Rozmawiamy z JAROSŁAWEM KOZIŃSKIM, partnerem w Ernst & Young - Przedsiębiorcy, którzy zawarli opcje walutowe w celu zabezpieczenia się przed ryzykiem kursowym, nie mogą mówić o stracie na opcjach. Jedyna strata to brak przyszłych korzyści. Straty ponieśli spekulanci.
ROZMOWA
• Ostatnio jednym z gorących tematów medialnych są opcje walutowe i rzekome straty przedsiębiorców związane z tymi opcjami. Co to są opcje walutowe?
- Opcje walutowe to jeden z instrumentów pozwalających na zarządzanie ryzykiem - w tym wypadku kursowym.
• Dlaczego to tylko jeden z instrumentów?
- Bo są inne, prostsze, bardziej popularne, np. forward.
• Czym zatem jest forward?
- To instrument pozwalający na zawarcie transakcji dzisiaj, która będzie mieć rozliczenie i wykonanie dopiero w przyszłości. Aby dopełnić katalog instrumentów, warto wspomnieć o futures.
• Czy to rodzaj forwardu?
- Tak. Futures to forwardy, które są w obrocie publicznym i są notowane na giełdzie. W zwykłym forwardzie transakcja zazwyczaj jest zawierana między dwoma stronami. Oba rodzaje transakcji służą jednak do tego samego - zawierane są dzisiaj, a ich wykonanie następuje w przyszłości. Trzeba jeszcze wspomnieć o swapie. Swapy to najczęściej seria forwardów z różnymi terminami wykonania. Warto też pamiętać, że wszystkie te instrumenty mogą być łączone w dowolnych kombinacjach w tak zwane strategie służące zabezpieczeniom lub spekulacji.
• Wróćmy więc do opcji walutowych. Co one dają przedsiębiorcy?
- Zabezpieczają go przed ryzykiem kursowym, ale jednocześnie nie pozbawiają możliwości zyskania na wzroście kursowym. Aby takie uprawnienie sobie zapewnić, przedsiębiorca musi zapłacić premię opcyjną.
• Czy premia opcyjna to jedyne zabezpieczenie?
- Premia to bardziej wynagrodzenie za przejęcie ryzyka. Oprócz tego można być poproszonym o złożenie depozytu zabezpieczającego wywiązanie się z transakcji - to zależy od podmiotu oferującego transakcję, np. banku i jego oceny ryzyka - tym razem mówimy o ryzyku kredytowym związanym z danym kontrahentem.



• A co ze spekulacjami?
- Transakcje, o których ostatnio dużo się mówi, były dodatkiem do normalnego biznesu firm. Często były to transakcje spekulacyjne. W uproszczeniu: ktoś ma pogląd na rynek (mocne przeczucie), jak dana waluta będzie się zachowywała. Chciałby zagrać i zawiera kontrakt, dzięki któremu, jeśli sprawdzą się jego przeczucia co do kursu waluty, zyska on bardzo dużo na takiej transakcji. Z drugiej strony, gdy przeczucie się nie sprawdzi - stracić można równie dużo.
• Czy to nie za bardzo ryzykowne?
- Ta sytuacja nie różni się niczym od gry w kasynie, gdy osoba wchodzi do kasyna i stawia wszystko tylko na czerwone lub czarne. Jest to spekulacja w czystej postaci.
• Czy to oznacza, że na opcjach najwięcej stracili ryzykanci?
- Jeżeli ktoś w czasach, gdy np. euro kosztowało 3,30 zł, miał realizować kontrakt eksportowy, który chciał zabezpieczyć właśnie dla takiego kursu i użył instrumentu forward, to trudno mówić, że taka osoba poniosła stratę, nawet jeśli kurs w momencie realizacji kontraktu wynosi 4,80 zł. Firmy, które dokonały takich zabezpieczeń, co najwyżej pozbawiły się pewnych korzyści wynikających z nieoczekiwanego wzrostu kursu. Ale jednocześnie takie przedsiębiorstwa nie ponosiły ryzyka strat na kontrakcie, które pojawiłyby się, gdyby kurs ruszył w drugą stronę.
• Kto w takim razie stracił na opcjach?
- Spekulanci. W tym przypadku dochodzi efekt dźwigni. Jeżeli za premię opcyjną wynoszącą np. 10 gr za każde euro kurs odchyli się w korzystną dla danego podmiotu stronę o 15 gr, zyska on na operacji 50 proc. zainwestowanego w premię kapitału. Jednak gdy kurs pójdzie w kierunku niekorzystnym, to dany podmiot traci wszystko, co zainwestował. Jeszcze gorszą sytuację mamy, gdy przedsiębiorca wystawiał opcję, bo ma praktycznie nieograniczone ryzyko strat. Podobnie jest w wyniku strategii złożonych, gdzie przedsiębiorca z jednej strony wystawiał opcję, a z drugiej kupował inną. Premie opcyjne mogły się w takim przypadku potrącić. Tak przygotowana strategia nosi często atrakcyjną marketingowo nazwę strategii zerokosztowej - ale ta nazwa może być bardzo myląca...
• Czy przedsiębiorcy, którzy zawarli kontrakty opcyjnie, mogą jeszcze coś zrobić?
- Tak. Mogą próbować dogadać się z bankami. Dziś bankructwo firmy oznacza kłopoty dla banku, który zakontraktował opcję. Upadek firmy nie jest dobry dla żadnej ze stron.
• O co można walczyć?
- O rozłożenie płatności na raty, odroczenie terminu płatności, umorzenie części należności. Wszystko zależy od indywidualnych negocjacji. Taka ugoda zawsze będzie lepsza niż upadek przedsiębiorstwa.
• Wicepremier Pawlak grozi rozwiązaniem kontraktów opcyjnych. Czy to w ogóle możliwe?
- Nie, to nie wydaje się możliwe. Taka zapowiedź ma być chyba straszakiem dla banków, aby chętniej siadały do negocjacji z klientami.
• Czy opcje walutowe rozlicza się podatkowo?
- Tak. Zgodnie z przepisami ustawy o CIT premia opcyjna nie jest kosztem podatkowym aż do momentu wykonania bądź wygaśnięcia opcji. Oznacza to, że jej zaliczenie do kosztów jest odroczone w czasie. Po stronie otrzymującego jest przychodem od razu.