Szczególnie niepokoi mnie wzrost obowiązków ewidencyjnych i sankcyjność nowych rozwiązań. Nie jestem natomiast przeciwniczką przedkładania organom podatkowym listy kontrahentów - mówi w wywiadzie dla DGP Dorota Kosacka-Olszewska, doradca podatkowy i partner w DK Doradztwo w Białymstoku.
Dorota Kosacka-Olszewska, doradca podatkowy i partner w DK Doradztwo w Białymstoku / Dziennik Gazeta Prawna
Pani pierwsze wrażenie po przeczytaniu projektu ustawy o VAT, zamieszczonego na stronie Prawa i Sprawiedliwości?
Objętość. Ustawa miałaby mieć ponad 440 artykułów, co dla przeciętnego podatnika jest absolutnie niestrawne. Większość księgowych też nie będzie w stanie wszystkiego przeczytać i przyswoić. Oczywiście, duża objętość wynika też z tego, że wiele przepisów wykonawczych zostało przeniesionych do ustawy. Patrząc jednak na nowe delegacje dla ministra finansów, należy się spodziewać, że oprócz ustawy będziemy mieć dodatkowo jeszcze mnóstwo aktów wykonawczych.
Czy to źle, że wiele spraw zostanie uregulowanych?
Zasadniczo nie jestem przeciwniczką uchwalenia nowej ustawy o VAT. Podoba mi się jej systematyka, wiele rzeczy łatwiej w niej znaleźć. Obecna obowiązuje od 2004 r. i od tego czasu była już tyle razy nowelizowana, że chcąc wprowadzić większe zmiany, rzeczywiście należy napisać ją od nowa. Niestety, w podatku od towarów i usług doszliśmy już do takiego stopnia skomplikowania, że nie da się tego zrobić w 50 artykułach. W projekcie widzę zmiany zarówno na plus, jak i na minus. Jest kilka spraw, które mnie szczególnie niepokoją.
Które?
Przede wszystkim wzrost obowiązków ewidencyjnych i sankcyjność nowych rozwiązań.
Na czym ma polegać wzrost obowiązków ewidencyjnych?
Z projektu wynika, że podatnicy zwolnieni z VAT będą musieli składać informacje roczne pod groźbą sankcji w wysokości 23 proc. VAT. U podatników wykonujących tylko czynności zwolnione, którzy do tej pory w ogóle nie musieli składać deklaracji, pojawiłyby się deklaracje kwartalne, a u tych, którzy rozliczają się kwartalnie – miesięczna informacja uproszczona. W ewidencjach VAT trzeba będzie podawać znacznie więcej informacji niż dziś. Będzie obowiązek posiadania procedury określającej zasady i tryb anulowania faktur. Co więcej, trzeba będzie poinformować o niej swoich kontrahentów. Eksporterzy będą musieli posiadać dodatkowe dokumenty potwierdzające związek zakupów z eksportowanym towarem. To tylko nieliczne z wielu przykładów dodatkowych obowiązków.
Pojawi się też obowiązek przedstawiania organom listy kontrahentów.
Nie jestem przeciwniczką tego akurat rozwiązania. Niestety, skala wyłudzeń VAT jest bardzo duża i chcąc ukrócić oszustwa, organy podatkowe muszą działać bardzo szybko. Dziś nie mają takiej możliwości, bo podmioty, które dopuszczają się wyłudzeń, znikają zanim jeszcze zostanie wszczęta kontrola. Jeśli natomiast do deklaracji trzeba będzie dołączać listę kontrahentów, w formacie – jak zakładam – ułatwiającym jej natychmiastowe przetworzenie w systemie elektronicznym, to wzrosną szanse na wyłapanie wyłudzeń na wcześniejszym etapie obrotu i ściganie oszustów, zamiast nękania nieświadomych nabywców. Pytanie: czy organy podatkowe są przygotowane, żeby przetworzyć taką liczbę danych?
Jak ocenia pani zamiar likwidacji interpretacji indywidualnych w zakresie VAT?
