Dla Polski dalsza integracja fiskalna nie jest wskazana. Unifikacja podatków utrudniłaby walkę o inwestycje - mówi Jerzy Martini, doradca podatkowy w Baker & McKenzie.
Unia fiskalna ma być remedium na kryzys. Wciąż jednak brakuje konkretnych propozycji dla takiego tworu. Na czym miałaby polegać ta koncepcja?
Klasyczna unia fiskalna polega na przekazaniu organom unijnym kompetencji w zakresie poboru podatków i wydatkowaniu wpływów z nich pochodzących. Jest to bardzo ścisły sposób integracji. Przykładem unii fiskalnej mogą być Stany Zjednoczone Ameryki.
Czy państwa Wspólnoty są gotowe na taki krok?
Wydaje się mało prawdopodobne, aby państwa UE pozbyły się na rzecz organów Unii swoich kompetencji fiskalnych stanowiących w zasadzie fundament suwerenności państwowej. Unia fiskalna, która jest przedmiotem negocjacji przywódców unijnych, zapewne obejmuje jedynie pewne elementy klasycznej unii fiskalnej. Jedynym konkretem, który dociera do opinii publicznej, jest mechanizm dyscyplinowania państw członkowskich, które przekraczają dozwolony deficyt budżetowy. Sam taki mechanizm trudno nazwać unią fiskalną.
Czy Unia fiskalna byłaby dobra dla Polski?
Z punktu widzenia Polski dalsza integracja fiskalna nie jest wskazana. Niewątpliwie również wśród państw europejskich funkcjonuje pewna konkurencja podatkowa. Korzystniejszy poziom opodatkowania, jaki oferują państwa Nowej Europy, stanowi atut dostrzegany przez przedsiębiorców lokujących inwestycje. Unifikacja podatków pozbawiłaby Polskę i inne państwa nowej Europy poważnego atutu w konkurencji o inwestycje. Należy pamiętać, że polityka podatkowa jest odpowiedzią na potrzeby wydatkowania państwa. Poszczególne państwa członkowskie prowadzą różną politykę, jeśli chodzi o wydatki. Trudno więc wprowadzić jednolity system podatkowy, nie ujednolicając wydatków na poziomie Unii. O ile ujednolicenie podatków w całej UE wydaje się być zadaniem niezwykle trudnym (warto przypomnieć, że np. sam katalog wyłączeń w prawie do odliczenia VAT czeka na ujednolicenie od 1977 r.), to unifikację wydatków na poziomie Unii należy raczej rozpatrywać w kategoriach political fiction.
Skoro unia fiskalna to misja niemożliwa, po co tracić energię na dywagacje o tym pomyśle?
Być może hasło unii fiskalnej, miłe dla ucha przedsiębiorców z międzynarodowych korporacji, stanowi sposób zaklinania rynków i przekonania pożyczkodawców do dalszego pożyczania miliardów euro zadłużonym państwom UE. Oprócz pewnych istotnych decyzji, które mogą być podejmowane na kolejnych szczytach przywódców UE, mają one przecież niezwykle ważną (o ile nie najważniejszą) funkcję PR. Mówi się na nich to, czego rynki oczekują. Być może więc podczas następnego szczytu przywódców Unii Europejskiej zostanie podjęta uchwała stwierdzająca zakończenie kryzysu. Unia fiskalna może być wskazana jako główna broń nowej, sprawnej gospodarczo Europy. Dzięki temu na giełdach zapanuje euforia, a chętni na obligacje europejskie z całego świata będą ustawiać się w kolejkach. A prawdopodobieństwo wprowadzenia w Unii faktycznej unii fiskalnej wydaje się niewielkie.