Pisałem już w tym miejscu o tym, że indywidualne interpretacje to rzecz w naszym systemie podatkowym bardzo pożyteczna (dopóki system wygląda i działa tak, jak dotąd) i w gruncie rzeczy udana.
Niepokojące są więc niektóre propozycje zmian, jak choćby zawarte w projekcie modyfikacji postępowania przed sądami administracyjnymi. Zamiast skupiać się na tym, by interpretacje nie były potrzebne, ustawodawca idzie w kierunku ograniczania dostępu do nich oraz utrudniania ich weryfikacji przez sądy (np. poprzez wymóg precyzyjnego wskazywania przez podatnika w skardze podstawy prawnej podnoszonych przez niego zarzutów).
Niepokojące jest też to, co – niezależnie od różnych pomysłów na zmiany – z interpretacjami dzieje się już od pewnego czasu. Wniosków o nie jest coraz więcej (jakość prawa podatkowego się nie poprawia, wręcz przeciwnie), jednocześnie dużo szybciej rośnie liczba interpretacji, które nie wytrzymują próby i są uchylane przez WSA i NSA (czyli takich, które są wadliwe). Do tego obrazu dochodzi teraz jeszcze jeden brakujący element: z roku na rok fiskus nie tylko coraz gorzej odpowiada na pytania podatników o wykładnię przepisów, ale i coraz częściej w ogóle nie odpowiada. Powody, a raczej preteksty, bywają różne, nierzadko po prostu niepoważne.
Zarówno więc pomysły (przynajmniej niektóre) na zmiany, jak i postępująca erozja jakości interpretacji, a także kultury ich wydawania (odmowy), to psucie tego, co i w zamyśle, i w praktyce było oraz jest jeszcze cenną wartością polskiego – byle jakiego przecież – systemu podatkowego.
Fiskus musi się temu uważnie przyjrzeć i zareagować. Wykolejenie dobrze funkcjonującej instytucji przyniesie nie tylko podatnikom, ale i jemu więcej szkód niż korzyści. Nie sądzę, by nie zdawał sobie z tego sprawy.