Komisja Przyjazne Państwo kończy działalność. W zamian rząd proponuje nam pełnomocnika do spraw deregulacji. Ma on kontynuować po części prace komisji i dążyć do usprawnienia polityki deregulacyjnej.
To, co piękne, szybko mija. Prawda ta szczególnie sprawdza się w realiach sceny politycznej. Działająca od kilku lat komisja sejmowa Przyjazne Państwo ma zostać zlikwidowana. Utworzona w poprzedniej kadencji Sejmu, dzielnie walczyła z absurdalnymi przepisami. Pełniła rolę służebną wobec obywateli, podejmując inicjatywę legislacyjną z korzyścią dla przedsiębiorców i zwykłych podatników. To dzięki niej podatnicy korzystający z ulgi internetowej nie muszą już starać się o fakturę, a przedsiębiorcy nie są obarczeni 30-proc. sankcją VAT.
Była to więc wielce pożyteczna instytucja, która przeciwdziałała nadmiernej biurokratyzacji. Jej funkcje po części przejmie pełnomocnik rządu do spraw deregulacji i bliżej niedookreślona nowa komisja sejmowa. Mam jednak poważne obawy, czy sami urzędnicy są w stanie deregulować gospodarkę. Tak jak bogaty nigdy nie zrozumie obaw biedaka, tak urzędnik nie pojmie zamysłów przedsiębiorcy. A tym bardziej codziennych barier, z którymi musi się on borykać.
Miejmy nadzieję, że nowa komisja, o ile powstanie, przejmie rolę swojej poprzedniczki, realizując projekty ważne dla odbiurokratyzowania państwa. Niezależnie bowiem od opcji rządzącej, skostniałe i nieprzystające do rzeczywistości przepisy zawsze będą, bo świat ciągle idzie naprzód. Dobrze by było, aby taka bezstronna komisja uczestniczyła w życiu politycznym i gospodarczym kraju, likwidując bariery administracyjne już na etapie stanowienia prawa.