Na ogłoszonych właśnie w ekspresowym tempie zmianach w wysokości kwoty wolnej od podatku zyska około 3 mln Polaków. To dobra informacja, bo w ich kieszeniach zostanie 1,3 mld zł. Zła jest taka, że odczują to dopiero wiosną 2018 r.

Wicepremier Mateusz Morawiecki ogłosił szczegóły planu podwyższenia kwoty wolnej w PIT dla osób najmniej zarabiających, a także zmniejszania jej aż do całkowitej likwidacji dla zamożnych.

Maksymalnie kwota wolna ma wynieść rocznie 6,6 tys. zł (taka suma będzie zwolniona z podatku, czyli nie zapłacimy go wcale, jeśli tyle zarobimy w ciągu roku; będzie to nas dotyczyło, jeśli pobieramy dość skromne uposażenie w wysokości 550 zł miesięcznie). Kwota będzie stopniowo maleć wraz ze wzrostem dochodów podatnika. Przy dochodzie 11 tys. zł rocznie ma być taka jak dziś, czyli wynosić 3091 zł. Z tej wysokości będą korzystać podatnicy zarabiający między 11 a 85,5 tys. zł przez rok. Po tym progu kwota znów będzie spadać – finalnie aż do zera przy dochodzie rocznym 127 tys. zł.

6,6 tys. złotych taki roczny dochód nie będzie podlegał opodatkowaniu

Najwięcej pieniędzy zostanie w portfelach tych podatników, którzy mają roczny dochód na poziomie maksymalnej kwoty wolnej, czyli 6,6 tys. zł. Nie odprowadzą 1188 zł podatku, który byłby należny, gdyby kwota wolna nie istniała. Ale ponieważ korzyść podatkowa w postaci nieodprowadzonej daniny od kwoty wolnej, dzisiaj wyznaczonej na 3091 zł, to 556 zł, to osoby te zarobią na zmianie na czysto 632 zł rocznie.

Dla osób, które zarabiają między 6,6 tys. zł a 11 tys. zł rocznie (od 550 zł do ok. 916 zł miesięcznie), korzyść z nowego rozwiązania będzie stopniowo maleć. I np. dla osiągających 8 tys. zł rocznie (ok. 666 zł miesięcznie) zysk w porównaniu z dzisiejszym systemem wyniesie 430 zł, dla zarabiających 9 tys. zł (750 zł miesięcznie) – 230 zł, a przy dochodach 10 tys. zł rocznie (ok. 830 zł miesięcznie) będzie to już tylko 143 zł (oczywiście wszystko w skali roku). Dla tych, których dochód jest wyższy od wymienionego, ale mieści się w pierwszym progu podatkowym (do 85 tys. zł rocznie), wysokość kwoty wolnej nie zmieni się – wyniesie rocznie 3091 zł, co da oszczędności na dzisiejszym poziomie 556 zł.

Jednak już osoby zarabiające 100 tys. zł rocznie (8,3 tys. zł miesięcznie) odliczą mniej, bo 357 zł, podatnicy o dochodzie 110 tys. zł (9,1 tys. zł miesięcznie) zaoszczędzą tylko 225 zł, a zarabiający od 127 tys. zł i więcej będą mieli odebrane prawo do kwoty wolnej całkowicie.

Ponieważ jednak nie zmienią się zasady wspólnego rozliczania małżonków, to ostatecznie wspólny dochód będzie dzielony na dwa i przez to niższy, co może pomóc zachować prawo do odliczania kwoty.

Aby nowe prawo obowiązywało od początku 2017 r., trzeba maksymalnie przyspieszyć legislację – cała procedura nie może zająć więcej niż 3 dni. Do tego pierwsze benefity najmniej zamożni zobaczą wiosną 2018 r., gdy rozliczą swoje PIT-y za rok 2017. Taki będzie skutek utrzymania obecnego sposobu pobierania zaliczek na podatek z obecną kwotą wolną. – Musimy zapewnić stabilność systemowi podatkowemu – tłumaczy wiceminister finansów Leszek Skiba.

