Samochód w firmie to norma. Normą nie są jednak zasady rozliczania podatków związanych z wykorzystywaniem aut na potrzeby prowadzonej działalności. Problemy dotyczą zarówno VAT, jak i podatku dochodowego.
Organy podatkowe tak restrykcyjnie interpretują przepisy, że niekiedy postępowanie zgodne ze zdrowym rozsądkiem może okazać się zbyt kosztowne. Przykładem niech będzie korzystanie z samochodów służbowych przez przedstawicieli handlowych. Czy pracownik mieszkający 30 km od firmy powinien codziennie rano pokonać ten dystans, żeby pobrać samochód sprzed siedziby firmy i wrócić do klientów w okolicach swojej miejscowości, a po zakończeniu pracy przejechać 30 km po to, by zostawić samochód na firmowym parkingu i znów wrócić do domu? Jest to karkołomna kombinacja, ale tylko taka umożliwia pełne odliczenie VAT od wydatków na firmowe auto. Fiskus uważa bowiem, że parkowanie samochodu przed domem pracownika dopuszczałoby możliwość użycia go na cele prywatne, a to – jak wiadomo – wyklucza 100-proc. odliczenie VAT.
Jest jednak dobra wiadomość. NSA rozpatrując taki przypadek, stanął po stronie podatników i pozwolił odliczać pełen VAT, nawet jeśli pracownik zaparkuje pojazd przed domem. Czy można to uznać za przełom? Chyba jeszcze za wcześnie, ale widać już, że zdrowy rozsądek ma spore szanse w orzecznictwie.
Gorzej natomiast jest w podatkach dochodowych. Tu fiskus i sądy są nieprzejednane. Organy podatkowe nieodparcie twierdzą bowiem, że pracownik, który dostaje od pracodawcy zwrot kosztów używania prywatnego samochodu do potrzeb służbowych, ma z tego tytułu przychód, a na dodatek przychód ten jest opodatkowany. Niestety, fiskusa utrzymuje w tym przekonaniu orzecznictwo, czego przykładem jest wyrok WSA w Lublinie z 3 lutego 2017 r. (sygn. akt I SA/Lu 864/16). Trzeba jednak mieć nadzieję, że i w tym przypadku zwycięży w końcu zdrowy rozsądek.