Finansiści boją się, że nowa danina zachwieje równowagą na rynku. Prawo i Sprawiedliwość ma już gotowy projekt ustawy o podatku od niektórych instytucji finansowych. Jego autorzy przyznają wprost: głównym celem jest uzyskanie dodatkowych wpływów do budżetu.
Kończą się wysokie zyski banków i szybki przyrost kredytów / Dziennik Gazeta Prawna
Jan Grzegorz Prądzyński prezes Polskiej Izby Ubezpieczeń / Dziennik Gazeta Prawna
Małgorzata Zaleska dyrektor Instytutu Bankowości SGH, przewodnicząca Komitetu Nauk o Finansach PAN / Dziennik Gazeta Prawna
Rząd ma w ten sposób pozyskać dodatkowe źródło finansowania wydatków społecznych, przede wszystkim programu wypłat dodatków wychowawczych. Sami projektodawcy wyliczają, że w przyszłym roku podatek od aktywów powinien zapewnić 6,5–7 mld zł.
Te wyliczenia mogą być jednak zbyt optymistyczne, zważywszy na reguły zapisane w projekcie. Przede wszystkim nowy podatek nie będzie pobierany od wszystkich aktywów – ale tylko od nadwyżki powyżej 4 mld zł, dodatkowo w przypadku banków i SKOK-ów kwota ta ma być pomniejszona o ich fundusze własne. Próg 4 mld zł oznacza, że zdecydowana większość SKOK-ów i grupa mniejszych banków spółdzielczych nie zapłaci podatku w ogóle. Tymczasem wynik wpisany do ustawy da się osiągnąć, ale przy obłożeniu podatkiem całości aktywów banków (1,6 bln zł na koniec września według danych KNF) i wszystkich aktywów firm ubezpieczeniowych (180 mld zł na koniec czerwca, również za KNF). W takim układzie, bez uwzględnienia wyłączeń zapisanych w ustawie, banki zapłaciłyby fiskusowi 6,2 mld zł, ubezpieczyciele ok. 1 mld zł.
Autorzy projektu próbują rozwiać wątpliwości, jakie przewijały się w dyskusji na temat podatku bankowego. Przede wszystkim – uspokajają – nie będzie spadku wpływów z CIT, bo nowy podatek nie będzie traktowany jako koszt, więc nie pomniejszy dochodu do opodatkowania. Po drugie, ceny usług bankowych nie wzrosną. Argument numer jeden: nowy podatek będzie majątkowy, więc trudno przenieść go wprost na cenę (w odróżnieniu od VAT). Argument numer dwa: banki walczą o depozyty klientów, więc raczej nie obniżą im i tak niskiego oprocentowania lokat. Próby zwiększenia marż mogą wystąpić w przypadku kredytów dla firm. Jednak Skarb Państwa nie zamierza biernie się temu przyglądać. Według nieoficjalnych informacji dużą rolę do odegrania będą miały PKO Bank Polski (z większościowym udziałem Skarbu Państwa w akcjonariacie) i PZU (z dominującym udziałem SP). W razie potrzeby do gry ma też wejść Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który ma prowadzić „aktywne działania”.
Ale eksperci są innego zdania. Bankowcy w nieoficjalnych rozmowach zapowiadają wycofywanie się z niskomarżowych i długoterminowych kredytów hipotecznych. Jeśli nie byłoby przerzucania kosztów na klientów, to rentowność całego sektora też ucierpi. Banki nadal są co prawda na plusie, ale coraz mniejszym. Według najnowszych danych Komisji Nadzoru Finansowego zysk netto sektora na koniec października wynosił 11,4 mld zł. Rok wcześniej było to prawie 18 mld zł. Przedstawiciele banków wskazują, że opłat nałożonych na sektor jest bez liku. W ciągu najbliższych kilku lat muszą np. dokonać dodatkowych wpłat na BFG (co jest związane z unijnymi wymogami dotyczącymi ochrony depozytów i tzw. uporządkowanej upadłości) i stworzyć dodatkowe bufory kapitałowe. Szef Związku Banków Polskich Krzysztof Pietraszkiewicz oceniał, że w ciągu najbliższych czterech lat powinno to być dodatkowe 23 mld zł.
Narzekają też przedstawiciele ubezpieczycieli. Zwracają uwagę, że ten sektor nie będzie objęty wyłączeniem funduszy własnych z podstawy wymiaru podatku. Poza tym firmy ubezpieczeniowe mają płacić wyższą stawkę – 0,05 proc. miesięcznie, czyli 0,6 rocznie. Ubezpieczyciele tą propozycją są zaskoczeni. – Poważne wątpliwości budzi nierównoprawne traktowanie podmiotów – mówi członek zarządu jednego z dużych ubezpieczycieli.