Kwota wolna na szybko

Nowe rozwiązania zaproponowane przez wicepremiera Morawieckiego skomplikują system podatkowy. Przy okazji podwyżki kwoty wyjętej z opodatkowania ma być także wprowadzony przepis o jej waloryzacji.
W dotychczas obowiązującej ustawie kwota wolna jest sztywno określona i nie była zmieniana od 2009 r. – Nowelizacja będzie przewidywała, że we wrześniu minister finansów będzie dokonywał przeglądu i będzie mógł wnieść projekt ustawy podwyższającej kwotę wolną, jeśli wzrośnie minimum egzystencji – podkreśla wiceminister finansów Leszek Skiba.
Dziennik Gazeta Prawna
To zmiana, której wprowadzenie jest niezbędne ze względu na zeszłoroczne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego. Sędziowie uznali, że kwota jest za niska i powinna odpowiadać co najmniej minimum egzystencji.
Drugie istotne założenie zmian podatkowych proponowanych przez rząd to wprowadzenie mechanizmu stałej waloryzacji. Resort finansów zastanawiał się nad wprowadzeniem automatycznego mechanizmu waloryzacji, np. podnoszenia kwoty na podstawie informacji Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych, który wylicza minimum egzystencji. Jednak uznano, że takie rozwiązanie może zostać uznane za niekonstytucyjne. Dlatego decyzja, czy kwota powinna być waloryzowana, czy nie, pozostanie w rękach ministra finansów.
Zmiany teraz...
Nowe zasady dotyczące kwoty wolnej zostały przygotowane w błyskawicznym tempie. Decyzja o tym, że może zostać ona zmieniona, zapadła tydzień temu, a szczegóły zostały wypracowane z marszu. Ekspresowe tempo prac ma zostać utrzymane także przy legislacji.
Do środy, czyli ostatniego dnia listopada, poprawkę musi przyjąć Senat i odesłać ją do Sejmu, a ten – ją zaakceptować. Potem ustawę powinien podpisać prezydent, a rząd – ogłosić w Dzienniku Ustaw. Jeśli nastąpi chociaż jednodniowy poślizg, to ustawa może wylądować w Trybunale Konstytucyjnym, który stwierdził niegdyś, że w przypadku rozwiązań podatkowych powinno być zachowane miesięczne vacatio legis. To dotyczy projektów, które wprowadzają niekorzystne zmiany dla podatników, a ta ustawa zabiera części z nich prawo do korzystania z kwoty wolnej.
Dla PiS zmiana kwoty wolnej to możliwość pochwalenia się realizacją – przynajmniej w części – kolejnego wyborczego postulatu. Jednak spora grupa wyborców będzie czuła się rozczarowana, bo w kampanii PiS mówił o podwyżce kwoty wolnej do 8 tys. zł dla każdego.
Rząd musi jednak uważać na finanse, bo przyszłoroczny budżet jest napięty. – To wynika z niemożności liczenia na dochody jednorazowe, które były w tym roku z aukcji LTE czy dużego zysku NBP, a także z chęci zapewnienia przez rząd wydatków inwestycyjnych, zarówno na poziomie budżetu centralnego, jak i samorządów – zauważa Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.
...zyski wiosną...
To był także zapewne silny argument co do utrzymania obecnego systemu zaliczek. Nadal będą one pomniejszane tak, jakby wszystkich obowiązywała obecna kwota wolna. Ma to zapewnić stabilność systemu.
Podatnicy dopiero w rozliczeniu rocznym mają sobie odliczać należną kwotę wolną albo dopłacać podatek zbytnio pomniejszony przez pracodawcę w trakcie roku (dotyczyć to będzie wszystkich wpadających w drugi próg, czyli z dochodami powyżej 85,5 tys. zł rocznie).
Tak więc skutkami finansowymi wprowadzonej zmiany rząd będzie musiał się martwić dopiero w budżecie na 2018 r. A mają one wynieść ok. 1 mld zł – o tyle mniej pieniędzy wpłynie do państwowej kasy w 2017 r.
Na pewno to rozwiązanie wpisuje się w trend, o którym politycy PiS wspominali od dawna – to znaczy zwiększenia progresji podatkowej i zmniejszenia nierówności dochodowych. – Choć ten wpływ będzie nieporównanie mniejszy niż w przypadku działania 500 plus. Osoby o najniższych dochodach skorzystają na kwocie wolnej nieco ponad 600 zł rocznie, podczas gdy w przypadku świadczenia to kwoty przekraczające często 10 tys. zł rocznie – zauważa Jakub Borowski.
...czy dla najbogatszych też?
Eksperci podatkowi zwracają uwagę, że wprowadzenie formuły, w której oprócz funkcjonującej cały czas skali podatkowej (dwie stawki 18 i 32 proc.) powstanie nowa specjalna skala dla kwoty wolnej, będzie komplikować system. – Ustalenie ruchomej kwoty wolnej od podatku, uzależnionej od dochodów, na pewno pogłębi skomplikowanie systemu podatkowego, który już teraz jest nieprzejrzysty. Może powstać wątpliwość, jak na kwotę wolną od opodatkowania będzie wpływać możliwość wspólnego rozliczania małżonków. Wszystkie wątpliwości powinny zostać rozwiane szybko, ponieważ czasu do końca roku jest bardzo mało – mówi Arkadiusz Łagowski, doradca podatkowy w Grant Thornton.
Grzegorz Grochowina, menedżer w zespole ds. PIT w firmie doradczej KPMG, dodaje, że autorzy projektu powinni położyć duży nacisk na wypracowanie mechanizmu kalkulowania kwoty wolnej. – Nie jest problemem ustalenie kwoty wolnej na takim, a nie innym poziomie, nie są problemem progi. Kłopot to sposób prowadzenia rozliczenia kwot, zwłaszcza w przedziałach dochodów, gdzie ma się ona płynnie zmieniać. Musi być jasny i czytelny mechanizm kalkulowania kwot. Jeśli będzie nieczytelny, to zamiast wsparcia podatnik dostanie obciążenie w postaci trudniejszego rozliczania podatków – mówi Grochowina. Jego zdaniem mechanizm, w którym rozliczanie kwoty wolnej następowałoby dopiero przy rozliczeniu rocznym podatków, może co do zasady oznaczać większy ciężar nakładany na podatników. Do tej pory bowiem było tak, że dążono do maksymalnego uproszczenia rozliczenia.
To, co istotne, to fakt, że rząd komplikuje system w momencie, gdy myśli jednocześnie o jego zasadniczym uproszczeniu, co miało być dokonane przez wprowadzenie podatku jednolitego. – Prace nad nim są nadal prowadzone i czekamy na ich rezultaty – zastrzega wiceminister Skiba.
Ale nagły zwrot w sprawie kwoty wolnej może sugerować, że rząd jest coraz bliżej podjęcia decyzji o odłożeniu prac nad zupełnie nowym systemem. Pomysł na kwotę wolną może zwiastować, że zamiast konsolidować składki i podatki, kolejnym krokiem będzie wprowadzenie dodatkowego progu w podatku PIT, który odpowiadałby pułapowi trzydziestokrotności – czyli limitu 30 przeciętnych pensji, po którym przestaje się opłacać składkę emerytalną i rentową.

