Prof. Brzeziński, szef Rady Konsultacyjnej Prawa Podatkowego przy ministrze finansów oraz członek rady naukowej Krajowej Izby Doradców Podatkowych, pytany o zapowiedzi PiS dot. ograniczania luki w VAT, podkreślił: "Jeśli luka we wpływach z VAT wyniosła za rok poprzedni ok. 40 mld zł, to według szacunków ekonomistów, które wydają mi się wiarygodne, da się z tego odzyskać nie więcej niż 10-15 proc. Biorąc pod uwagę już zastosowane środki zaradcze (odwrotne obciążenie) i takie, które da się zastosować w najbliższej przyszłości, w kolejnym roku podatkowym lukę można obniżyć w stosunku do roku poprzedniego o 20-30 proc. Ale nie więcej".

PAP: Podczas swojego wystąpienia na niedawnej konferencji "Podatki bez granic", która odbyła się w Pradze z udziałem przedstawicieli Polski, Czech i Niemiec, dość ostro zrecenzował pan działania fiskusa. Mówił pan o "wzroście bezwzględności egzekwowania prawa przez administrację podatkową" w obliczu rosnącej skali wyłudzeń VAT. Czy nasze służby podatkowe wyróżniają się tu na niekorzyść w porównaniu z czeskimi czy niemieckimi?

Prof. Bogumił Brzeziński: Tendencja zaostrzania kursu wobec podatnika jest ogólna, nasze służby się pod tym względem nie wyróżniają. Konstrukcja podatku od towarów i usług jest taka, że luki w VAT mogą być zamykane tylko poprzez zarzucanie na podatnika coraz ściślejszych sieci zbierania informacji o nim i o jego działalności. To się dzieje w całej UE, przykładem mogą być porozumienia międzynarodowe dotyczące automatycznej wymiany informacji podatkowych. Tego nie wymyślono w Polsce, jednak jesteśmy zobowiązani do wdrażania tych rozwiązań.

PAP: Ciągle dochodzą do nas doniesienia o ogromnej skali wyłudzeń VAT. Ostatni raport PwC mówi, że w tym roku będziemy mieli lukę w wysokości 53 mld zł. Co można zrobić z tym problemem?

B.B.: Prawdziwe narzędzia ma tylko Komisja Europejska. Jednak VAT jest na tyle ważny dla finansów publicznych, że to paraliżuje KE, jeśli chodzi o odważniejsze rozwiązania, np. zastąpienie VAT-u innym podatkiem czy wymuszenie na państwach ujednolicenia stawek w całej Unii. Problem polega na tym, że ryzyko polityczne zmian, zwłaszcza bardziej radykalnych jest bardzo duże. Politycy boją się bowiem decyzji, które pogorszyłyby sytuację w ich krajach, a poprawiły w innych. Z tego punktu widzenia byłoby łatwiej, gdyby UE była jednym państwem.

Obawa przed reakcją społeczną dotyczy zresztą nie tylko zmian w VAT, ale też innych względnie racjonalnych rozwiązań, takich jak np. wspólna skonsolidowana podstawa opodatkowania dochodów osób prawnych w państwach UE.

PAP: Jakie jeszcze inne zmiany by pan rekomendował?

B.B.: W Polsce bardzo sensownym rozwiązaniem byłoby opodatkowanie nieruchomości w oparciu o ich wartość katastralną. W państwach, w których taki podatek obowiązuje, nikt nie ma zamiaru się z niego wycofywać. U nas jednak sama wzmianka o podatku katastralnym wywołuje reakcje alergiczne i politycy boją się nawet wprowadzić ten temat do debaty publicznej.

Nadmiernie rozbudowany w stosunku do funkcji jest podatek dochodowy od płac, honorariów, rent i emerytur. Należałoby tu pobierać podatek, a nie zaliczki na podatek – to uwolniłoby podatników od obowiązku składania zeznań podatkowych. Jeszcze lepszy byłby podatek nie od wynagrodzeń, ale od funduszu płac przedsiębiorstwa, instytucji etc. Podatek dochodowy powinien być proporcjonalny – jeśli ze względów społecznych niezbędne jest utrzymanie progresji, to można ją osiągać odrębnym podatkiem od osób osiągających najwyższe dochody. Wtedy zeznań podatkowych będzie kilka tysięcy, a nie kilka milionów…

Podobnie jest ze zlikwidowanym przez poprzednie rządy PiS podatkiem od spadków i darowizn w kręgu najbliższej rodziny. W tym przypadku żadna licząca się partia - z obawy przed dezaprobatą opinii publicznej - nawet się nie zająknie o potrzebie przywrócenia tej daniny. A jej brak jest ewenementem na skalę co najmniej europejską.

