Urzędów skarbowych nie interesuje, czy mieszkanie odziedziczone po wujku pozostanie w rodzinie
Niejeden z nas sfrustrowany codzienną walką o to, by powiązać koniec z końcem, marzył o bogatym wujku, który zostawia nam w spadku okrągłą sumkę. O jakże piękne byłoby wówczas życie...
To bajka nie tylko dlatego, że trudno o dostatecznie majętnego wujka, który chętnie coś by nam w spadku zostawił. Kłopot w tym, że wujek czy ciotka to już na tyle odległa rodzina, że fiskus chętnie na takim spadku kładzie swoje ręce. Jeśli dziedziczymy fortunę w gotówce, to jeszcze pół biedy. Ot, oddajemy część rodzinnego majątku państwu, by mogło pieniądze wrzucić do zawsze pustego budżetowego worka, i tyle. Prawdziwe finansowe schody zaczynają się wówczas, gdy w spadku dostajemy to, co nadal jest przedmiotem najczęstszych westchnień i podstawowym celem do osiągnięcia w życie przez każdego z nas: czyli dom lub mieszkanie.
Problem jest jeden, ale za to poważny. I nie chodzi o to, że podatek płacić trzeba. Do tego, że odziera się nas z części każdego zdobytego złotego, zdążyliśmy się przyzwyczaić. Ale kiedy po odziedziczeniu mieszkania dowiadujemy się nagle, że aby w nim zamieszkać, w dwa tygodnie musimy zapłacić fiskusowi spory podatek, mogą opaść ręce. Jeśli ktoś gotówki akurat nie ma, trudno jest mu ją ot tak zorganizować. Zostaje albo droga pożyczka (kredyt), na którą nie każdego przecież stać. Albo sprzedaż mieszkania po to, żeby zyskiem podzielić się z fiskusem. Tego ostatniego nie bardzo interesuje zresztą, że np. dom, który w rodzinie jest od pokoleń, chcielibyśmy zatrzymać, a podatek zapłacić w ratach lub później. Bo takie raty i odroczenia teoretycznie są możliwe. Tylko że fiskus niechętnie się na nie godzi. Najczęściej skarżąc się, że nie mamy z czego płacić, usłyszymy w urzędzie skarbowym: no przecież można sprzedać. Tyle że w dwa tygodnie to też nie jest proste.
Takie kłopoty mają nie tylko spadkobiercy. Takim samym dopustem bożym może się okazać wygrana rzeczowa w konkursie. Także i tu, aby wygraną zatrzymać (chociażby wygrany, wymarzony samochód), najpierw trzeba głęboko pogrzebać we własnych kieszeniach, żeby wyłożyć pieniądze na zapłacenie fiskusowi. Jeśli w kieszeniach pustki, zostaje pożegnać się z nagrodą. Albo z niej rezygnując, albo sprzedając ją i dzieląc się zarobkiem z państwem. Ale biorący udział w konkursach i tak są w lepszej sytuacji niż osoba uszczęśliwiona mieszkaniem w spadku po cioci. Większość organizatorów konkursów bierze ostatnio ciężar zapłaty podatku na siebie. Jest zatem szansa na zatrzymanie wygranej rzeczy. W przypadku spadku ten wariant rozwiązania kłopotliwej sytuacji odpada. Z dość oczywistej przyczyny: organizator spadku niczego nie jest w stanie już wziąć na siebie.