Z drugiej strony zastosowanie progu dla wartości opodatkowanych aktywów – 4 mld zł – powoduje, że podatek zapłaci kilka największych firm. Z nieoficjalnych wyliczeń jednego z ubezpieczycieli wynika, że w branży ubezpieczeniowej w segmencie majątkowym może objąć trzy spółki: PZU, Wartę oraz Ergo Hestię. Przynajmniej sześciu spółek podatek może dotyczyć w segmencie ubezpieczeń życiowych. W każdym przypadku największym płatnikiem będzie PZU. Kamil Stolarski, analityk Haitong Banku, szacuje, że w przyszłym roku krajowi ubezpieczyciele będą musieli odprowadzić z tytułu podatku do kasy państwa ok. 550 mln zł, z czego 345 mln zł wyłoży Grupa PZU. Podobne są oczekiwania Michała Konarskiego z DM mBanku. – Będzie to jednak podatek płacony od wyższego niż w tym roku zysku netto. Spodziewam się bowiem, że obciążenia związane z podatkiem, w połączeniu z coraz większymi wymaganiami KNF, jeśli chodzi o wypłaty odszkodowań, spowodują, że w branży zakończy się ostra rywalizacja i ceny polis, szczególnie w segmencie majątkowym pójdą w górę. A to oznacza poprawę rentowności PZU – ocenia specjalista DM mBanku.
Mniej optymistyczny jest Kamil Stolarski, który szacuje, że zasypanie tej luki i utrzymanie wyniku na prognozowanym przez niego poziomie 2,6 mld zł wymagałoby od PZU podniesienia ceny każdej polisy w segmencie życiowym i majątkowym o blisko 2,2 proc.
– Podnoszenie cen może być trudne. Podatek obejmie tylko część spółek ubezpieczeniowych, co może zachwiać pozycją konkurencyjną PZU. Firmie ciężko będzie podnosić ceny, skoro duża część konkurencji może nie być do tego zmuszona, bo nie będzie płaciła podatku ze względu na sumę bilansową poniżej 4 mld zł – tłumaczy.
Z rozmów z przedstawicielami ubezpieczycieli wynika, że rynek będzie zapewne szukał sposobów uniknięcia wejścia w reżim proponowanej ustawy i w większym niż do tej pory stopniu ubezpieczyciele będą korzystać m.in. z reasekuracji i koasekuracji, aby dzielić między siebie ryzyko związane z podpisywaniem szczególnie dużych umów ubezpieczeń.
OPINIE
Nie róbmy krzywdy ubezpieczonym klientom
Projekt podatku od instytucji finansowych może wpłynąć na klientów firm ubezpieczeniowych. Aktywa w zakładach ubezpieczeń odgrywają inną rolę niż w bankach. Duża ich część to środki na pokrycie obecnych i przyszłych zobowiązań wobec klientów i poszkodowanych. Pełnią ważną funkcję społeczną: zostaną wypłacone ubezpieczonym w formie odszkodowań i świadczeń. Powinno się przeanalizować, czy ten rodzaj aktywów powinien podlegać opodatkowaniu. Ponadto istotna część aktywów ubezpieczycieli to środki wprost ulokowane przez klientów w ubezpieczeniowych funduszach kapitałowych (UFK). Jeśli więc środki z funduszy inwestycyjnych zostały wyłączone z opodatkowania, jako że są pieniędzmi oszczędzających, to samo powinno stać się z aktywami UFK.
Projekt przewiduje też wyższą stopę opodatkowania dla ubezpieczycieli niż banków, motywując to wyższymi zyskami, osiąganymi przez branżę ubezpieczeniową. Przyjrzenie się rynkowi pokazuje, że po II kw. 2015 r. aż 2,25 mld zł zysku netto całej branży wypracowała największa polska grupa ubezpieczeniowa. Zysk kilkudziesięciu pozostałych graczy to już tylko 1,25 mld zł. Jeżeli więc właściwie zanalizujemy zyski branży ubezpieczeniowej, to stopa opodatkowania dla ubezpieczycieli powinna być obniżona do stopy przewidzianej dla banków albo ustawiona jeszcze niżej. Szczególnie że wstępne dane o rynku po III kw. 2015 r. wskazują na zyski branży niższe niż rok wcześniej aż o 23 proc.
Najważniejsza jest stabilność systemu
Nowo projektowany podatek będzie odprowadzany od aktywów przewyższających 4 mld zł pomniejszonych o fundusze własne, czyli de facto od części pasywów. Czy nowa danina zachwieje stabilnością systemu bankowego? Polski sektor bankowy jest rentowny, rentowność jest wyższa niż unijna średnia. Z pewnością celem autorów projektu nie jest destabilizacja tego sektora. Chyba wszyscy są zgodni, że stabilność jest najważniejsza. Z tego punktu widzenia istotne jest wyłączenie spod opodatkowania banków, które popadły w kłopoty, czyli są objęte zarządem komisarycznym. Do rozważenia jest postulat, czy z takiego wyłączenia nie powinny też korzystać banki, w których wprowadzono programy naprawcze, czyli takie, które mają straty albo z dużym prawdopodobieństwem będą je mieć. Przy czym akurat to wyłączenie powinno być warunkowe, a nie automatyczne.
Banki zapewne będą próbowały przerzucić koszty nowego podatku na klientów. Ale nie sądzę, by były w stanie zrobić to w pełnej wysokości. Nie wierzę też w to, że w ogóle przestaną udzielać kredytów. Sceptycznie podchodzę do zapowiedzi, że wycofają się np. z segmentu kredytów hipotecznych. One muszą przecież na czymś zarabiać. A w głównej mierze zarabiają na udzielaniu kredytów właśnie.