OPINIA

Oto polityka absolutnego posybilizmu

Można by się zastanawiać, czy zaproponowane przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego progi rozdzielające najuboższych od tych biednych, tych z kolei od średniaków, i dalej od bogatych i prawdziwych krezusów, ustawione są na racjonalnych poziomach. Czy rzeczywiście całkowite zwolnienie dochodu z podatku powinno dotyczyć jedynie żyjących na granicy egzystencjalnego minimum? A czemu nie tych, którzy mają na swoje utrzymanie jedynie najniższą pensję? Z drugiej strony czy faktycznie finansować te zmiany powinni ci, którzy zarabiają 7 tys. zł na rękę, często mając jeszcze na głowie niemały kredyt do spłacenia? To już jest ten nasz próg bogactwa? Wreszcie można by dyskutować: czy nie dałoby się uporządkować problemu zbyt niskiej kwoty wolnej w jakiś prostszy sposób? Czy licząc podatek do zapłacenia, zawsze musimy pół wieczoru zarzynać kalkulator, by potem i tak okazało się, że w deklarację wkradł się błąd i trzeba składać korektę?
Powtórzę: można by się zastanawiać. Ale po co? Owszem, w większości demokracji przy tego rodzaju zmianach odbyłaby się zażarta debata w parlamencie. A w komisjach posłowie zadawaliby powyższe pytania, wykłócając się o każdą złotówkę i każdy procent. To jednak nie u nas. Od roku oglądamy politykę absolutnego posybilizmu: nie ma już, że się nie da. Trzy dni na pełną procedurę legislacyjną? Proszę bardzo! Zmiany zasad opodatkowania ogłaszane w ostatniej dobie, kiedy jest to jeszcze możliwe, by obowiązywały od Nowego Roku? Czemu nie! Ustalane bez konsultacji społecznych i opinii sejmowych analityków? Jasne, że tak!
Racjonalny gospodarz zastanowiłby się jednak przy okazji, czy dla wprowadzania tych zmian – które i tak wprowadzone zostaną – naprawdę trzeba zatrudniać 460 posłów i 100 senatorów. Koniecznie musimy płacić im diety, dodatki, fundować przejazdy i poselskie biura w całej Polsce po to, by ostatecznie i tak nie mieli nic do powiedzenia? Nie mówiąc już o panu prezydencie, któremu stuknął rok z okładem, odkąd ostatni raz zakwestionował jakąkolwiek ustawę przedstawioną mu do podpisu. Szukając pieniędzy potrzebnych na wsparcie dla najuboższych, żal nie skorzystać z takiego pola do redukcji przerostów zatrudnienia. Że się nie da? Nie wierzę. Na pewno się da.