Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że erę obniżania podatków mamy już za sobą.
Takie wnioski to smutna konkluzja lektury zagranicznej prasy. Najpierw, pod płaszczykiem obniżenia podstawowej stawki VAT do 18 proc., Czechy zapowiedziały, że zrezygnują z opodatkowania większości towarów stawkami obniżonymi. Stąd choć stawka niższa, przeciętny Czech już dziś powinien się oswajać z myślą, że przyjdzie mu wrzucać do państwowej kasy znacznie więcej przy każdym zakupie. Ale nie tylko Czechów czekają większe podatkowe wydatki. Na to samo powinni się przygotować Grecy. Taka była cena za udzielenie im wsparcia przez resztę strefy euro. Podwyżkę VAT o jeden punkt procentowy zaczęły rozważać także Włochy. Biorąc pod uwagę trudną sytuację budżetową tego kraju, podwyżka ta jest więcej niż prawdopodobna. A trudne chwile za sobą mają już Łotysze i Portugalczycy.
Coraz częściej w umysłach polityków pojawiają się też nowe podatki, które wkrótce przyjdzie nam płacić w cenie nabywanych towarów czy usług. I nie jest to wyłącznie podatek bankowy, o którym dyskutuje się w związku z kryzysem. Unia forsuje także proekologiczny podatek węglowy. Na obrzeżach dyskusji o tym, skąd brać pieniądze na finansowanie unijnych programów pojawiają się ponownie pomysły opodatkowania biletów lotniczych, SMS-ów itd. Chwilami strach pomyśleć, na jakie rozwiązania jeszcze wpadną politycy. Z tej perspektywy nawet podatek od wdychanego powietrza, często wyśmiewany jako przykład największego podatkowego absurdu, powoli staje się coraz bardziej realny. Z perspektywy domowego portfela najbliższe lata wydają się coraz bardziej przerażające.