To będzie oznaczać, że podatnicy znajdą się w takiej oto sytuacji: dostaną nowy, bardzo obszerny akt prawny, nie będą mogli złożyć wniosku o interpretację indywidualną ani też podejrzeć rozwiązania problemu w dotychczasowych interpretacjach i w orzeczeniach sądów. Nie ukrywajmy, do tej pory często wpisywali w wyszukiwarkę dany problem i już po przeczytaniu kilku interpretacji mogli się zorientować, jakie jest stanowisko organów podatkowych. Tymczasem w świetle projektu nie tylko nie będą wydawane nowe interpretacje w sprawach VAT, lecz także te, które zostały do tej pory wydane, nie będą już miały zastosowania. Straciłoby również częściowo znaczenie dotychczasowe, bogate orzecznictwo sądów administracyjnych w tym zakresie.
Coś jeszcze budzi pani niepokój?
Niejasne zasady opodatkowania korzyści podatkowych i odliczania podatku naliczonego oraz wzrost obowiązków ewidencyjnych.
Zacznijmy od korzyści.
Zaproponowana definicja jest bardzo szeroka. Zakłada się, że podatnicy będą informować organy o czynnościach i działaniach mających w szczególności wpływ na zmniejszenie podstawy opodatkowania, zmniejszenie zobowiązania podatkowego albo zwiększenie podatku naliczonego. Zastanawiam się zatem, czy korzyścią podatkową nie będzie samo już odliczenie podatku naliczonego albo skorzystanie ze stawki 0 proc. przy wewnątrzwspólnotowej dostawie towarów. Myślę, że nie o to chodziło projektodawcy.
A o co?
Podam prosty przykład. Załóżmy, że spółka organizuje spotkanie dla swoich kontrahentów lub pracowników i ma do wyboru: kupić oddzielnie usługi gastronomiczne, noclegowe, dowóz, występy artystyczne, upominki, gadżety itp., albo zamówić całość u firmy, która specjalizuje się w kompleksowym przygotowywaniu takich spotkań. W pierwszym wypadku spółka nie odliczy podatku naliczonego od usług gastronomicznych i noclegowych, ponieważ zabrania tego ustawa. W drugim otrzyma fakturę na świadczenie kompleksowe i w całości odliczy podatek naliczony.
To chyba nie jest zabronione?
Tak, ale organ podatkowy będzie mógł stwierdzić, że spółka osiągnęła z tego tytułu korzyść podatkową i jeśli o niej nie poinformowała, to w świetle projektu będzie miała obowiązek udowodnić, że zastosowana operacja gospodarcza jest zgodna z prawem i rzeczywistością. Ma to dwojakie skutki. Po pierwsze, nowe przepisy dadzą organom olbrzymią wiedzę o legalnych działaniach podatników (bo nie łudźmy się – nikt nie poinformuje o działaniach nielegalnych). Po drugie, spowodują przerzucenie ciężaru dowodu na podatnika. Dziś księgi podatkowe korzystają z domniemania prawidłowości, a więc to organ musi wykazać, że świadczenie nie było kompleksowe i że każdą czynność wchodzącą w jego zakres należało rozliczyć z osobna. Natomiast w świetle nowych przepisów, jeśli podatnik nie poinformuje o korzyści podatkowej, to będzie musiał udowodnić, że legalnie i zgodnie z przepisami nabył usługę kompleksową. Będzie to miało zasadnicze znaczenie na etapie kontroli i postępowania przed sądem administracyjnym. Tym samym legalne formy optymalizacji opodatkowania staną się bardzo ryzykowne.
Inny przykład?
Weźmy przepis, który swego czasu pozwalał na odliczanie podatku naliczonego przy zakupie bankowozów. Wojewódzkie sądy administracyjne nie miały wątpliwości, że możliwość takiego odliczenia wynikała wprost z przepisu. Dopiero NSA uznał, że prawo to nie przysługuje podatnikowi, który nie zajmuje się profesjonalnie przewożeniem gotówki. Zaczęto się wtedy powoływać na klauzulę nadużycia prawa wynikającą z orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości UE, która moim zdaniem w ogóle nie powinna była być stosowana w polskim prawie, zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 11 maja 2004 r. (sygn. K 4/03).
