Nie wystarczy twierdzić, że pieniądze od pracodawcy były zwrotem kosztów podróży służbowej. Trzeba było faktycznie w nią się udać. Urząd skarbowy to zbada.
Dowodzi tego sprawa rozpatrzona wczoraj przez Naczelny Sąd Administracyjny. Zaczęło się od kontroli przeprowadzonej w spółce. W kosztach uzyskania przychodu firma wykazała wydatki, które miały być zwrotem za podróże służbowe pracownicy. Ale fiskus ustalił, że ich nie było.
Pracownicą była matka prezesa spółki, zatrudniona na stanowisku głównej księgowej. Rzekomo niemal każdego dnia roku, także w niedziele i dni świąteczne, wyjeżdżała w podróże służbowe swoim samochodem. Przykładowo w poniedziałek wielkanocny miała być w Warszawie w jednym z ministerstw. Trasy poszczególnych przejazdów obejmowały niejednokrotnie ponad 1 tys. km dziennie. Wyjazdy rozpoczynały się o 5 rano i kończyły o 22.
W zgromadzonej przez spółkę dokumentacji były comiesięczne polecenia wyjazdów służbowych, ewidencje przebiegu pojazdu (z datami, miejscem wyjazdu i liczbą przejechanych kilometrów) oraz oświadczenie kobiety, że jest właścicielką samochodu osobowego i wyraża zgodę na jego wykorzystywanie do celów służbowych.
W trakcie kontroli prezes uzupełnił ewidencje, podając nazwy firm stanowiących cel podróży służbowych matki. Fiskus postanowił to sprawdzić. Większość firm zaprzeczyła wizytom, część w ogóle nie istniała.
Organy podatkowe zbadały też auto wykorzystywane rzekomo w podróżach służbowych. Okazało się, że stan techniczny nie pozwalał na taką eksploatację, jaka wynikała z dokumentów.
Naczelnik urzędu skarbowego uznał, że podróże się nie odbyły, i nakazał kobiecie zapłacić PIT od kwot będących niby-zwrotem kosztów podróży służbowych. A kwoty te wyrzucił spółce z kosztów uzyskania przychodu.
Pracownica to zakwestionowała. Twierdziła, że organy podatkowe nie przesłuchały właściwych osób, odpowiedzialnych za kontakty handlowe. Potem zmieniła zeznania i nie wykluczała, że otrzymane przez nią kwoty były darowizną. Zaprzeczała, że w ogóle je dostała od spółki. Prezes, syn, potwierdził.
Podatniczka przegrała w sądach obu instancji. WSA w Gliwicach podzielił pogląd fiskusa, że wyjazdy służbowe miały charakter fikcyjny i że przychód z tego tytułu powinien być opodatkowany. Stwierdził, że urząd skarbowy bardzo starannie przeprowadził postępowanie i prawidłowo ocenił zebrany materiał.
Na rozprawie przed NSA podatniczkę reprezentował mąż, który złożył z nią wspólne zeznanie roczne. Uważał, że jest niedopuszczalne, aby te same kwoty były dwa razy opodatkowane; raz u żony, a drugi raz w spółce (brak kosztów uzyskania przychodu).
NSA uznał jednak, że rację w tym sporze ma fiskus. Sędzia Antoni Hanusz zwrócił uwagę na to, że w skardze kasacyjnej podatniczka z jednej strony uparcie twierdzi, iż pieniądze są zwrotem kosztów za podróże służbowe, a z drugiej nie wyklucza, że były darowizną od spółki. Zdaniem NSA nie chodziło tu o nic innego, jak o korzyść podatkową.
ORZECZNICTWO
Wyrok NSA z 24 stycznia 2018 r., sygn. akt II FSK 2/16.