Zasada in dubio pro tributario przynosi efekty. Niepełnosprawny mechanik, który naprawiał znajomym samochody w zamian za żywność, nie musi dopłacić kilku tysięcy złotych podatku.
Wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gdańsku z 19 stycznia 2016 r. (sygn. akt I SA/Gd 1348/15) jest jeszcze nieprawomocny, ale sąd wyraźnie odniósł się w nim do zasady in dubio pro tributario obowiązującej od 1 stycznia 2016 r. w ordynacji podatkowej. Wcześniej sędziowie rzadko się na nią powoływali, wywodząc ją tylko z konstytucji, bo wprost takich przepisów nigdzie nie zapisano.
W tej sprawie sąd uznał, że organy podatkowe nie wykazały dostatecznie, iż pomoc sąsiadom przekształciła się w regularną działalność gospodarczą. Skoro tego nie zrobiły, to powstały niedające się rozstrzygnąć wątpliwości, które powinny być rozstrzygnięte na korzyść podatnika – orzekł gdański WSA.
Minister Finansów wydał interpretację ogólną / Dziennik Gazeta Prawna
Chodziło o chorego na kręgosłup mężczyznę zatrudnionego jako ochroniarz w dwóch firmach, w których pracował w systemie zmianowym. W wolnych chwilach naprawiał sąsiadom auta. Do 2006 r. prowadził działalność jako mechanik samochodowy, nadal jednak miał garaż z kanałem i podstawowe narzędzia. Od znajomych i osób, które oni polecali, nigdy nie brał pieniędzy za swoje usługi. Ci niekiedy odwdzięczali się żywnością. Na przykład rybak oddał mu kilkanaście kilogramów fląder, a rolnik w zamian za wymianę klocków hamulcowych i naprawę świecy żarowej przekazał 15 kg ziemniaków i 30 jajek.
Urząd skarbowy skontrolował rozliczenia mężczyzny i doszedł do wniosku, że prowadził on niezarejestrowaną działalność gospodarczą. Miała ona mieć charakter ciągły, zorganizowany i zarobkowy. Ponieważ nie prowadził ksiąg rachunkowych, to urzędnicy oszacowali jego dochód, porównując z innymi mechanikami. W konsekwencji pomocny sąsiad miał dopłacić fiskusowi ok. 7 tys. zł za 2011 r.
Mężczyzna odwołał się od decyzji. Zwracał uwagę, że od dawna jest przewlekle chory i gdyby uzyskiwał takie dochody, jak twierdzi fiskus, to już dawno mógłby sfinansować sobie operację. Tymczasem te schorzenia, na które cierpi, zmusiły go do rezygnacji z zawodu mechanika i podjęcia pracy jako ochroniarz.
Dyrektor izby nieznacznie zmniejszył zobowiązanie podatkowe (do ok. 6200 zł). Podtrzymał jednak najważniejszy wniosek, że chodzi o niezarejestrowaną działalność. Dyrektor izby zwrócił uwagę, że w sprawie przesłuchano 17 świadków, a oni potwierdzili, że mężczyzna od lat naprawia samochody, kosiarki i maszyny rolnicze. Nie ma znaczenia to, że nie żądał pieniędzy za usługi albo rozliczał się barterem. Wartość żywności i usług, które oferowali mu w zamian znajomi, też musi być rozliczona z fiskusem – dodał dyrektor izby. Zwrócił uwagę, że nie chodziło o zwykłą pomoc sąsiedzką, jak twierdził mężczyzna, bo ta ma charakter incydentalny.
Decyzje fiskusa uchylił gdański WSA. Uznał, że nie ma mowy w tej sprawie o niezarejestrowanej działalności gospodarczej. Po pierwsze, fiskus nie udowodnił, że mężczyzna aktywnie zabiegał o klientów, a nie tylko był polecany przez znajomych. Po drugie, nie naprawiał samochodów dla zarobku i nigdy nie oczekiwał od znajomych pieniędzy. Nie ma też mowy o zorganizowanej działalności jako mechanik samochodowy, nie miał bowiem odpowiedniego, profesjonalnego wyposażenia. Ponadto jako ochroniarz mienia rzadko bywał w domu i nie miał możliwości pomagać sąsiadom na szerszą skalę – przypomniał sąd. Skrytykował też fiskusa za chęć opodatkowania „zwykłej międzyludzkiej życzliwości i serdeczności”. Sąd podał przykład osoby, która codziennie kupuje sąsiadowi gazetę i dostaje w zamian drobne upominki. Takiej osoby nie można uznać za przedsiębiorcę, chociaż działa powtarzalnie i z pewnym stopniem zorganizowania.
Z wyrokiem zgadza się dr Jowita Pustuł, radca prawny w J. Pustuł, M. Przywara Doradztwo podatkowe.
– Widać, jak bardzo czasem brakuje zdrowego rozsądku organom podatkowym. W przeprowadzenie postępowania zaangażowani byli pracownicy obu instancji, przesłuchano 17 świadków, porównano przychody uzyskiwane przez okolicznych mechaników. A wszystko po to, aby opodatkować niepełnosprawnego mechanika, któremu w zamian za naprawę auta sąsiad zaproponował wspólne wypicie piwa bądź przyniósł warzywa – wskazuje ekspertka.
Jej zdaniem fiskus powinien skupić się na prawdziwych nadużyciach, a nie tracić czas na podobne sprawy.