Gdyby to teraz odnieść do proponowanego przepisu o korzyściach podatkowych?
W takiej sytuacji organ mógłby opodatkować korzyść według podwójnej stawki VAT, czyli 46 proc.
Co złego jest z przepisami o odliczaniu podatku?
Niepokojące jest już to, że w świetle nowych przepisów zobowiązaniem podatkowym miałaby być kwota podatku należnego. A nie nadwyżka podatku należnego nad naliczonym. Dalej jest mowa o tym, że podatnik ma prawo do odliczenia VAT naliczonego, pod warunkiem że jego dostawca, na którym ciąży obowiązek podatkowy z tytułu danych czynności, prawidłowo wykonał obowiązki dotyczące udokumentowania tych czynności.
Co to oznacza?
Że jeśli kontrahent wystawi fakturę poprawnie, ale np. dwa dni po ustawowym terminie, to nabywca straci prawo do odliczenia podatku naliczonego. Oczywiście w świetle dyrektywy unijnej nie mam wątpliwości, że takie prawo powinno przysługiwać, ale z projektu nowej ustawy wynika coś całkiem przeciwnego. Kolejna sprawa: z projektu wynika, że prawo do odliczenia ma przysługiwać, jeżeli zakupy będą związane z czynnościami opodatkowanymi stawką 23 proc., 8 proc. lub 5 proc. A co w sytuacji, gdy podatnik dokona zakupów związanymi z transakcjami opodatkowanymi na terytorium kraju, ale do których ma zastosowanie stawka 0 proc.? Na logikę i zgodnie z unijną dyrektywą powinno mu przysługiwać prawo do odliczenia, ale z projektu ustawy to nie wynika. Mam też wątpliwości co do projektowanego art. 275 – w którym miesiącu i czy w ogóle będzie przysługiwać podatnikowi prawo do odliczenia podatku naliczonego. A przecież mówimy o podstawowym prawie podatnika podatku od towarów i usług.
A gdybyśmy mieli wymienić plusy projektowanej ustawy?
Na przykład kwestia zwrotu VAT. Dziś, jeśli podatnik złoży korektę deklaracji, to organy podatkowe liczą termin zwrotu dopiero od momentu złożenia korekty. Z projektu wynika, że jeżeli korekta nie spowoduje zwiększenia podatku do zwrotu, to bieg terminu tego zwrotu nie będzie przerwany. Nawet więc jeśli podatnik coś poprawi, to zwrot różnicy VAT będzie mu przysługiwać w pierwotnym terminie.
Czyli głównie w ciągu 60 dni?
Z tym jest problem, bo z projektu ustawy wynika co innego niż z uzasadnienia. W nim jest mowa o 70 dniach, a w projekcie ustawy o 60 dniach. Proszę przy tym zauważyć, że dla podatników, którzy będą się starać o zwrot ponad 1 mln zł podatku, przewidziano określone wymogi. Powstaje pytanie, co w sytuacji, gdy podatnik ich nie spełni. W którym terminie dostanie zwrot? Obawiam się, że wówczas, w świetle obecnego brzmienia projektu, zwrot w ogóle nie będzie mu przysługiwał. Logiczne byłoby, żeby w takiej sytuacji zadziałał termin 70-dniowy, ale o nim jest mowa tylko w uzasadnieniu, a nie w treści projektu. Wydaje się, że to przeoczenie. W projekcie jest zresztą wiele takich miejsc, gdzie logika wskazywałaby na co innego, niż wynika z dosłownego brzmienia przepisu. Ponadto, proszę zauważyć, w projekcie mnoży się od terminów zwrotu; mamy 30 dni, 40 dni, 50 dni, 60 dni (albo 70 dni?), 180 dni. Obawiam się, że przy tej mnogości wielu podatników się pogubi.