Wnoszę, że to przypadek, skoro rząd się tym nie pochwalił, ale wprowadzając e-myto zrobił dużo dobrego. Sprzedawcom samochodów ciężarowych (bo dostaną solidne prowizje), kierowcom ciężarówek (bo będą prowadzili w komfortowych warunkach) i wreszcie zwykłym użytkownikom dróg (bo będą wdychali mniej spalin).

Uzależnienie opłat za korzystanie z dróg od tego, jakie normy ekologiczne spełnia pojazd to sprawiedliwe rozwiązanie. W niektórych krajach wprowadzone i sprawdzone już dekadę temu. My dojrzewamy do tego teraz. Dobrze, że w ogóle.

Teraz należy iść za ciosem i w równie ekologiczny sposób skonstruować system opodatkowania wszystkich pojazdów. Wystarczy przeszczepić rozwiązania sprawdzone na Zachodzie. Masz stary, paliwożerny i zatruwający środowisko samochód – płacisz wysoki podatek. Masz czystą hybrydę czy małego, nowoczesnego diesla – jesteś z podatku całkowicie zwolniony. Proste.

To system nieporównywalnie lepszy i bardziej sprawiedliwy społecznie niż obowiązująca akcyza, której stawka uzależniona jest wyłącznie od pojemności silnika. Od Volkswagena Passata 2.0 TDI zapłacić trzeba 3,1 proc. akcyzy, ale już od Toyoty Avensis 2,2 D-4D aż 18,6 proc. I to pomimo że oba samochody spalają podobne ilości paliwa, mają identyczne osiągi i emitują tak samo szkodliwe spaliny. Skoro rząd postanowił – jak sam publicznie twierdził – uczynić sprawiedliwszym i ucywilizować system opłat za korzystanie z dróg przez TIR-y, to tym bardziej powinien to zrobić z samochodami osobowymi.