Rezygnacja z zasady walutowości to dobre rozwiązanie dla polskich firm. Bez ubiegania się o zezwolenia i bez straszaka kar za brak tych zezwoleń można w końcu będzie rozliczać zagraniczne kontrakty w obcej walucie.
Kłopot w tym, że to niewielkie uproszczenie dla firm handlujących w ramach Unii. Prawdziwą ulgę przyniosłoby dopiero umożliwienie im prowadzenia księgowości w euro. Przede wszystkim uwolniłoby to przedsiębiorców od uciążliwego rozliczania różnic kursowych. Z drugiej jednak strony, byłaby to ulga pozorna. Nie da się przecież prowadzić ksiąg w dwóch walutach. A zatem ktoś, kto prowadziłby księgi w euro, dokonywane w kraju w złotych transakcje musiałby przeliczać znów na euro. W konsekwencji znów musiałby uwzględniać różnice kursowe. To klasyczny pat. Pat, z którego może nas uwolnić dopiero przyjęcie wspólnej waluty. Do tego zaś - jak należy mieć nadzieję - jest coraz bliżej. Tylko że wtedy zostanie jeszcze kłopot z handlem pozaunijnym, który niekoniecznie rozliczany jest w euro.