danin. Obie byłyby potrącane u źródła przez europejskie banki. Pierwsza dotyczyłaby przychodów ze świadczenia usług cyfrowych (głównie reklamowych). Podobny podatek obowiązuje już np. w Indiach – tamtejsi przedsiębiorcy odprowadzają fiskusowi 6 proc. od usług reklamowych, które świadczą dla nich cyfrowe przedsiębiorstwa niemające w Indiach stałego zakładu. Nad takim rozwiązaniem pracują też Węgrzy.
Innym pomysłem jest wprowadzenie podatku, który dotyczyłby tylko przychodów z określonych transakcji internetowych. Podobna danina wejdzie w życie w 2019 r. we Włoszech. Będzie potrącana według 3-proc. stawki od przychodów firm, które wykonają ponad 3 tys. internetowych transakcji rocznie na Półwyspie Apenińskim. Włoski fiskus liczy na to, że do państwowej kasy wpłynie dzięki temu dodatkowe 190 mln euro rocznie.
Podatku od sprzedaży internetowej chce też m.in. prezydent USA Donald Trump. Agnieszka Wnuk zwraca jednak uwagę na to, że do pomysłu pobierania daniny u źródła od niektórych transakcji cyfrowych zgłoszono liczne wątpliwości na forum OECD. Zwrócono przede wszystkim uwagę na praktyczne strony jego poboru. – Podmiotem zobowiązanym musiałby być bank. Nie wiadomo, w jaki sposób miałby on identyfikować transakcje podlegające opodatkowaniu, ponieważ standardowy zestaw danych do przelewów elektronicznych nie zawiera informacji o typie usługi (lub usługodawcy), której dotyczy płatność – wskazuje ekspertka.
W grze jest także inny pomysł, czyli tzw. diverted profit tax – podatek od przychodów wyprowadzanych za granicę. Tego rodzaju klauzula antyabuzywna obowiązuje m.in. w Wielkiej Brytanii i Australii. Rozważa ją także polskie MF, co potwierdził dyrektor Świtała we wspomnianym już wywiadzie.
Kontrole i presja
Niezależnie od przymiarek dotyczących zmian w prawie, toczy się polityczna batalia z koncernami internetowymi. Francja, po sądowej porażce z Google, zaczęła w końcu odnosić sukcesy. W ostatnich tygodniach inny cyfrowy gigant Amazon zgodził się uregulować nad Sekwaną zaległe 203 mln euro podatku za lata 2006–2010. Z kolei platforma Airbnb zapowiedziała, że za 2017 r. zapłaci we Francji ponad 13,5 mln euro podatków lokalnych. To dwa razy więcej niż rok wcześniej. Stoi za tym wdrożenie automatycznego systemu poboru danin od turystów, na co naciskał francuski fiskus.
Google natomiast zgodziło się zakończyć spór z włoską skarbówką i wpłaciło do tamtejszej kasy ponad 300 mln euro.
Nie tylko usługi
Zdaniem ekspertki Crido Taxand wątpliwości może też budzić np. transgraniczna sprzedaż towarów za pośrednictwem internetu. Tu problemy są związane nie tylko z przychodami ze sprzedaży na danym rynku (w tym zakresie niedawno głośna była sprawa opodatkowania eBaya w Wielkiej Brytanii), ale również zbierania danych o preferencjach odbiorców.
Podobne problemy dotyczą też udostępniania filmów i muzyki online, portali związanych z podróżami i czasem wolnym czy udostępnianiem posiadanych aktywów, np. mieszkań. Wspólnym dla nich mianownikiem jest odbiorca – konsument w danym państwie, który albo płaci za usługę (dostęp do portalu) podmiotowi z innego państwa albo odbiera ją nieodpłatnie, ale udostępnia w zamian swoje dane.