To zła wiadomość dla wydawców i czytelników. E-booki nie będą tańsze: VAT, którym są objęte, nie spadnie.
Nadzieje rozwiał Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Przyznał, że w przypadku, gdy książkę w wersji cyfrowej uzyskujemy drogą elektroniczną (nie kupujemy jej w formie fizycznego nośnika), korzystamy z usług, które w świetle dyrektywy obłożone są podstawową (w naszym przypadku 23-procentową) stawką podatku. Z pewnością tak wyłożona zasada dotyczy nie tylko książek, lecz także np. gazet (i ich e-wydań). Kraje, które próbowały inaczej interpretować unijne przepisy, będą musiały zmienić prawo i uwzględnić orzeczenie.
Ministerstwo Finansów miało rację, odmawiając zmian w ustawie o VAT i zasłaniając się regulacjami UE oraz stanowiskiem Komisji Europejskiej. Czy to kończy sprawę? Na tym etapie, niestety, tak.
Wyroki TSUE wskazują, że gdy mamy do czynienia z książką w formie fizycznych nośników (np. papier, płyta CD czy pendrive), możemy mówić o tożsamości takich produktów (ich identyczności z punktu widzenia konsumenta), a więc i potrzebie/konieczności ich jednakowego opodatkowania (jeśli jest zróżnicowane). W takich wypadkach sprawa jest prosta: unijne przepisy zezwalają na użycie obniżonej stawki VAT. Jednocześnie ta sama książka istniejąca i dostarczana w postaci pliku poprzez transfer danych jest już czymś innym. I o niższej stawce nie może być mowy.
To rozumowanie jest może i logiczne, ale trudno uwierzyć, że kogokolwiek przekona. Internautów na pewno nie. Plik, płyta, papier – co za różnica? Ta sama książka jest chyba tą samą książką – tożsamą i identyczną z punktu widzenia konsumenta.
Nie jest powiedziane, że tak jak chce TSUE, będzie już zawsze i że unijne regulacje nie zmienią się na korzyść oferujących i kupujących e-booki. Pytanie, kto podejmie inicjatywę, która do takich zmian mogłaby doprowadzić. Być może przegrani w ostatnim procesie, np. Francja. Dobrze by było, aby mogła liczyć na mocne wsparcie Polski: dla dobra naszych wydawców. I czytelników.
Oczywiście, jest też ryzyko. Eksperci pracujący na zlecenie KE wolą (i zalecają) proste rozwiązania, czyli w miarę możliwości stosowanie w odniesieniu do wersji elektronicznych oraz innych tego samego produktu jednej, podstawowej stawki VAT. W przypadku książek oznaczałoby to tyle, że e-booki pozostałyby opodatkowane wysoko, a wersje papierowe nie mogłyby dłużej liczyć na ulgowe stawki. Naturalnie byłoby to jeszcze bardziej logiczne niż wyrok TSUE. Z interesem wydawców i czytelników nie miałoby to nic wspólnego. Ze zdrowym rozsądkiem też nie, ale nie wiadomo niestety, czy to argument przeważający.