Kto twierdzi, że żonie – dla rozliczenia się z mężem z PIT – nie opłaca się iść do pracy, powinien uczciwie dodać, że chodzi maksymalnie o 12 530 zł rocznie, czyli około 1 tys. zł miesięcznie.
To największy uzysk, jaki można osiągnąć na wspólnym rozliczeniu z małżonkiem. Więcej korzyści ustawa o PIT nie daje i warto o tym pamiętać.
Dyskusję na temat wspólnego rozliczania się z podatku dochodowego wywołała wypowiedź wicepremiera, ministra rozwoju i finansów Mateusza Morawieckiego, który sprzeciwił się przyznawaniu takiej preferencji małżeństwom najwięcej zarabiającym. W wywiadzie dla radiowej Jedynki wicepremier powiedział: „Będę optował za tym, by małżonkowie, którzy zarabiają dużo, nie mieli takiego samego uprawnienia jaki ci, którzy zarabiają mało, bo to właśnie jest element progresywności”. I dodał: „Czy ci, którzy zarabiają pół miliona, to to samo, co ci, którzy zarabiają 50 tysięcy rocznie?”.
W dyskusji, która wywiązała się po tej wypowiedzi, zapomina się o matematyce. A rachunek jest prosty: korzyść ze wspólnego rozliczenia rośnie do momentu, aż roczne zarobki jednego z małżonków – tego lepiej zarabiającego – nie sięgną 171 056 zł. Przy takim dochodzie uzysk na rozliczeniu z drugą osobą – mniej zarabiającą lub w ogóle niemającą dochodów – jest największy. Potem, niezależnie od tego, jak duże byłyby zarobki, korzyść ze wspólnego rozliczenia jest ciągle ta sama – 12 53o zł.
Skąd się to bierze?
Odpowiedź jest prosta: z progresji podatku dochodowego (zakładającej dwie stawki podatku: 18 proc. i 32 proc.) oraz z kwoty zmniejszającej podatek (556,02 zł). Niby oczywiste, ale warto o tym przypomnieć.
Wspólne rozliczenie polega na tym, że małżonkowie łączą swoje zarobki, dzielą przez dwa, od wyniku (czyli połowy wspólnych dochodów) wyliczają podatek, a następnie mnożą przez dwa.
Jeżeli oboje zarabiają rocznie powyżej 85 528 zł, to wspólne rozliczenie niczego im nie daje, bo nawet gdy połączą swoje dochody, podzielą przez dwa, wyliczą podatek, a następnie jego kwotę przemnożą przez dwa, to i tak pozostaną przy stawce 32 proc. PIT.
Warto przy tym przypomnieć, że w takiej wysokości liczymy podatek nie od całego dochodu, a tylko od nadwyżki powyżej 85 528 zł. Niezależnie więc od tego, czy małżonkowie rozliczą się wspólnie, czy oddzielnie, za każdym razem od dochodów nieprzekraczających 85 528 zł zapłacą PIT w wysokości: 18 proc. minus 556,02 zł (kwota pomniejszająca podatek). A od nadwyżki oddadzą fiskusowi 32 proc.
Prosty przykład: oboje małżonkowie zarabiają rocznie po 200 tys. zł (już po odjęciu podatkowych kosztów, dla uproszczenia pomijamy wszelkie ulgi i odliczenia od podatku). Jeżeli każde z nich rozliczy się oddzielnie, to odda fiskusowi 51 470 zł podatku. Jeśli rozliczą się wspólnie, to po zsumowaniu dochodu (400 tys. zł), podzieleniu przez dwa (200 tys. zł), wyliczeniu podatku (według skali podatkowej) i pomnożeniu wyniku przez dwa, oddadzą fiskusowi łącznie 102 940 zł. Czyli na każdego przypadnie po 51 470 zł – tyle samo, ile zapłaciliby, gdyby rozliczyli się oddzielnie.
Kiedy się opłaca?
Wspólne rozliczenie jest opłacalne wtedy, gdy jeden z małżonków zarabia dużo, a drugi mało lub wcale. Gdyby bowiem ten z dobrym uposażeniem miał się rozliczyć oddzielnie, niechybnie zapłaciłby 32 proc. PIT od nadwyżki dochodu ponad 85 528 zł. Jeśli natomiast połączy swoje zarobki z niskim (lub wręcz zerowym) dochodem małżonka, wówczas po zsumowaniu i podziale przez dwa może się okazać, że jego dochód spadnie poniżej 85 528 zł. To od niego następnie zostanie wyliczony podatek. I mimo że jego kwota będzie musiała potem zostać przemnożona przez dwa, to i tak pozostaniemy przy opodatkowaniu według stawki 18 proc.
Przykład: mąż zarobił 160 tys. zł. Gdyby rozliczył się oddzielnie, to od nadwyżki ponad 85 528 zł zapłaciłby 32 proc. PIT. Dzięki temu, że rozliczy się z żoną, której dochód wyniósł zaledwie 10 tys. zł, mąż zapłaci od całego swojego zarobku 18 proc. PIT. Suma ich dochodów bowiem (170 tys. zł) , podzielona przez dwa, da wynik 85 tys. zł. To poniżej pierwszego progu skali podatkowej, co oznacza opodatkowanie według stawki 18 proc. Tak wyliczoną kwotę podatku trzeba będzie następnie pomnożyć przez dwa, ale wyliczenie PIT według stawki 18 proc. pozostanie.
Do tego dochodzi jeszcze możliwość dwukrotnego – przy wspólnym rozliczeniu – skorzystania z kwoty pomniejszającej podatek (556,02 zł). Jeśli niezarabiająca żona nie rozliczy się z mężem, to nie skorzysta z przywileju odliczenia 556,02 zł. Jeśli rozliczą się wspólnie, to wyliczenie podatku od połowy wspólnych dochodów i przemnożenie go przez dwa pozwoli dwukrotnie wykorzystać kwotę wolną.
Ile można zyskać?
Po tym, może nieco przydługim, ale jak pokazuje publiczna dyskusja – koniecznym przypomnieniu – dochodzimy do sedna: ile można maksymalnie skorzystać na wspólnym rozliczeniu?
Najwięcej zyskuje ten, kto zarabia rocznie 171 056 zł (znów po odjęciu kosztów i bez uwzględniania ulg oraz odliczeń). To dwukrotność pierwszego przedziału skali podatkowej (85 528 zł).
Jeśli taka osoba rozliczy się z PIT indywidualnie, odda fiskusowi 42 208 zł podatku. Jeżeli natomiast połączy swój dochód z zerowym zarobkiem niepracującego małżonka, to należny od obojga podatek wyniesie tylko 29 678 zł. Czyli o 12 530 zł mniej.
Oczywiście korzyść jest mniejsza, jeżeli zarobek pracującego małżonka jest niższy. I relatywnie mniejsza, gdy druga „połowa” również zarabia.
Nigdy natomiast nie przekracza 12 530 zł. Jeżeli mąż zarobiłby rocznie np. 200 tys. zł, to nawet gdyby żona w ogóle nie pracowała, nie zaoszczędzą na wspólnym rozliczeniu więcej niż 12 530 zł. Kto nie wierzy, nich policzy.

