Głównym hasłem kolejnych rządów jest upraszczanie podatków. Osiągnięć na tym polu jest sporo. Ot, choćby likwidacja miesięcznych deklaracji. Niby papieru mniej, ale obliczenia potrzebne do rozliczenia z fiskusem, które deklaracje te ułatwiały, nadal się robi.
Z podatkiem od sprzedaży domów i mieszkań też miało być prościej. Jedno zwolnienie. Jedna stawka. Rozliczenie raz do roku. Tyle że po dwóch latach fiskus się znudził i funduje nam kolejne zmiany. Skutek: aby się rozliczyć, trzeba sobie będzie wybrać jedną z trzech wersji ustawy o PIT. I choć to, jak zapłacić podatek, nie będzie zbyt oczywiste, to pewne jest to, że jeśli ktoś lubi absurdalny humor, powinien uważnie śledzić działania fiskusa. Ubaw gwarantowany. Oczywiście, o ile zacne dokonania podatkowych legislatorów nie dotkną go osobiście. W przeciwnym wypadku pozostanie już tylko śmiech przez łzy.