Przed pierwszą turą wyborów samorządowych kandydaci na radnych, wójtów, burmistrzów i prezydentów miast nie interesowali się podatkami, mimo że to jedno z poważniejszych narzędzi wpływu na inwestycje i rozwój gmin, miast i wsi.
Jeśli już pojawiały się jakieś pomysły podatkowe, to najczęściej odnosiłem wrażenie, że kandydaci nie wiedzą, o czym mówią. Przykładem jest chęć zwolnienia z podatku od nieruchomości dla nowych inwestorów na terenie gminy. Rada gminy lub miasta może uchwalać zwolnienia z podatku, ale muszą one mieć charakter przedmiotowy, to znaczy dotyczyć konkretnych budynków, gruntów itd. Nie mogą dotyczyć inwestorów, chyba że jest to strefa ekonomiczna. Mówienie zatem o zwolnieniach dla konkretnych inwestycji jest zupełnym nieporozumieniem i świadczy o zupełnym nieprzygotowaniu potencjalnych radnych do zarządzania naszymi pieniędzmi.
Aktywnością w zakresie podatków w czasie kampanii wykazali się natomiast dotychczasowi radni, którzy najczęściej na ostatniej sesji przed wyborami podejmowali uchwały w sprawie stawek podatku od nieruchomości i podatku od środków transportowych na 2011 rok. W decyzjach radnych nietrudno doszukać się motywacji wyborczej. Przykładem Kraków. Prezydent miasta zaproponował podniesienie stawek podatków lokalnych, ale radni zdecydowali o pozostawieniu ich na niezmienionym poziomie.
Odmienną logiką kierowali się radni Poznania. Narazili się mieszkańcom, podnosząc stawki podatku od nieruchomości (mieszkań i domów) do stawek maksymalnych. I paradoksalnie taka decyzja jest zrozumiała, jeśli miasto ma się rozwijać. Poznań, Warszawa, Katowice i inne samorządy miejskie narzekają na niewielkie w porównaniu z zeszłymi latami wpływy podatkowe, a nie chcą rezygnować z ambitnych planów inwestycyjnych. Tylko że decyzja o podwyższeniu stawek dotyka mieszkańców, którzy w przyszłym roku zapłacą wyższy (choć niewiele) podatek od domu czy mieszkania. Była to więc niepopularna decyzja, i to tuż przed wyborami. Jednak jak widać, można działać, kierując się dobrem miasta, a nie logiką wyborczą.
Dobro miasta wiąże się zarówno z inwestycjami, jak i podatkami. Jeśli miasto lub gmina chcą realizować inwestycje (a przy obecnym wsparciu ze środków unijnych brak inwestycji wydaje się niedopuszczalnym zaniedbaniem), to muszą również dbać o wpływy na odpowiednim poziomie (chociażby po to, by mieć wymagany wkład własny w unijne inwestycje), czyli muszą podnosić stawki podatków. To jedyny sposób, by przynajmniej częściowo ograniczyć nadmierne zadłużanie się na poczet inwestycji infrastrukturalnych.