Na wielką rewolucję w podatkach w 2015 roku się nie zanosi. Ale na zmiany – i to poważne – owszem. Jedną z głębszych, nawet z rewolucyjnym potencjałem, może być tzw. prewspółczynnik VAT, mający wskazywać, w jakiej mierze kupiony przez przedsiębiorcę towar będzie używany do działalności gospodarczej, a w jakiej do innej (np. prywatnej). Będzie on wraz z typowym współczynnikiem (proporcją) określał granice odliczania podatku naliczonego. Ale to wciąż tylko projekt.

Spośród już uchwalonych regulacji najciekawszą wydaje się ta, która właśnie weszła w życie (1 stycznia) i dotyczy CFC, czyli kontrolowanych spółek zagranicznych. Chodzi o to, że polscy podatnicy, także osoby fizyczne, będą płacić podatek od dochodów osiąganych przez należące do nich firmy zarejestrowane w innych krajach (bądź terytoriach). Żeby ostudzić emocje, warto zauważyć, że płonne są nadzieje na to, iż najbogatsi Polacy będą teraz regulować daniny w ojczystym kraju. Ci, którzy chcą to robić, czynią to już od dawna. Ci, którzy nie chcą, mają inną rezydencję podatkową i pewnie jej nie zmienią. Ale zostaje jeszcze duża grupa osób i przedsiębiorstw, które dziś rozliczają polskie podatki zgodnie z prawem, lecz optymalizują je niekoniecznie zgodnie z interesem własnego fiskusa. W ich przypadku przepisy o CFC będą mieć praktyczne zastosowanie. A praktyczny wymiar tego zastosowania, czyli wpływy budżetowe? To jedna wielka niewiadoma. Zapewne fiskus będzie monitorował, co się dzieje w tej sprawie, i udzieli nam informacji – ilu podatników płaci podatek od CFC (oraz od ilu spółek tego rodzaju) i ile wpływa z tego powodu do naszej wspólnej kasy. Niestety, ze względu na terminy rozliczeń nowej daniny takich danych możemy się spodziewać najprawdopodobniej dopiero w IV kwartale 2016 r. Co gorsza, nie wszystko da się precyzyjnie zmierzyć. Jeśli komuś przestanie się opłacać utrzymywanie zagranicznej firmy, zlikwiduje ją i podatku od jej dochodów nie będzie regulować, czyli w prostych statystykach nie zostanie uwzględniony. Być może jednak w miejsce dotychczasowej podatkowej struktury stworzy inną, choćby mniej efektywną, lub po prostu w miarę przyzwoicie opodatkuje się w kraju (ograniczając zakres optymalizacji). Oba przypadki trudno będzie zidentyfikować.
Już teraz możemy za to obserwować pewien „ruch w interesie” wskazujący, jak nowe przepisy działają poza wymierną sferą wpływów podatkowych z tytułu CFC. Chodzi o ruch wśród zagranicznych akcjonariuszy/udziałowców polskich firm (zwłaszcza jeśli byli powoływani po to, by trafiające do nich dywidendy były odpowiednio nisko opodatkowane). Dotyczy to także anulowania bądź modyfikowania umów z nimi oraz innymi zagranicznymi partnerami, zwłaszcza tych charakterystycznych, dotyczących np. znaków towarowych, praw autorskich, know-how, pożyczek, gwarancji (tego wszystkiego, co oznaczało transfer zysków za granicę w poszukiwaniu podatkowych oszczędności). Skąd czerpać wiedzę na ten temat? Przez KRS, księgi akcyjne, a tym bardziej dokumentację handlową przedsiębiorstw nikt przekopywał się nie będzie – nie ma takiej możliwości. Ale jest grupa osób prawnych, która stanowi dobrą „próbkę badawczą” i która musi (powinna) informować o zmianach w jednym bądź drugim zakresie. Chodzi o setki firm publicznych notowanych na warszawskiej giełdzie. Oczywiście, poza GPW jest bardzo wiele przedsiębiorstw, które też stać na optymalizację i które bez wątpienia z niej korzystają, ale komunikaty płynące z rynku kapitałowego powinny wystarczyć, by wyrobić sobie zdanie, czy gra warta była świeczki. Swoją drogą ciekawe, czy Ministerstwo Finansów przeprowadzi taką analizę, czy poprzestanie na odnotowaniu kwot, pewnie niezbyt okazałych, z tytułu nowej daniny.
Krzysztof Jedlak szef Gazety Prawnej / Dziennik Gazeta Prawna