Nowa ulga amortyzacyjna dla firm nie byłaby pomocą publiczną dla przedsiębiorców. Nie musiałaby jej więc opiniować Komisja Europejska – twierdzą Ministerstwo Rozwoju i eksperci.
Zwracają uwagę na to, że z projektowanych korzyści podatkowych mogłaby korzystać każda, także zagraniczna firma, która spełni warunki określone w nowelizacji. – Pomoc publiczna obowiązuje jedynie wtedy, gdy takie rozwiązania są przyznawane selektywnie, a nie dla wszystkich, tak jak w przypadku nowej ulgi – tłumaczy resort rozwoju.
To właśnie odróżniałoby projektowaną preferencję od tej, która obowiązuje obecnie.
Dziś to de minimis
Dziś mali przedsiębiorcy (czyli o przychodach nieprzekraczających 1,2 mln euro rocznie wraz z kwotą należnego VAT, co w 2017 r. wynosi 5 mln 157 tys. zł) oraz rozpoczynający działalność gospodarczą mogą korzystać z jeszcze większego limitu odliczenia (50 tys. euro rocznie, czyli obecnie 215 tys. zł). Taka jednorazowa amortyzacja jest jednak pomocą de minimis, a więc muszą być spełnione warunki określone w unijnym rozporządzeniu nr 1407/2013 z 18 grudnia 2013 r.
W praktyce oznacza to, że najmniejsze i nowe firmy muszą spełniać nie tylko dodatkowe wymogi biurokratyczne, ale też pilnować, żeby nie został przekroczony limit takiej pomocy (200 tys. euro w ciągu trzech lat).
Nie jest to proste, bo do tego poziomu wlicza się m.in. środki z funduszy europejskich.
Nowa ulga bez ograniczeń
Wszystkie takie ograniczenia nie będą jednak dotyczyły nowej preferencji – zapewnił resort rozwoju.
Przypomnijmy, chodzi o opisywany przez nas projekt zakładający możliwość jednorazowej amortyzacji maszyn i urządzeń przemysłowych, których wartość początkowa wyniesie łącznie co najmniej 10 tys. zł („Firmy będą miały swoje 500+”, DGP nr 6/2017). Roczny limit takiego odliczenia nie mógłby przekroczyć 100 tys. zł.
O tym, że nowa ulga nie byłaby objęta reżimem pomocy de minimis, przekonani są także eksperci. Zwracają uwagę na to, że nowa preferencja w ogóle nie byłaby pomocą publiczną w rozumieniu art. 107 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Nie trzeba więc nawet analizować, czy byłaby to pomoc de minimis.
Z przepisu tego wynika bowiem, że o pomocy publicznej można mówić wtedy, gdy wsparcie dla przedsiębiorców (przyznane w jakiejkolwiek formie, także ulg podatkowych) pochodzi ze środków publicznych, a taka pomoc zakłóca lub grozi zakłóceniem konkurencji na rynku wewnętrznym przez sprzyjanie niektórym lub produkcji niektórych towarów. Wszystkie te warunki muszą być spełnione łącznie, co potwierdził Trybunał Sprawiedliwości UE chociażby w wyroku z 21 grudnia 2016 r. w sprawach połączonych C-20/15 P i C-21/15 P (World Duty Free Group i in.).
– Jeśli tak się stanie, to na ewentualne wsparcie dla określonego sektora francuskiej gospodarki, które postawiłoby w gorszej sytuacji niemieckich, polskich czy holenderskich konkurentów, musiałaby wyrazić zgodę Komisja Europejska – tłumaczy Agnieszka Kraińska, radca prawny w kancelarii Wardyński i Wspólnicy sp.k. Jej zdaniem takie niebezpieczeństwo nie wystąpi w przypadku nowej ulgi.
Tego samego zdania jest radca prawny dr Marcin Górski. Wskazuje, że wprawdzie w praktyce z ulgi mogą w największym stopniu skorzystać najmniejsze firmy, ale to nie oznacza, że ma ona charakter selektywny.