Półprawda i fałsz

Mit pierwszy

Jest tylko w połowie zgodne z prawdą to, że małżonkowie, którzy najwięcej zarabiają, najwięcej też korzystają na wspólnym rozliczeniu. To prawda, ale tylko do momentu, gdy ich dochód nie przekroczy rocznie 171 056 zł, czyli ok. 14 260 zł miesięcznie. To oczywiście niemało, ale – podkreślmy raz jeszcze – powyżej tej kwoty uzysk ze wspólnego rozliczenia przestaje rosnąć.

Nie ma więc podstaw do przerzucania się argumentami o małżonkach zarabiających pół miliona złotych, bo nie wytrzymują one zderzenia ze zwykłą matematyką.

Mit drugi

Nie jest prawdą, że żonie, dla wspólnego rozliczenia się z mężem z PIT, nie opłaca się iść do pracy. Jeżeli miałaby zarabiać choćby minimalną pensję (w 2017 r. będzie to 2 tys. zł miesięcznie), to z prostego matematycznego rachunku wynika, że rodzina na tym zyska (mówię o rachunku matematycznym, pomijam inne przyczyny, dla których warto pozostać w domu, takie jak opieka nad dziećmi czy innymi krewnymi). Zarobek 2 tys. zł miesięcznie daje nie tylko większą – matematycznie – korzyść niż brak jakiegokolwiek dochodu, ale nadal nie wyklucza wspólnego rozliczenia z zarabiającym dużo więcej małżonkiem.