Rolnicy liczyli, że po zmianie przepisów podatkowych zaczną legalnie sprzedawać wędliny i sery własnej produkcji. W styczniu się dowiedzieli, że nie pozwalają na to przepisy weterynaryjne.
Dziennik Gazeta Prawna
Ubiegłoroczna nowelizacja ustawy o PIT rozbudziła nadzieje ustawodawcy, fiskusa i samych rolników. Wprowadzony od 2016 r. 2-proc. ryczałt od przychodów miał zachęcić tych ostatnich do wyjścia z szarej strefy. Miała to być też odpowiedź na rosnące zainteresowanie tradycyjnymi produktami.
W trakcie sejmowych prac nad nowelizacją argumentowano, że jej celem jest „umożliwienie rolnikom nieopodatkowanej i odformalizowanej produkcji i sprzedaży przetworzonych produktów rolnych w niewielkim zakresie”. Padały konkretne przykłady: pieczywa, wędlin, dżemów, kompotów i serów. Takie też pozostało powszechne przekonanie po uchwaleniu nowelizacji z 9 kwietnia 2015 r. (Dz.U. poz. 699 ze zm.).
Entuzjazm szybko ostudził główny lekarz weterynarii (GLW). W komunikacie z 7 stycznia 2016 r. przypomniał, że zmiana opodatkowania nie zwalnia rolników z obowiązku przestrzegania wymagań higienicznych w produkcji i obrocie żywnością oraz wymogów dotyczących sprzedaży bezpośredniej. Rolnik musi więc stosować rozporządzenie z 30 września 2015 r. w sprawie wymagań weterynaryjnych przy produkcji produktów pochodzenia zwierzęcego przeznaczonych do sprzedaży bezpośredniej (Dz.U. poz. 1703).
To oznacza – jak jednoznacznie stwierdza GLW – że w ramach sprzedaży bezpośredniej można zbywać wyłącznie te produkty pochodzenia zwierzęcego, które zostały uwzględnione w rozporządzeniu. Nowelizacja ustawy podatkowej nie rozszerza tego katalogu – podkreślił GLW.
Oznacza to, że nie można wprowadzać do obrotu (w ramach sprzedaży bezpośredniej) wędliny, serów czy nawet zsiadłego mleka. W rozporządzeniu z 30 września 2015 r. próżno szukać tych produktów.
Dodatkowo, w odpowiedzi na pytanie DGP, zastępca GLW Aleksandra Porada wyjaśnia, że sprzedaży bezpośredniej (np. produktów bezpośrednio z gospodarstwa rolnego) nie należy mylić z działalnością marginalną, lokalną i ograniczoną (MLO), o której mowa w innym rozporządzeniu – z 8 czerwca 2010 r. (Dz.U. nr 113, poz. 753).
„Rozporządzenie to określa szczegółowe warunki pozwalające na uznanie działalności za działalność marginalną, lokalną i ograniczoną, w tym zakres i obszar produkcji, a także wielkość dostaw produktów pochodzenia zwierzęcego do zakładów prowadzących handel detaliczny z przeznaczeniem do konsumenta końcowego” – wylicza zastępca GLW. Podkreśla, że prowadzenie takich dostaw jest obligatoryjne. Określa ono również wymagania dla surowca używanego do wytwarzania produktów w ramach MLO.
Jak więc jest możliwe, że przy Krupówkach można nadal bez problemu kupić bryndzę, a w bacówkach oscypki? Otóż rolnicy produkujący żywność o tradycyjnym charakterze mogą skorzystać z dwóch odstępstw od obowiązujących unijnych wymagań.
Pierwsze wynika z rozporządzenia z 7 lipca 2010 r. w sprawie wymagań weterynaryjnych przy produkcji produktów mlecznych o tradycyjnym charakterze (Dz.U. nr 135, poz. 910).
– Określa ono wymagania weterynaryjne, jakie powinny być spełnione przy produkcji redykołki, oscypka, bryndzy podhalańskiej w zakładach zlokalizowanych w regionach o szczególnych ograniczeniach geograficznych – tłumaczy Aleksandra Porada.
Zastrzega, że zakład produkujący tego typu sery (bacówka) musi być zarejestrowany u powiatowego lekarza weterynarii, który określa wymagania dla tego zakładu. Obecnie w woj. małopolskim jest zarejestrowanych ponad 100 bacówek produkujących oscypki.
Drugie rozporządzenie – z 27 lipca 2007 r. (Dz.U. z 2015 r., poz. 394) – wprowadza ogólne odstępstwa od wymagań higienicznych w zakładach produkujących żywność tradycyjną pochodzenia zwierzęcego. Ale to inny rodzaj działalności niż sprzedaż bezpośrednia.
W ramach sprzedaży bezpośredniej nie można też sprzedawać masła. – Może być ono produkowane wyłącznie przez zakłady zatwierdzone lub w ramach sprzedaży marginalnej, lokalnej i ograniczonej, która to działalność podlega rejestracji – informuje Aleksandra Porada.