Nie ma już chyba wątpliwości, że przepisy naszej ustawy o grach hazardowych zakazujące ustawiania jednorękich bandytów poza kasynami mają w świetle unijnej dyrektywy charakter techniczny (por. wyrok TSUE o sygn. C-98/14).
Komentarz tygodnia
Inne podejście wydaje się próbą dzielenia włosa na czworo – wyłącznie dla uzasadnienia określonych racji bądź interesów. Co do zasady przepisy techniczne wymagają notyfikacji, czyli uprzedniego w stosunku do ich wejścia w życie zgłoszenia Komisji Europejskiej. Czy nasze regulacje też wymagały, a brak zawiadomienia był poważnym, wręcz niedopuszczalnym, błędem? Większość ekspertów (i składów orzekających) ocenia, że tak, niektórzy – że nie. Nie powinniśmy być zdziwieni, jeśli w końcu i na to pytanie będzie musiał odpowiedzieć europejski trybunał. Kolejna kwestia: co wówczas, jeśli notyfikacja była potrzebna, a do niej nie doszło? Zdaniem Trybunału Konstytucyjnego z punktu widzenia naszej ustawy zasadniczej – nic: krajowy proces legislacyjny nie doznał uszczerbku. TK nie wypowiedział się jednak (bo nie mógł), jakie ma to skutki z uwagi na wzajemne relacje między przepisami unijnymi a krajowymi. A Sąd Najwyższy, który rozpatrywał odpowiedzialność karną skarbową osób, które łamiąc zapisy ustawy, oferowały „usługi” jednorękich bandytów poza kasynami, miał różne poglądy. Zazwyczaj uznawał w ślad za unijnym trybunałem, że przepisy nienotyfikowane nie są elementem porządku prawnego. Mówiąc krótko: nie obowiązują obywateli. Należy przypuszczać, że wspomniany na wstępie wyrok TSUE wzmocni tę linię orzeczniczą i pomoże zakwestionować przeciwną. Odpowiedzialność karna to jeden wątek. Drugi to skuteczność niekorzystnych dla firm decyzji administracyjnych i odpowiedzialność państwa za wyrządzone – liczone w miliardach złotych – szkody (cofnięcie zezwoleń na działalność, „aresztowanie” jednorękich bandytów itd.).
TSUE ocenił, że dyrektywa dotycząca obowiązku notyfikacji przepisów technicznych nie jest podstawą do dochodzenia roszczeń przez przedsiębiorców, którzy ucierpieli wskutek wprowadzenia krajowych regulacji z jej naruszeniem. Nie zmienia to tego, że taką podstawą mogą być inne unijne akty lub też ustawy krajowe. Spór o rację i wielkie pieniądze bynajmniej nie gaśnie. Na kompromis za późno. To już gra o sumie zerowej: zwycięstwo jednej strony będzie równe stratom drugiej. Fatalnie, że uczyniono nas – jako składających się na budżet państwa – jej zakładnikami.