Nikt nas tak szczerze nie pochwali jak my sami. A mamy się czym chwalić. Pamiętacie państwo, jak w grudniu napisałem o tym, że szykuje się kolejna proporcja, którą już niebawem będziemy stosować przy wyznaczaniu podatku naliczonego od zakupów samochodowych? Zrobiła się afera, pojawiły się spory, najpierw na łamach tygodnika, a później Dziennika Gazety Prawnej. I co? Okazało się, że jednak tworzący prawo czasami czytają ze zrozumieniem. W obecnej wersji projektu zmian do ustawy o VAT znajdziemy zastrzeżenie, dzięki któremu wiemy, że kolejna proporcja nie będzie miała zastosowania już nie tylko wówczas, gdy zakupione świadczenie będą opodatkowane jako czynności nieodpłatne, co wszak nie tyczy się wykorzystania samochodów osobowych, lecz także wówczas gdy samochody osobowe są wykorzystywane na potrzeby niezwiązane z działalnością.
Precz z fałszywą skromnością, a co tam, moim zdaniem jest to efektem naszej grudniowej publikacji! Przynajmniej chcę w to wierzyć. Bo to by nadawało dodatkowy sens mojemu pisaniu (taka wartość dodana, bo główny cel to dzielenie się swoimi spostrzeżeniami z normalnymi podatnikami, takimi jak ja), to by oznaczało, że warto sygnalizować, czy raczej piętnować, absurdalne pomysły tworzących przepisy. I że czasami przekłada się to na finalną treść regulacji i pomaga uchronić zwykłych podatników np. przed rozwiązaniami legislacyjnymi, których nie da się zastosować.
Niesiony falą optymizmu, pozostając w – być może przesadzonym albo całkowicie nieuzasadnionym, ale co mi tam – samozachwycie, apeluję do tworzących prawo: zastanówcie się raz jeszcze nad nowymi przepisami dotyczącymi odwrotnego opodatkowania smartfonów, telefonów komórkowych, laptopów, tabletów czy konsol. I nie chodzi mi o to, by nie było tutaj odwrotnego opodatkowania. Wcale nie jestem przeciwnikiem samego pomysłu, chociaż nie z tych powodów, które deklaruje projektodawca – miło byłoby zapłacić podatek nie w cenie, ale dopiero po zakończeniu miesiąca czy nawet kwartału, lub wręcz zneutralizować go w deklaracji VAT. Problem w tym, że uważam, iż odwrotne opodatkowanie nie uszczelni systemu podatkowego. Wprost przeciwnie (tutaj odsyłam do komentarza „Czy fiskus funduje zakupy grupowe bez VAT” DGP nr 31) w takiej formie, w jakiej jest nam obecnie proponowane, stworzy nowe możliwości dla oszustów podatkowych. I to niekoniecznie dla wielkich mafii podatkowych (choć tych również), ale drobnych cwaniaczków. Jednocześnie zwykłym podatnikom przysporzy licznych problemów, jeszcze większych niż obecnie odwrotne opodatkowanie stali. Co to jest ta jednolita gospodarczo transakcja, skoro może być więcej niż jedno zamówienie i faktura? Co w sytuacji, gdy nie było zaliczki, pierwotnie wartość netto takiej transakcji nie miała przekroczyć 20 000 zł, a jednak przekroczyła – korekta historyczna? A co gdy nie miała przekroczyć i przekroczyła – korekta historyczna? Co z rabatami przedsprzedażnymi ujawnionymi w fakturze, czy wpływają na wartość sprzedaży odnoszonej do limitu 20 000 zł – przepis wskazuje na rabaty posprzedażne, ale... tylko „w szczególności”, czyli inne również?
Sęk w tym, że ten problem można by było rozwiązać w prosty sposób. Wystarczy tylko pomyśleć. A co mi, niech to będzie prezent z mojej strony: wystarczy zapisać, że odwrotne opodatkowanie również, ale nie „jeżeli” wartość transakcji przekroczy 20 000 zł, lecz wówczas gdy w danym roku wartość zakupów przekroczy 20 000 zł – czyli „po przekroczeniu w danym roku”. Niby to samo, ale wcale nie: nie trzeba ustalać, co to jest jednolita gospodarcza transakcja, wystarczy zsumować wartość transakcji pomiędzy kontrahentami od początki roku – a to da się zrobić nawet u dużych sprzedawców sieciowych (może wymagało będzie uporządkowania bazy danych, ale jest to wykonalne).
Pomysł do bólu prosty, a przede wszystkim gotowy, podany na tacy. Byle tylko ten felieton przeczytał ktoś, kto uczestniczy w tworzenia prawa...
W imieniu podatników proszę, bym raz jeszcze miał powód do przechwałek.
Spór o to, czy planowana proporcja w VAT obejmie zakup aut na użytek mieszany, przeszedł do lamusa. Tworzący prawo zmienili tekst przepisu na korzyść podatników. Czy nas czytają i wyciągają wnioski?