PAP: A co można zrobić z problemem luki w CIT?

B.B: Już zrobiono w tej sprawie sporo - mam na myśli ustawę, która wprowadziła zmiany dotyczące tzw. zagranicznej spółki kontrolowanej (CFC) i która zapobiega transferowi zysków do zagranicznych spółek-córek. Problemem jest wykorzystywanie, w skromnym jak się wydaje zakresie, przez administrację podatkową przepisów dotyczących cen transferowych, ale do tego potrzebni są wysoko kwalifikowani – i podobnie opłacani – specjaliści.

Generalnie, jeśli chodzi o CIT, nie należy "wyważać otwartych drzwi". Trzeba patrzeć, co robią inni, jak to się sprawdza, a jeśli się sprawdza, to w miarę szybko postępować podobnie. Trudno mi jednak ocenić, czy u nas są odpowiednie mechanizmy monitorowania tego, co się dzieje na świecie. Z drugiej strony wydaje się, że Ministerstwo Finansów jest w pewnym sensie paraliżowane przez niechętny fiskusowi ton debaty publicznej.

PAP: Przykładem rozwiązania, którego nie wprowadzono właśnie z obawy przed niechętną "prasą" wydaje się klauzula obejścia prawa, obowiązująca w większości cywilizowanych państw. Została ona usunięta z projektu nowelizacji Ordynacji podatkowej, na etapie prac rządu. Powoływano się m.in. na wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2004 r.

B.B.: Trybunału bym się nie obawiał, okoliczności od 2004 r. bardzo się bowiem zmieniły, jeśli chodzi o unikanie opodatkowania. Jednak nie spodziewam się, aby klauzula stała się efektywnym narzędziem do rozwiązania problemu. Politycy wprowadzają klauzulę, żeby mieć święty spokój, żeby na pretensje o nieuczciwą konkurencję ze strony przedsiębiorców, którzy płacą podatki, mogli odpowiedzieć: zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy - wprowadziliśmy klauzulę.

Niepokojące wydaje się coś innego – otóż w trakcie dyskusji o klauzuli Ministerstwo Finansów nie potrafiło wskazać sytuacji, w której w Polsce jakiś podatnik rzeczywiście uniknął zapłaty podatku, a gdyby obowiązywała klauzula, to uniemożliwiłaby ona takie działanie.

Wydaje się przy tym, że oczekiwanie na błogosławione skutki klauzuli antyabuzywnej nie jest szczególnie uzasadnione. Jeśli przyjrzeć się przykładowo francuskiej klauzuli zapobiegającej unikaniu opodatkowania, to znajduje ona zastosowanie najczęściej w sprawach drobnych, dotyczących opodatkowania osób fizycznych, kiedy np. podatnik zamiast darowizny nieruchomości – darowuje udziały w spółce, do której tę nieruchomość uprzednio wniósł. Nie ma tu mowy o żadnych milionach euro podatku…

PAP: Jak ocenia pan zatem zapowiedzi PiS dotyczące zysków z ograniczenia luk podatkowych? Na ile są one realne?

B.B.: Potrzeba działania w tym zakresie jest oczywista. Pozostaje problem doboru metod i szacunek skali efektów naprawczych. Jeśli luka we wpływach z VAT wyniosła za rok poprzedni ok. 40 mld zł, to według szacunków ekonomistów, które wydają mi się wiarygodne, da się z tego odzyskać nie więcej niż 10-15 proc. Biorąc pod uwagę już zastosowane środki zaradcze (odwrotne obciążenie) i takie, które da się zastosować w najbliższej przyszłości, w kolejnym roku podatkowym lukę można obniżyć w stosunku do roku poprzedniego o 20-30 proc. Ale nie więcej – na przeszkodzie stoi tu obecny kształt VAT – archaiczny, niedostosowany do współczesnych realiów społeczno-gospodarczych.

Ten podatek mógłby funkcjonować lepiej, ale tylko w sytuacji głębokiej ingerencji administracji podatkowej w działalność podmiotów gospodarczych, zakładającej monitoring wszystkich operacji gospodarczych w czasie rzeczywistym. Nie wiadomo, czy opłaca się skórka za wyprawkę…

PAP: A jak pan skomentuje propozycje PiS dot. wprowadzenia podatku bankowego (w postaci transakcyjnego albo od aktywów) oraz od sklepów wielkopowierzchniowych?

B.B.: Każde rozwiązanie ma swoje skutki. Można opodatkować – jeśli to nie naruszy prawa unijnego - sklepy wielkopowierzchniowe oraz banki, ale nie ma się co łudzić: w ostatecznym rozrachunku i tak zapłacą za to klienci..