Fiskus ma nam pomagać. Tak, tak, nie pomyliłam się, pisząc o pomocy ze strony organów podatkowych. W końcu temu mają służyć interpretacje podatkowe, które w imieniu ministra finansów wydają dyrektorzy izb skarbowych. Kiedy już taki dyrektor napisze na nasz wniosek, jak stosować konkretne przepisy w konkretnej sytuacji, to jesteśmy w pełni chronieni, gdy postąpimy według tej instrukcji.
I do tego momentu wszystko się zgadza: i skarbówka, i podatnicy respektują tę zasadę. Kłopot jednak w tym, że urzędnicy robią, co mogą, aby wcielić ją w życie jak najpóźniej albo wcale. Jak? Sposób jest prosty: w końcowym terminie do przekazania interpretacji wzywają do uzupełnienia braków formalnych wniosku albo udzielenia odpowiedzi na pytania. Jeśli się wyrobimy, zyskują dodatkowy okres na przygotowanie interpretacji, jeśli nie – przestają zajmować się sprawą. Skutek: albo dostajemy pomoc (gwarantowaną ustawowo) za późno, albo wcale (14 proc. podatników było w takiej sytuacji w I kwartale br.). I to w zgodzie z prawem. Bo przecież izby skarbowe stosują się do uregulowanej w przepisach procedury.
Nie tylko początki z uzyskaniem interpretacji mogą być trudne. Jeśli przyszłoby nam do głowy sięgnąć do takiej, którą wcześniej dostał ktoś inny, to też może się okazać, że nic z tego. – Kiedyś jedna izba skarbowa wydała w odstępie mniej więcej miesiąca dwie sprzeczne ze sobą interpretacje dotyczące zwolnienia z VAT usług medycznych. Gdy chciałam ściągnąć ze strony resortu tę korzystną dla podatnika, już jej tam nie było – opowiada z wściekłością doradca podatkowy. To oburzenie jest uzasadnione. Ministerstwu wolno w ramach ujednolicania stanowiska zmienić wcześniejszą interpretację, tyle że ta zmiana nie może polegać na skasowaniu (dosłownie) niepasującej i wprowadzeniu nowej. – To wbrew prawu – dodaje moja rozmówczyni.
Fiskus ma nam pomagać. I pomaga. Szkoda, że tylko gdy chce.